-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmowÄ™.
- Trudno mi żyć ze wspomnieniem Margit. Codziennie, gdy jestem w oborze, mam ją przed
oczami i dręczy mnie myśl, że nie uchroniłam jej przed wypiciem tej trucizny. I wiem, że ile razy
na mnie patrzycie, tyle razy żal was ściska za serce. Poznałam to po oczach.
- Czy powiedzieliśmy albo zrobiliśmy coś takiego, co sprawiło, że poczułaś się winna?
- Nie. I właśnie o to chodzi. Cierpicie w milczeniu i nie robicie mi żadnych wyrzutów.
- Co zrobisz, gdy odejdziesz z Rudningen? - Åshild spojrzaÅ‚a na nieszczÄ™snÄ… dziewczynÄ™.
Alette była schludna i pracowita, szkoda by było, gdyby naprawdę odeszła. Jak ją
przekonać, że naprawdę nie żywią do niej urazy?
- PojadÄ™ do Christianii. Na pewno znajdÄ™ tam jakÄ…Å› posadÄ™.
- W środku zimy? Nie możesz wyjechać o tej porze roku.
- Przecież często ktoś jedzie do miasta.
- No tak, skoro się zdecydowałaś, to pewno znajdziesz jakiś sposób, żeby wyjechać, ale ja
mam nadzieję, że jednak z nami zostaniesz.
Alette spojrzaÅ‚a na swojÄ… paniÄ… i otarÅ‚a oczy. Åshild schudÅ‚a, a na jej twarzy pojawiÅ‚o siÄ™
więcej zmarszczek od czasu pogrzebu. Wciąż miała jednak ciepłe spojrzenie, a jej głos brzmiał
przekonujÄ…co.
- To wszystko jest takie trudne - tłumaczyła Alette przez ściśnięte gardło. - Podoba mi się
tutaj, ale nie mogę znieść myśli, że to ja zabiłam Margit.
- Nie wolno ci tak mówić - powiedziaÅ‚a Åshild tak zdecydowanym gÅ‚osem, że sÅ‚użąca aż
podskoczyła. -Nikt z nas tak nie myśli i ty też nie powinnaś. Oczywiście, że rozpaczamy po stracie
Margit, ale nic nie poradzimy na to, co się stało. Gdybyś ty nie postawiła trutki na muchy w oborze,
pewno ja bym to zrobiła. Ani Ole, ani ja nie myśleliśmy nawet przez chwilę, że powinnaś stąd
odejść z powodu wypadku. Powiem szczerze, że jestem zrozpaczona na myśl, że mogłabyś to
zrobić.
- Alette, nie możesz odejść! - Hannah-Kari siedziała do tej pory cicho, ale już dłużej nie
mogła milczeć. -Kto mnie nauczy robić placki ziemniaczane?
Åshild z trudem ukryÅ‚a uÅ›miech. Hannah-Kari jak zawsze myÅ›laÅ‚a o kuchennych sprawach.
Często pomagała Alette w gotowaniu. Alette dobrze się dogadywała z dziećmi, pewnie dlatego, że
pozwalała im uczestniczyć we wszystkich pracach.
- Mama ciÄ™ nauczy. Lepiej ode mnie.
- Ale ja chcę się nauczyć od ciebie!
- Alette musi sama zadecydować, co zrobi - wtrÄ…ciÅ‚a Åshild. - Ale teraz wie już
przynajmniej, że nikt z nas nie chce, by wyjechała. Bardzo cię proszę, żebyś została przynajmniej
do wiosny. Jeśli wtedy w dalszym ciągu będziesz chciała nas opuścić, nie będę cię zatrzymywać.
- Może ma pani rację.
- W takim razie umowa stoi - uÅ›miechnęła siÄ™ Åshild, wracajÄ…c do cerowania.
Gdy Alette zniknęła w kuchni, Åshild odetchnęła. Nie tak dawno przechodzili przez to
samo. Poprzednia służąca odeszła z powodu plotek i ludzkiego gadania. I wcale niełatwo było
znalezć nowÄ… po powrocie z Danii. Åshild spojrzaÅ‚a na Hannah-Kari, która wróciÅ‚a już do swojej
pracy. Dobrze, że dzieci mają kogoś takiego jak Alette. Oby miały ją jak najdłużej.
Mijały dni i tygodnie, dolina leżała pod białą grubą pierzyną i tylko smużki dymu zdradzały,
że pod bielą toczy się jakieś życie. Ludzie siedzieli w swoich domach, zwłaszcza że zagrożenie
lawinami było bardzo duże przy tej ilości śniegu. Tu i ówdzie w głębi lasu słychać było jednak
rąbanie drewna, a ślady na śniegu zdradzały, gdzie pracują mężczyzni.
- Myślisz, że pardwy wpadły w nasze sidła?
Ole sunął na nartach po głębokim śniegu. Droga była tak ciężka, że żałował, iż zabrał ze
sobÄ… Knuta.
- Nie.
Knut sunął tuż za ojcem, lecz jemu jechało się znacznie lżej.
- Jesteś pewien? - Ole zatrzymał się i obrócił. - Może nie warto dziś sprawdzać wszystkich
pułapek?
- Sam mi mówiłeś, że ptaki się chowają, dopóki pada śnieg. Ale może jest inaczej, gdy pada
tak długo?
- Masz rację. - Ole był zdumiony, że Knut tak dobrze wszystko pamięta. - Ale jeśli mamy
znalezć nasze sidła, gdy już przestanie padać, musimy je od czasu do czasu odkopywać.
- Rozumiem.
- Jesteś zmęczony?
- Nie.
Poszli więc dalej, w górę. Wkrótce dotarli już do granicy drzew. Ole uważał, że koniecznie
trzeba przejrzeć sidła właśnie dzisiaj, dlatego postanowił ruszyć w drogę mimo niepogody. Znieg
nie padał już tak gęsto, było jeszcze wcześnie. Ale za parę godzin zmrok zacznie zapadać, musieli
więc się spieszyć.
- To tutaj.
Ole strząsnął śnieg z niskich gałęzi jałowca. Przysypane puchem sidła były puste. Ole
ustawił dziesięć takich pułapek. Zazwyczaj mógł się pochwalić całkiem niezłą zdobyczą. Obawiał
się jednak, że w tym roku nie będą jedli pieczonej pardwy na świąteczny obiad.
- No, no, spójrz tylko!
Ole i Knut zatrzymali się w pewnej odległości od siódmej pułapki, którą ktoś nie tak dawno
odwiedził. Znieg był tu dobrze udeptany. Dokoła leżały białe i szarobrązowe pióra. Ktoś urządził
sobie niezłą ucztę. Gdy Ole podszedł bliżej, od razu się zorientował, kto tu był.
- Lis? - Knut przykucnął, żeby dokładnie obejrzeć ślady na śniegu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl