• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    wojowników, gdyż gdyby wioska była opuszczona, nie wiadomo, jak długo mogły trwać jego
    poszukiwania.
    Człowiek-małpa szybko przebył lasy i ku południowi zbliżył się do wioski. Zawiodły go jednak
    oczekiwania, uprawne pola zarosła dżungla, a pokryte strzechami chaty stały w ruinie. Nie widać
    było ani śladu człowieka. Z pół godziny chodził wśród rumowisk w nadziei, że może uda mu się
    odnalezć jakąś broń zapomnianą, lecz poszukiwania były bezowocne. Wyruszył więc znów w dalszą
    drogę, kierując się wzdłuż strumienia płynącego z południowego wschodu. Wiedział, że w pobliżu
    świeżej wody najprawdopodobniej potrafi odnalezć jakieś ludzkie siedliska.
    Odbywając podróż, polował jak polował w dawnych czasach z członkami swego plemienia, jak Kala
    nauczyła go polować, przewracał przegniłe pnie, szukając smacznych padalców, wdzierając się na
    wierzchołki drzew, by obrabować gniazdo ptasie lub skacząc ze zwinnością kota na jakąś drobną
    zwierzynę. Inne jeszcze rzeczy służyły mu za pożywienie, lecz im mniej szczegółowo wymienimy
    listÄ™ jego potraw - tym lepiej.
    Tarzan powrócił do stanu dzikości, był znowu małpą, dzikim, brutalnym antropoidalnym
    zwierzęciem, jakim urósł pod okiem Kali i jakim był przez pierwsze dwadzieścia lat swego życia.
    Od czasu do czasu uśmiech zjawiał się na j ego ustach, gdy wspomniał
    któregoś z przyjaciół, który właśnie w tejże chwili siedział, być może, nie doznając żadnego
    niepokoju, w wieczornym stroju na sali któregoś z klubów, gdzie zbiera się dobrane towarzystwo, tak
    właśnie jak siadywał Tarzan przed kilku zaledwie miesiącami.
    Lecz nagle myśli jego przybierały inny obrót, stawał wryty jak kamień, gdy łagodny powiew wiatru
    donosił do jego czułych nozdrzy zapach jakiejś nowej ofiary lub niebezpiecznego wroga.
    84
    Tego dnia nocował daleko od swej chaty, wymoszczony bezpiecznie w rozwidlających się gałęziach
    olbrzymiego drzewa, unosząc się na sto stóp nad ziemią. Przed snem najadł
    się dobrze - tym razem na kolację miał mięso Bary, daniela, który padł ofiarą jego szybkiej pętlicy.
    Wczesną porą następnego rana udał się w dalszą drogę, trzymając się wciąż biegu rzeki.
    Trzy dni trwały poszukiwania, aż dotarł do tych okolic dżungli, gdzie nie był nigdy przedtem. Od
    czasu do czasu na pagórkach las stawał się rzadszy i w dalekiej odległości przez drzewa dostrzegał
    zwały potężnych gór i Szerokie równiny, rozścielające się przed nimi. Tu, na otwartych
    przestrzeniach była liczna zwierzyna - niezliczone stada antylop i zebr. Tarzan był zachwycony tym
    widokiem, powziął zamiar dłużej pozostać w tym nowym dla niego świecie.
    Rankiem czwartego dnia podróży nozdrza jego uderzył nagle słabo dochodzący nowy zapach. Był to
    zapach człowieka, znajdującego się jednak w znacznej odległości.
    Uradowało go to wielce. Zaostrzyły się w nim wszystkie zmysły, z wielką przebiegłością zaczął się
    szybko posuwać bardzo ostrożnie przez drzewa, pod wiatr, w kierunku swej ofiary. Dotarł do niej,
    spotkawszy samotnego wojownika, kroczÄ…cego spokojnie przez las.
    Tarzan posuwał się tuż za nim, wypatrując wolniejszej przestrzeni, gdzie mógłby rzucić swą linkę.
    Gdy tak śledził nie spodziewającego się niczego złego człowieka, nasunęły mu się nowe myśli, myśli
    zrodzone z wysubtelniających wpływów cywilizacji i j ej okrucieństw. Pomyślał, że człowiek
    cywilizowany prawie nigdy nie odbiera życia blizniemu, nie mając jakiegoś pretekstu, choćby ten
    pretekst był mało znaczny. Co prawda Tarzan pragnął posiąść broń i ozdoby tego człowieka, lecz
    czyż zachodziła konieczna potrzeba popełnienia zabójstwa, by j e zdobyć?
    Im więcej o tym myślał, tym przykrzejsza stała mu się myśl odbierania życia istocie ludzkiej bez
    potrzeby. Traf chciał, że właśnie kiedy Tarzan usiłował dojść do decyzji, jak ma postąpić, zbliżyli
    się do małej polanki, w końcu której roztaczała się okolona palisadą wioska | podobnych do uli chat.
    Gdy wojownik wynurzał się z lasu, Tarzan dostrzegł płową głowę, przesuwającą się cicho przez
    zbitą masę traw ich śladem - był to Numa, lew. Ten również śledził człowieka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl