• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Co takiego? - Zamiast złości poczuła nagłe
    rozbawienie. - Ty kłamco!
    - Niezupełnie. Ja muszę poleżeć - wpatrywał się
    w niÄ… intensywnie - i to koniecznie... z tobÄ…. - Poca­
    łował ją leniwie, tak leniwie, jakby mieli przed sobą
    jeszcze całą, długą noc.
    Tymczasem Charlotte rzeczywiście poczuła się
    sÅ‚abo. SprawiÅ‚y to niezliczone wrażenia przepÅ‚ywa­
    jące przez jej ciało, sprawiła to miłość...
    Oderwał się od niej dość gwałtownie.
    - Jesteśmy na miejscu, cara. - Dopiero w tym
    momencie Charlotte uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, że samo­
    chód się zatrzymał.
    W kilka minut znalezli się nadzy w łóżku, choć
    CÓRKA ARTYSTY 291
    Charlotte nie pamiÄ™taÅ‚a wÅ‚aÅ›ciwie, jak to siÄ™ sta­
    Å‚o.
    Zanim nakryÅ‚ jej wargi swoimi ustami, w namiÄ™t­
    nym, niekoÅ„czÄ…cym siÄ™ pocaÅ‚unku, na chwilÄ™ zanu­
    rzyÅ‚ twarz w jej rozpuszczonych wÅ‚osach i wchÅ‚a­
    niał jedyny na świecie zapach.
    Dla niej to było jak powrót do domu po długiej
    i trudnej nieobecności. Nareszcie mogła się zagubić
    w radości i spełnieniu, które jej podarował.
    Kiedy potem leżała w jego objęciach, podniósł
    głowę i popatrzył na nią z uśmiechem.
    - Tak bardzo cię potrzebowałem, kochanie.
    Te sÅ‚owa zabrzmiaÅ‚y w jej uszach jak najpiÄ™kniej­
    sza muzyka. Tym razem nie sprzeciwiła się, kiedy
    nazwaÅ‚ jÄ…  kochaniem". To, co wÅ‚aÅ›nie razem prze­
    żyli, kazało jej uwierzyć, że rzeczywiście tak jest.
    W chwilÄ™ pózniej doznaÅ‚a gorzkiego rozczaro­
    wania, kiedy odezwał się ponownie.
    - Nie powinienem był tego robić.
    - Mówisz o wyjściu z przyjęcia? - spytała
    z uśmiechem, gładząc go po policzku. - Myślę, że
    nikt się o to nie pogniewa. W każdym razie ja na
    pewno nie. - Popatrzyła mu w oczy i zobaczyła, że
    jest przejęty.
    - Nie o to mi chodziło. - Położył dłoń na jej
    brzuchu. - Nie darowałbym sobie, gdyby coś się
    stało dziecku.
    - Nie ma strachu, one sÄ… odporne.
    - Skąd wiesz? Miałaś już jakieś?
    JACQUELINE BAIRD
    292
    - Nie. Ale ty też nie. - Obrysowała palcami jego
    kości policzkowe.
    - Ja prawie miałem - wymamrotał.
    Przez dobrÄ… chwilÄ™ nie mogÅ‚a otrzÄ…snąć siÄ™ z za­
    skoczenia.
    - Jak... jak to?
    Poczuła, jak jego długie ciało usztywnia się u jej
    boku.
    - Byłem młody, nieostrożny, od pięciu miesięcy
    w luznym związku, kiedy okazało się, że moja
    dziewczyna jest w ciąży. OczywiÅ›cie powiedzia­
    Å‚em, że siÄ™ z niÄ… ożeniÄ™. KupiÅ‚em pierÅ›cionek zarÄ™­
    czynowy, jak tego chciała, i dałem pieniądze na
    ślub, ale kiedy się zorientowała, że nie jestem tak
    bogaty, jak sądziła, wydała je na aborcję.
    - To potworne. - Czuła jego ból jak swój
    własny.
    WspółczuÅ‚a mu z caÅ‚ego serca. ByÅ‚ bardzo dum­
    nym mężczyzną i ta zdrada musiała go bardzo
    zaboleć. Zrozumiała teraz jego widoczną nieufność
    i cynizm w stosunku do jej płci.
    - Nie wszystkie kobiety sÄ… podobne do twojej
    byłej narzeczonej, a ty nie możesz myśleć w ten
    sposób przez całe życie - powiedziała miękko.
    - Jakoś sobie radzę - odparł. - Zapomnij o tym,
    co powiedziaÅ‚em. Masz okropnÄ… umiejÄ™tność skÅ‚a­
    niania mnie do niechcianych zwierzeÅ„. - WyglÄ…­
    daÅ‚ jeszcze bardziej atrakcyjnie, co znów jÄ… roz­
    złościło.
    CÓRKA ARTYSTY 293
    - Czy to dlatego tak się na mnie wściekałeś,
    kiedy odkryłeś, że jestem w ciąży? - spytała.
    Nagle zrozumiała, że w małżeństwie z nią szukał
    zadośćuczynienia. Pamiętała wyraz jego twarzy,
    kiedy zasugerowała, że chciałby aborcji.
    - Jesteśmy małżeństwem i tak jak ci obiecałem,
    będę utrzymywał i ochraniał ciebie i nasze dziecko.
    - Jak chcesz to zrobić? - spytała ostrzej, niż
    zamierzaÅ‚a. - OdgradzajÄ…c siÄ™ Å›cianÄ… lodu od każ­
    dego, kto chciałby się do ciebie zbliżyć? Tak nie
    można żyć.
    Wstał raptownie i pozbierał swoje rzeczy.
    - Nie zmierzam tego wysłuchiwać w środku
    nocy. Rano lecÄ™ do Japonii i potrzebujÄ™ snu. Lepiej
    odpocznÄ™ u siebie. - OdwróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie i wy­
    szedł.
    NagÅ‚e poczucie odrzucenia przepeÅ‚niÅ‚o jÄ… chÅ‚o­
    dem. Patrzyła za nim mokrymi od łez oczami.
    Radosną euforię bycia w jego ramionach zastąpiła
    rosnąca pewność, że Jake nigdy nie zobaczy w niej
    nikogo więcej niż tylko matkę swojego dziecka
    i podniecajÄ…cÄ… kochankÄ™.
    Otarła łzy z policzków. Jak mogła być tak głupia,
    by obdarzyć miłością mężczyznę, który nawet nie
    rozumiaÅ‚ znaczenia tego sÅ‚owa? Dlaczego pozwala­
    Å‚a, by jÄ… wykorzystywaÅ‚, a potem odrzucaÅ‚? Z pew­
    nością zasługiwała na lepszy los.
    Poznanie przyczyn, dla których jej mąż zacho­
    wywał się w ten sposób, wcale nie poprawiło jej
    294 JACQUELINE BAIRD
    sytuacji. Wydawało się natomiast, że on odnajduje
    się w tych okolicznościach zupełnie dobrze. Jeżeli
    nie miał ochoty jej słuchać, po prostu wychodził.
    Po lunchu Charlotte zrezygnowała ze wspólnej
    zabawy z młodym Aldem, postanawiając raczej
    zażyć sjesty. Nie spała i nie jadła zbyt wiele od
    wyjazdu Jake'a, pięć dni wczeÅ›niej. DzwoniÅ‚ wpra­
    wdzie codziennie, ale rozmowy byÅ‚y krótkie i szty­
    wne, a poprzedniego dnia to ona pierwsza odłożyła
    słuchawkę, bo nie potrafiła z nim rozmawiać tak,
    jak on sobie to wyobrażaÅ‚. DoszÅ‚a do granicy wy­
    trzymałości i nie była wcale pewna, czy zdoła ją
    przekroczyć.
    Miała wrażenie, że jej umysł spowija gęsta mgła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl