• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    atrem z... pan już wie, z kim... Czytałyśmy wycinki z prasy.
     Proszę was, zechciejcie mi wierzyć!  mówił głos w telefonie.  Rozumiem, co
    149
    przypuszczacie. Ale to było inaczej. Dzieci kochane, nie chcę, żebyście tak o mnie my-
    ślały! Uwierzcie! Byłem całkowicie niewinny. Nie miałem o niczym pojęcia. Dopiero po
    niewczasie zorientowałem się, do czego mnie użyto. Było już wtedy za pózno. Błagam
    was, wierzcie!
     Wierzymy panu  szybko odpowiedziała Dina.  My wierzymy. Ale tamten...
    Pan wie, o kim mówię... Tamten człowiek nie wie, że pan jest niewinny. Może nie ze-
    chce w to uwierzyć. Może nie da panu sposobności i czasu, żeby się pan usprawiedliwił.
    Niech pan się strzeże! On tak długo czekał na możliwość zemsty!
    Znowu zaległa cisza. Potem pytanie:
     O kim wy mówicie?
     O tym młodym człowieku, który był w niej zakochany...  powiedziała Dina.
     Och, Boże!  w telefonie głos zadrżał nieomal śmiechem.  Tylko jeden młody
    człowiek kochał Betty: właśnie ja.
     Chwileczkę!  krzyknęła Dina. Nasłuchiwała jednak daremnie. Spróbowała jesz-
    cze zastukać widełkami, wreszcie dała za wygraną.  Nie ma go już! Położył słuchaw-
    kÄ™!
     W każdym razie wiemy, że jest bezpieczny  z ulgą stwierdziła April.  Jak do-
    tąd... Co ci powiedział?
    Dina powtórzyła jej słowa pana Sanforda. Siostry patrzyły na siebie oszołomione.
     Już teraz nic nie rozumiem  powiedziała April.
     Ja też nie  przyznała się Dina.  W dalszym ciągu jednak uważam, że trze-
    ba zbadać bliżej osobę Ruperta van Deusena. Ale ty chciałaś mi coś powiedzieć, kiedy
    dzwonek telefonu nam przerwał.
     Nic ważnego  szepnęła April. Chciała wyznać Dinie swój sekret, ale chwila zda-
    wała się nieodpowiednia. Wolała najpierw dowiedzieć się czegoś więcej o Rupercie van
    Deusenie.  Mamusia lada chwila zejdzie. Mamy jeszcze masÄ™ do zrobienia w kuchni.
    Dina pobiegła do kuchni.
     Wiesz, nakryjemy dzisiaj na werandzie. To przecież wielkie święto. A kiedy Archie
    wróci z bukietem...
    W kuchni i na werandzie zawrzała gorączkowa praca. Nadszedł Archie dzwigając
    jedno wielkie pudło i drugie mniejsze.
     Szkoda, że nie wziąłem z sobą ciężarówki  zawołał stawiając oba pudła na sto-
    le.
    April otworzyła większe pudło i krzyknęła z zachwytu.
     Dino! Patrz! Najpiękniejsze róże! Cały pęk!
     Cudowne!  zawołała Dina. Przyniosła największy wazon, jaki był w domu. April
    tymczasem otwierała mniejsze pudełko.
     Ach, jakie urocze!  powiedziała Dina.
    150
    April wyjęła bukiecik przeznaczony do butonierki: drobne różane pączki związane
    jasnoniebieską wstążeczką i ozdobione delikatną jak koronka paprocią.
     Na litość boską, nie płacz!  fuknęła Dina.
     Ja wcale nie płaczę  odparła April pociągając żałośnie nosem.  Mamusi to się
    z pewnością spodoba. Dino, ona nie jest zdolna do morderstwa!
     Mamusia!?  krzyknęła Dina.
     Pani Cherington  wyjaśniła April.
     Ach, co znowu! Ja przecież tego nie mówię!
     Moja siostrzyca spadła z księżyca  powiedział Archie.
     Cicho, bracie-wariacie  odparła April.  Nakrywaj do stołu.
    Wiązanka najpiękniejszych róż stała na środku stołu, gdy Marian Carstairs zeszła
    z pierwszego piętra. %7łelazko do pieczenia wafli było rozgrzane, a ciasto przygotowane
    w dzbanuszku. Spod pokrywki metalowego półmiska dobywał się smakowity zapach
    smażonego boczku, maszynka od kawy bulgotała obiecująco. Bukiecik pączków róża-
    nych spoczywał na talerzu matki. Trójki dzieci  ani śladu! Marian stanęła w progu
    z okrzykiem:  Ach  i rozejrzała się wkoło. Nie było żywej duszy, lecz za firanką coś
    zaszeleściło, ktoś zachichotał, ktoś inny psyknął cichutko. Matka zaczęła mówić do sie-
    bie głośno, chełpiąc się, że ma najmilsze w świecie dzieci, zachwycając się kwiatami, za-
    pachem śniadania, własnym szczęściem.
    Wreszcie trójka wyskoczyła z wrzaskiem i długą chwilę matce groziła śmierć przez
    uduszenie w uściskach. Potem April przypięła jej bukiecik do szlafroczka, Archie raz
    jeszcze cmoknął ją w nos, Dina zabrała się do pieczenia wafli.
    Gdy ostatnia kropla ciasta została zużyta, a ostatni okruch ostatniego wafla zjedzo-
    ny, Archie zaś wylizał resztkę syropu z dzbanuszka, Dina szepnęła do April:  Idz ty!
     April potrząsnęła głową:  Idz lepiej ty!  Wtedy Dina zdecydowała:  Dobrze.
    Idziemy razem!
    Pobiegły do saloniku, podniosły jedną z poduszek kanapy i wyciągnęły z ukrycia
    ozdobnie opakowaną paczkę. Z tryumfem złożyły ją na stole przed matką.
     To dla mnie?  zdziwiła się Marian.
     Chyba że jest jakaś inna matka w domu  odparła April.
     Jaki piękny bilet z życzeniami! Kto to malował?
     Kwiaty malowała April, a litery ja  wyjaśniła Dina.  Ale niech mamusia roz-
    pakuje!
    Patrzały roześmiane, jak matka powoli  niemal denerwująco powoli  rozwija
    jedną po drugiej bibułki. Promieniejąc przyglądały się twarzy matki, gdy wreszcie zdję-
    ła ostatnią warstwę opakowania i położyła na stole książkę.
    151
    Dr fil. Elsie Smithon Parsons
    Jak postępować z dziećmi
    Zarys psychologii dziecka do użytku rodziców.
     Niech mamusia jeszcze zobaczy, co napisane na karcie tytułowej  powiedzia-
    Å‚a April.
    Była tam dedykacja:
     Ukochanej Matce od kochajÄ…cych dzieci  Diny, April i Archiego .
    Marian Carstairs przełknęła głośno ślinę.
     Ach, jaka piękna książka! Dziękuję wam!
     Będziemy czytać mamusi co dzień jeden rozdział  powiedziała Dina.  Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl