-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kim mężczyzną. Potem pracownicy z opieki chcieli się dowie-
dzieć, kto jest ojcem, żeby ściągać z niego alimenty. Ona boi się
jego zemsty. Nie dziwi mnie to. Pokręciła głową. Mam takie
szczęście, że Nigel o nas dba. Załamałabym się, gdybym mu-
siała iść do pracy w takiej spelunie. Lyn twierdzi, że tam wszy-
scy mężczyzni myślą tylko o jednym. W każdym razie chciałam
podziękować, bo dzięki pani chłopcy nareszcie powiedzieli
90
prawdÄ™.
Pani Harvey, jestem pewna, że ich przyjazń jest zupełnie nie-
winna. Tassy czuła się w obowiązku to powiedzieć. Wiem,
że to nie moja sprawa, ale Nicky jest chyba grzecznym dziec-
kiem i nie sprowadzi Andrew na złą drogę.
Pani Harvey lekko się zarumieniła, może na wspomnienie swe-
go wcześniejszego zachowania. Powiedziała, że zaprosiła Nic-
ky'ego, który odtąd będzie w jej domu mile widziany.
Wolę ich doglądać sama, niż zostawiać bez dozoru w miesz-
kaniu Coulterów, a nie rozumiem, dlaczego chłopcy nie mieliby
bawić się razem. Andrew jest samotny i nie zadowala się oglą-
daniem telewizji jak inne dzieci. W każdym razie dziękuję bar-
dzo i do widzenia.
Tassy odprowadziła ją wzrokiem i pokręciła głową. Jeszcze
jedno szczęśliwe zakończenie? Jak łatwo urządzać innym życie!
%7łeby tak można było ułożyć własne!
Zerknęła w kalendarz i zagryzła wargi. W ten weekend powinna
pojawić się miesiączka. Szansę, że zaszła w ciążę, są niewielkie.
A jednak wyrzucała sobie, że nie poszła do lekarza od razu po
fakcie. Myśl o dziecku obudziła w niej nieznane dotąd uczucia,
a teraz jest już za pózno. No dobrze. Już za parę dni wszystko
się wyjaśni.
A jeśli nie skończy porządkować tych kart, będzie nie tylko cię-
żarna, ale i bezrobotna...
Już myślałem, że wystawisz mnie do wiatru!
Podjechała pod dom w chwili, gdy Ben wkładał do bagażnika
lodówkę turystyczną. Spojrzała na niego sceptycznie.
Tylko ciasto i jabłka?
Oczywiście. Podejrzewam, że nie chcesz ich jeść na gorąco.
Zerknął na zegarek. Do roboty. Za trzy minuty masz tu być
przebrana, inaczej po ciebie pójdę.
Tak jest! odrzekła i pobiegła do domu.
91
Rzeczywiście spieszyła się, ale wcale nie ze strachu przed Be-
nem. Po prostu po pracowitym, szarym dniu perspektywa spa-
ceru w cienistym lesie i pikniku z Benem i psami wydawała się
wyjątkowo kusząca. Dlatego szybko przebrała się w dżinsy i
koszulkę, wzięła bluzę z długimi rękawami na wypadek, gdyby
wieczorem się ochłodziło, i pobiegła na dół z adidasami w ręku.
W drzwiach omal nie zderzyła się z Benem.
Powitał ją szerokim uśmiechem.
Gotowa? Idziemy!
Dopiero w samochodzie włożyła buty. Po drodze zajechali do
pani Gates, wzięli psy i usadzili je na tylnym siedzeniu.
Dacie sobie radę, prawda? dopytywała się starsza pani z
niepokojem. Uważajcie na Bena. Bili jest jak aniołek, ale
Ben... Psy też potrafią być przekorne.
Będzie dobrze, prawda, chłopcy? Ben zachowywał opty-
mizm. Jego imiennik machnął ogonem i zrobił minę niewiniąt-
ka.
Złożyli jeszcze jedno zapewnienie, że nic się nie stanie, i wyru-
szyli.
Znalazłem pewne miejsce na mapie. Jest dosyć daleko, ale
ktoś mi powiedział, że to doskonała trasa spacerowa. Trochę
lasu, trochę wrzosowisk. O, tutaj. Możesz wskazywać drogę?
Wręczył jej mapę. Co za dzień! westchnął. Poradziłaś so-
bie z chłopcami?
Roześmiała się.
Pani Harvey bierze ich pod swoje skrzydła. Cieszę się, że do-
szła do porozumienia z synem, ale podejrzewam, że napięcia
będą nieuchronne.
Może pewnego pięknego dnia, kiedy będziemy mieli swoje
dzieci, zrozumiemy ją powiedział Ben.
Wiedziała, że przez my" on nie ma na myśli ich razem, ale na
dzwięk jego słów znów rozmarzyła się...
92
A niech to! Tam trzeba było skręcić.
Zawrócił i rzucił jej lekki uśmiech.
Nie zasypiaj, dobrze, kotku?
Tylko tak do mnie mów! Byłam rozkojarzona. W każdym ra-
zie znam tę trasę nie lepiej od ciebie. Nigdy tu wcześniej nie
byłam.
Tym bardziej powinnaś się skupić, a przy okazji, czy mogła-
byś poprosić pasażera z tylnego siedzenia, żeby nie lizał mnie w
szyjÄ™?
Pies leżał spokojnie z łbem na oparciu fotela kierowcy, zaś jego
długi, różowy język zwisał przy szyi Bena.
Ty nieznośny kundlu, przestań! Zostaw go w spokoju! roz-
kazała, ale pies tylko sapnął, wysunął język dalej i przymknął
oczy. Mogła się jedynie roześmiać.
Beznadziejny przypadek. Szkoda gardła.
Przynajmniej nie ucieka, więc może uda nam się wrócić do
domu razem z nim zauważył Ben. Nie mam wielkiej ochoty
zawitać do pani Gates tylko z Billem. Wzdrygnął się. Nie
sądzę, żeby wybaczyła nam coś takiego.
Odzyskałaby go. Ben ma adres na obroży. Ktoś by go zapro-
wadził na policję. Ale stracilibyśmy całą noc na poszukiwania.
Zawsze można trzymać go na smyczy.
Ben parsknÄ…Å‚.
Już to widzę. Kto by kogo prowadził?
Wolę się z nim szarpać, niż błądzić po lesie całą noc.
Pies zaraz po przyjezdzie uprzedził ich zamiary. Wyskoczył z
samochodu i pognał z nosem przy ziemi, w poszukiwaniu ja-
kiegoÅ›' sobie tylko znanego zapachu. Bili, nieco wolniejszym
krokiem, ruszył w jego ślady. Ben wzruszył ramionami, pod-
niósł zbędne już smycze, zamknął samochód i udał się wraz z
Tassy na poszukiwania.
A jedzenie? zapytała.
93
Wrócimy po nie pózniej, chyba że umierasz z głodu.
Pokręciła głową. W gorące, pracowite dni nie chce się jeść.
Mogę poczekać rzekła i ogarnęła wzrokiem wrzosowisko.
To jak szukanie igły w stogu siana.
Sprawdzmy. Wydał przeszywający gwizd, po czym zawołał
psy po imieniu. Nie wierzył własnym oczom: wróciły natych-
miast. Nie wiedziałem, że mam taki autorytet. Ben tłumił
śmiech. Dobra, chłopaki, idziemy.
O takim spacerze marzyła. Psy były w swoim żywiole, a ona ani
się obejrzała, jak Ben ujął jej dłoń i pomógł przejść przez stru-
myk. Potem z nieznanej przyczyny trzymał ją dalej, tak że w
końcu szli, trzymając się za ręce.
Opózniło to ich marsz, ale przecież nigdzie się nie spieszyli. Psy
hartowały radośnie w poszyciu leśnym. Spotkali inną parę, od-
bywającą podobny spacer. Gdy się minęli, Ben otoczył Tassy
ramieniem i przyciągnął do siebie, tak że idąc czuła ciepło jego
ciała.
Obudziło to wspomnienia ich wspólnego weekendu, o którym
bezskutecznie usiłowała zapomnieć. Gorąco pragnęła rzucić mu
się w ramiona, lecz wiedziała, że nie byłoby to najrozsądniejsze
posunięcie. Musi upłynąć trochę czasu parę tygodni, może [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl