-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Usłyszał ruch na piętrze, więc prędko wsadził szczenię do pudła,
wyszedł do przedpokoju i popatrzył na schodzących. Jego matka była
w podomce, a Molly i Toby ubrani. Molly ładnie wyglądała z
rozpuszczonymi włosami. Trzymała Toby'ego za rączkę.
- Zszedłem pierwszy, żeby zapalić lampki - zawołał Richard. -
Kto zgadnie, czy Mikołaj o nas pamiętał?
165
R S
Toby nie czekał na odpowiedz. Wyrwał się i zbiegł na dół,
zanim panie doszły do połowy schodów.
- Wolnego, mój mały. Wypada poczekać.
- Wujku, czy był już u nas Zwięty Mikołaj?
- Zdaje się, że był, ale nie sprawdziłem, bo wiedziałem, że ty to
chcesz zrobić.
Gdy panie zeszły, Toby pociągnął Molly za rękę. Richard
poprowadził matkę, Molly i Toby szli za nimi. Pani Anderson usiadła,
a Toby natychmiast zauważył kopertę.
- Czy Mikołaj zostawił to dla mnie? - spytał przejęty.
- Możliwe.
Chłopiec wziął kopertę, nie zwracając uwagi, na czym leżała.
- Zwięty Mikołaj pomylił mnie z chłopcem o tym samym
imieniu, bo pisze o psie...
W tym momencie rozległo się skomlenie.
- Co to za hałas? - spytał Richard, rozglądając się. - Chyba
dochodzi z tego dużego pudła. Toby, sprawdz, czy mam rację.
Chłopiec popatrzył na niego, na Molly, po czym uklęknął i
drżącymi palcami otworzył karton. Szczenię pomerdało ogonem,
stanęło na tylnych łapach i usiłowało wydostać się z pudła.
- Molly! Wiesz, co dostałem? - zawołał uradowany Toby.
Wyjął psa i przytulił, patrząc na niego przez łzy. Richard zerknął
na Molly i zobaczył, że ona też płacze.
- Wujku, czy on naprawdÄ™ jest dla mnie?
- Tak. Musisz dać mu imię i dobrze wychować.
166
R S
Podszedł do Molly i objął ją. Spodziewał się, że będzie
wzruszona, ale nie aż do tego stopnia. Gdy oparła mu głowę na
ramieniu, wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł mokre policzki.
- Molly, jak go nazwać? - zapytał Toby.
- Hm, jest czekoladowego koloru...
- O! Już wiem. Nazwę go Kakao.
- Trafne imię - orzekł Richard. - Pamiętaj, że psa trzeba
wyprowadzać, by nauczył się załatwiać potrzeby na dworze.
- Skąd będę wiedział, kiedy trzeba z nim wyjść?
- Nauczysz się rozpoznawać sygnały, ale na początku na pewno
będziesz musiał po nim sprzątać.
- Czy teraz musi wyjść?
- Nie. Na pewno załatwił się, nim Zwięty Mikołaj zamknął go w
pudle.
- Och, wujku, dziękuję, bardzo dziękuję.
Wyciągnął ręce, a Richard pochylił się ku niemu. Prędko
wyprostował się i znowu objął Molly. Toby podbiegł do babci.
- Dziękuję, babuniu. Wczoraj pomyślałem, że rodzice po-
wiedzieli o piesku Zwiętemu Mikołajowi, ale Mikołaja nie ma i...
- Jest, dopóki całym sercem wierzymy w jego istnienie -
powiedziała pani Anderson.
- To samo Molly mówi mi o mamusi i tatusiu. %7łe są w moim
sercu.
- To prawda.
Starsza pani zamrugała, aby się nie rozpłakać.
167
R S
- Obejrzyjmy pozostałe prezenty - zaproponował Richard. -
Zawołam Delores i Alberta.
Na odchodnym pocałował Molly.
Dumny malec pokazał Albertowi pieska i zapytał, skąd
wiadomo, kiedy pies chce się załatwić. Przez chwilę rozmawiali
przyciszonymi głosami.
Richard poprosił siostrzeńca o pomoc przy rozdawaniu
prezentów. Toby podał psa Molly, zaniósł jeden prezent Albertowi,
drugi babci. Molly bawiła się ze szczeniakiem.
- Też chciałabyś dostać pieska? - cicho zapytał Richard.
- Nie. LubiÄ™ psy, ale wychodzÄ™ z domu na wiele godzin, a wtedy
zwierzakowi byłoby smutno.
Toby dostrzegł prezent ukryty za choinką.
- Rower! - krzyknął, ale niepewnie dodał: - Jest dla mnie?
- Trudno powiedzieć - odparł Richard. - Dla mnie stanowczo za
mały, ale dla Molly w sam raz.
Chłopiec podprowadził rower do Molly.
- Czy to dla ciebie?
- Nie, skarbie. Wujek tylko żartuje. Rower na pewno jest dla
ciebie.
- Drugi wymarzony prezent.
- Możesz jezdzić tylko koło domu i ktoś musi cię pilnować. -
Richard zrobił grozną minę. - Obiecaj, że będziesz pamiętał o
warunkach.
- Obiecuję. Piesek będzie biegł obok mnie.
168
R S
Richard uśmiechnął się pobłażliwie.
- Widzę, że sam muszę rozdawać prezenty, bo ty jesteś za bardzo
przejęty swoimi.
Molly nadal bawiła się ze szczeniakiem, ale kątem oka do-
strzegła, że Richard podał matce prezent od niej. Miała nadzieję, że
skromny podarunek się spodoba. Speszyła się, gdy starsza pani
załkała.
- Och, bardzo mi przykro. Myślałam, że... Mogę wymienić... Ja...
Pani Anderson przycisnęła prezent do piersi.
- Nie oddam. Jest piękny. Przepraszam. Rozpłakałam się, bo nie
spodziewałam się...
- Co to takiego? - zainteresował się Richard.
Pani Anderson podniosła artystyczną ramkę ze zdjęciem Susan.
- Mamusia - szepnÄ…Å‚ Toby.
- Tak, serduszko. - Pani Anderson otarła łzy. - Mam jej zdjęcia
jako dziewczynki, ale twój dziadek nie pozwolił mi zachować innych,
nowszych.
Richard pocałował matkę w policzek, a potem musnął wargami
usta Molly.
- Dziękuję ci w imieniu mamy.
- Wzięłam fotografię Toby'ego z rodzicami i poprosiłam o
zrobienie zdjęcia tylko twojej siostry.
- Pocięłaś moje zdjęcie? - przeraził się malec.
- O co ty mnie posądzasz! Teraz można zrobić zdjęcie fragmentu
bez niszczenia fotografii.
169
R S
Richard rozwinął wstążkę i papier swego prezentu.
- O, bardzo dziękuję. Od dawna chciałem to przeczytać.
Postanawiam od dziś mniej pracować, by mieć czas na przyjemności.
Ta książka pomoże mi zmienić tryb życia.
Albert ucieszył się z prezentu od Molly.
- Niedawno zgubiłem scyzoryk i chciałem kupić nowy, ale jakoś
tego nie zrobiłem. Ten jest pierwszorzędny.
Delores westchnęła na widok wytwornych czekoladek.
- Oj, mi ślinka leci. Dziękuję.
Najwięcej prezentów otrzymało dziecko. Jedne były od Molly,
inne od Zwiętego Mikołaja, między innymi książka Pajęczyna
Charlotty".
- Będziemy mogli co wieczór czytać jeden rozdział.
- Tak.
Toby rozwinął kolejny prezent - powiększone zdjęcie z
rodzicami, w Å‚adnej ramce.
- Dziękuję - powiedział wzruszony.
Molly otrzymała od niego perfumy, a od pani Anderson
naszyjnik i kolczyki z cyrkoniami połyskującymi jak brylanty. Potem
Richard podał jej intrygująco duży i płaski prezent, Co to może być?
Otworzyła pudło i zaskoczona patrzyła na ciemnozieloną bluzkę
ozdobioną szlachetnymi kamieniami, ze złotą lamówką. Pod bluzką
leżała długa aksamitna spódnica, też ciemnozielona. Molly nie mogła
oderwać oczu od balowego stroju. Pomyślała o Kopciuszku. Jaka
szkoda, że nie wybierała się na bal.
170
R S
Spojrzała na Richarda.
- To prezent od ciebie?
- Od mamy, ale ja go wybrałem.
- Piękna kreacja. Niestety nie bywam nigdzie, gdzie mogłabym
wystąpić tak elegancko ubrana.
Pani Anderson spojrzała na syna.
- Przyznaj siÄ™, o co chodzi.
- Widzisz, muszę iść na przyjęcie sylwestrowe i chciałbym,
żebyś mi towarzyszyła. Chyba nie odmówisz?
- Na pewno znajdziesz lepszÄ… partnerkÄ™.
- Nie sądzę. Znam dużo kobiet, ale żadna nie jest panią mego
serca. Tylko ty.
Molly wpatrywała się w niego oniemiała.
- Idzcie do drugiego pokoju i tam się rozmówcie - poradziła pani
Anderson.
Molly nie miała pojęcia, o co chodzi. Richard wyciągnął rękę,
więc oddała szczenię Toby'emu i wstała. Richard zamknął drzwi i
porwał ją w ramiona.
- Niespodzianka, prawda?
Co jest niespodzianką? Molly nadal nie rozumiała, o czym on
mówi. Czyżby miało spełnić się jej najskrytsze marzenie?
Richard uśmiechnął się, a ona nagle zrozumiała, że ją szczerze
kocha.
- Ale ja... - zaczęła niepewnie. - Jestem pielęgniarką, mam nocne
dyżury, mieszkam na Florydzie...
171
R S
- %7ładna przeszkoda. Możesz nadal być pielęgniarką, tyle że nie
na Florydzie. Jeśli koniecznie chcesz, poszukamy pracy tutaj, ale
najpierw wezmiemy ślub. Musimy mieć dzieci, żebyście z mamą nie
rozpieściły Toby'ego.
- Ty... chcesz się ze mną ożenić? [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl