-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A w podzięce za dwa lata twoich starań ona wybiera ucieczkę od cierpienia i wszelkich
trudności, zostawiając dziecko bez opieki, w podwójnej żałobie, na pastwę losu.
- Nie byłam już dzieckiem! Miałam prawie dziewiętnaście lat.
- W dalszym ciągu jesteś dzieckiem - powiedział szorstko. - Jesteś taka dobra, że aż
naiwna! Pozwalasz się wykorzystywać, z czego skwapliwie korzysta ta przeklęta familia tam,
na wzgórzu.
- Oni zawsze sÄ… dla mnie tacy mili. ZapraszajÄ… mnie do siebie i...
- Wcale nie sÄ… mili! Oni sobie ciebie kupujÄ… tymi prezentami i osaczajÄ… ciÄ™. A ty tylko stoisz,
zagryzasz wargi i nie masz odwagi zaprotestować.
Tego było Annie Marii za wiele. Określenie zagryzasz wargi wywołało najpierw śmiech, po
którym przyszedł płacz. Ukryła twarz w dłoniach.
- Czy możesz już iść? Ja... potrzebuję odpoczynku.
- Tak, oczywiście.
Wyprostował się natychmiast. Stał przez chwilę niezdecydowany przed tą skuloną postacią
na łóżku, patrzył, jak jej ramiona podnoszą się i opadają w nieutulonym płaczu.
Anna Maria poczuła palce gładzące ją nieporadnie po policzku.
116
Po czym drzwi się za nim zamknęły.
Kol Simon stał jeszcze przez chwilę w ciemnej sieni, zanim odważył się wejść do kuchni po
Pera, rozmawiającego pewnie z Klarą, która szykowała kolację dla Anny Marii.
Kol oparł się o ścianę i przymknął oczy. Starał się oddychać spokojnie i powstrzymać
drżenie ciała. Nigdy nie musiał tak bardzo panować nad sobą jak dzisiaj, kiedy zajmował się
tym małym, cudownym stworzeniem.
Jej delikatna, pokaleczona skóra. Jej uparte próby ukrycia swojej bezradności, swego
nieszczęścia, że została napadnięta. Jej uroda, rozum, jej łagodny głos... Absolutne
zaufanie do niego, zmieszane z dziewczęcą nieśmiałością.
Taka jak ona zdarza się jedna na tysiące. Ale dla potomka walońskich kowali, którego ludzie
nazywają Kol, całkowicie niedostępna.
Zmęczony i zrezygnowany otworzył drzwi do kuchni.
- Chodz, Per! Kopalnia czeka.
117
ROZDZIAA X
Był już pózny dzień, gdy Anna Maria ocknęła się przerażona. Jasełka! Uroczystość! Zaspała,
a tyle miała pracy!
Wszystko przepadło! Nie będzie przedstawienia!
Dręczona okropnymi wyrzutami sumienia zerwała się z łóżka.
Och, plecy! I ręka...
Ostrożnie, bardzo ostrożnie zsunęła nogi z posłania i postawiła stopy na podłodze. Ale kiedy
już zaczęła się poruszać, okazało się, że jest lepiej, niż sądziła. Ciało powoli wracało do
normalnego stanu. Bez specjalnie dokuczliwego bólu zdołała się ubrać.
Ale nie będzie mogła dokończyć szycia anielskich szat z gazy, takiej jakiej się używa do
cedzenia soków lub przecierania marmolady.
Biedne dzieci, zaufały jej, a ona znowu zawiodła...
Wszystkie kostiumy i materiały zniknęły.
- Klara! - zawołała Anna Maria w głąb cichego mieszkania.
Natychn3iast przybiegła Greta, a za nią jedna z mniejszych dziewczynek.
- Mama poszła do szkoły - wyjaśniła szeptem Greta, której powiedziano, że nie wolno budzić
panienki.
- Ale gdzie się podziały kostiumy?
- Już gotowe. Wszystkie mamy pomagały.
- Och - odetchnęła Anna Maria. - Jak to miło z ich strony!
- Tak, bo panienka musiała się wyspać, tak powiedział sztygar, on mówił, że panienka za
bardzo się ostatnio męczyła. Mama przygotowała śniadanie, czy panienka chce zjeść?
- O tak, bardzo dziękuję! A potem pójdziemy do szkoły.
Zjadła szybko i razem z dziewczynkami wyszła z domu. Była im wdzięczna, że jej
towarzyszą. Sama nie byłaby w stanie wystawić nogi za próg. Człowiek bywa okropnym
tchórzem, pomyślała, znowu bardzo niesprawiedliwa wobec siebie.
Greta i jej siostrzyczka miały bardzo tajemnicze miny. Wzdychały co chwila przejęte i
szeptały: O, niech no tylko panienka zobaczy!
118
W szkolnej sali były same kobiety. Dekorowały gałązkami jałowca stoły, ustawione przy
długiej ścianie.
- No, a oto i panienka! - przywitała ją Klara z ulgą. - Jak się panienka dzisiaj czuje?
- Bardzo dobrze, dziękuję! I dziękuję za pomoc przy kostiumach!
Klara powtórzyła słowa córki:
- Sztygar przykazał, żeby panienka spała, jak długo zechce.
- Ale trwało to chyba za długo - uśmiechnęła się Anna Maria zawstydzona.
- No, i jak się pani podoba to, cośmy tu zrobiły? - zapytała Klara z dumą w głosie.
- Pięknie! Bardzo pięknie! Naprawdę wspaniale!
Anna Maria ogarnęła wzrokiem salę i nagie zobaczyła żłóbek.
- Och! - zawołała.
- Pózniej zapali się tam jeszcze świeczki. Sztygar był tu wcześnie rano i ustawił szopkę z
pomocą mojego brata i Bengta-Edwarda. Czy to nie piękne?
Wszystkie kobiety, wstrzymując dech, podeszły bliżej, by cieszyć się zachwytem
nauczycielki.
To nie jest skandynawska tradycja, myślała Anna Maria. I nawet nie protestancka. To
belgijskie dziedzictwo Kola. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl