• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    ZajechaÅ‚a pod obskurnÄ… knajpÄ™ i przejrzaÅ‚a siÄ™ w lu­
    sterku. Wszystko w porządku. Zadbała o najmniejszy
    szczegół. Tandetne kolczyki i faÅ‚szywa biżuteria każ­
    dego wywiodÄ… w pole. Pike,  Gadzie oczy", nigdy jej
    w razie czego nie rozpozna i nawet mu do głowy nie
    przyjdzie, z kim ma do czynienia. A i cenę za usługę
    wyznaczy umiarkowanÄ…, kiedy nie bÄ™dzie znaÅ‚ pra­
    wdziwego statusu swojej zleceniodawczyni. Poprawiła
    perukę, wzięła torebkę i wysiadła z samochodu.
    Miała nadzieję, że o jedenastej przed południem bar
    będzie pusty. Zawiodła się. Kiedy weszła, mężczyzni
    rzędem siedzący przy barze jednocześnie zwrócili ku
    niej gÅ‚owy. Wzięła gÅ‚Ä™boki oddech i z pozornym spo­
    kojem rozejrzaÅ‚a siÄ™ w poszukiwaniu  swojego czÅ‚o­
    wieka".
    Zgodnie z umową, siedział przy stoliku w głębi.
    PREZENT DLA REBEKI 169
    Wyglądał trochę inaczej, niż się spodziewała. Jakby
    bardziej ociężały, mniej zwinny. Uspokoiło ją jednak
    jego spojrzenie; nieruchome, bezwzględne, martwe
    spojrzenie gada. Ktoś, kto tak patrzy na świat, nie ma
    skrupułów i to powinno jej wystarczyć.
    Długie tłuste włosy miał związane w koński ogon,
    na czubku głowy widniała pokazna łysina. Smętnie
    zwieszające się wąsy, lekko indiańskie rysy. W całej
    twarzy i postaci coś, co nieodparcie kojarzyło się
    z wieloletnim pobytem w więzieniu. Patsy siedziała za
    kratkami wystarczająco długo, żeby to rozpoznać.
    Podeszła i usiadła obok niego.
    - Cześć. Postawić ci drinka, panie nieznajomy? -
    zapytała w umówiony sposób.
    Przez dłuższą chwilę czuła na sobie spojrzenie jego
    gadzich oczu.
    - Wygląda na to, że będziesz miała, czym zapłacić
    - odparł w końcu.
    Patsy lekko dotknęła faÅ‚szywego brylantu w kol­
    czyku.
    - Jasne - rzuciła, a zwracając się w stronę baru,
    dodała: - Jeszcze raz to samo, i dla mnie też.
    Czekając, aż podadzą im napoje, patrzyła na niego
    uważnie.
    - Kiedy wyszedÅ‚eÅ› z pudÅ‚a? - zapytaÅ‚a bez cere­
    monii.
    Pike wcale nie zamierzał udawać, że nie wie, o co
    jej chodzi.
    - Pół roku temu. Jaką masz robotę?
    Tego jeszcze nie omówili przez telefon, ale czło-
    170 LINDA TURNER
    wiek, który jej go nadał, mówił, że facet za pieniądze
    zrobi wszystko.
    - Trzeba kogoś sprzątnąć - wyjaśniła. - Dla ciebie
    to podobno nie pierwszyzna.
    Myliła się, ale nie miał zamiaru wyprowadzać jej
    z błędu. Niech sobie myśli, że jest zawodowcem.
    Z dumÄ… walnÄ…Å‚ siÄ™ w szerokÄ… pierÅ›.
    - Dobrze mówisz. Jak sÄ…dzisz, kto zaÅ‚atwiÅ‚ Wiel­
    kiego Jonesa w San Diego? Rodzina Giovanni dobrze
    wie, kogo wynająć do mokrej roboty.
    - Strzelałeś do niego z jadącego samochodu?
    - Nieważne. Grunt, że minęło sześć lat, a gliny jak
    nie wiedziały, kto go załatwił, tak nie wiedzą. Czysta
    robota.
    Nie dodaÅ‚, dlaczego w koÅ„cu wylÄ…dowaÅ‚ za krat­
    kami; to nie powinno obchodzić tej nadzianej krowy.
    Nie jej sprawa. Ona ma tylko powiedzieć, o co jej cho­
    dzi i dobrze potrząsnąć kabzą.
    - Ile dajesz za ten numer? - zapytał i jego senne
    spojrzenie na chwilę się ożywiło.
    Patsy bez sÅ‚owa uchyliÅ‚a torebkÄ™ tak, żeby jej roz­
    mówca mógł zobaczyć znajdujący się w środku plik
    banknotów.
    - Dziesięć tysiaków - wycedziÅ‚a. - To zaliczka, re­
    szta po skończonej pracy.
    Wiedziała, że ryzykuje. Facet może wziąć zadatek
    i tyle go widziaÅ‚a! Nie miaÅ‚a jednak wyjÅ›cia. Zawo­
    dowiec nie kiwnie palcem, zanim nie powÄ…cha pie­
    niędzy.
    - To jak? - zapytała. - Interesuje cię to?
    PREZENT DLA REBEKI 171
    - Zależy, czy nie jesteś gliną...
    W głowie Patsy rozległ się dzwonek alarmowy.
    Przecież to jakiÅ› przygÅ‚up! Gdyby byÅ‚a policjantkÄ… pró­
    bującą go przyłapać na gorącym uczynku, chybaby mu
    tego teraz nie wyznała! Wzruszyła ramionami. Trudno,
    do takiej roboty nie potrzebny jej Einstein, tylko rze­
    zimieszek znajÄ…cy siÄ™ na rzeczy.
    Nagle zapragnęła jak najszybciej znalezć się
    w Palm Springs w swoim luksusowym apartamencie.
    A ten tutaj niech się zajmie Emily. Nie jest może zbyt
    bystry, ale za pieniÄ…dze zrobi wszystko. ZresztÄ… wy­
    starczy, że umie nacisnąć cyngiel.
    - Pewnie, że nie jestem glinÄ… - powiedziaÅ‚a z po­
    gardÄ…. - Czy ja wyglÄ…dam na jednÄ… z tych przebranych
    dziwek? Po prostu potrzebuję kogoś, kto mi załatwi
    pewnÄ… sprawÄ™, a tak siÄ™ zÅ‚ożyÅ‚o, że nie mogÄ™ tego za­
    mówienia złożyć na piśmie...
    Pike zmrużył gadzie oczy.
    - Chyba niezle trafiłaś. Kogo mam sprzątnąć?
    Konkretnie, bez niedomówień, jak to w interesach.
    Patsy przysunęła się i skłoniła ku niemu głowę.
    - Nazywa siÄ™ Emily Blair...
    ROZDZIAA DZIESITY
    Udało się! Była bezbłędna! Spisała się znakomicie.
    Patsy z luboÅ›ciÄ… przeciÄ…gnęła siÄ™ wannie wypeÅ‚nio­
    nej pachnącą pianą i sięgnęła po kieliszek szampana.
    Omówiła wszystko, po najdrobniejsze szczegóły,
    z  Gadzim okiem", i teraz mogÅ‚a siÄ™ spokojnie rozko­
    szować zasłużonym wypoczynkiem.
    Ta maÅ‚a dziwka, Emily, wkrótce zniknie z po­
    wierzchni ziemi, a wraz z nią zniknie jedyny świadek
    wypadku, podczas którego ona, Patsy, zamieniÅ‚a siÄ™ ro­
    lami ze swoją siostrunią, dobrą, słodką, Meredith.
    Nareszcie będzie bezpieczna. Pike załatwi sprawę,
    ona mu dobrze zapłaci, i do widzenia.
    DolaÅ‚a sobie szampana. PrzyszÅ‚ość rysuje siÄ™ różo­
    wo. Po śmierci Emily nikt już jej nie zagrozi. Chyba
    sama Meredith... ale ona niczego nie pamięta. Skoro
    przez dziewięć lat nic sobie nie przypomniaÅ‚a, już nig­
    dy nie odzyska pamięci.
    Na wszelki wypadek Patsy wynajęła detektywa, że­
    by trochę powęszył za siostrunią. Strzeżonego Pan Bóg
    strzeże. OczywiÅ›cie nic mu nie powiedziaÅ‚a. Nadmie­
    niła tylko, że jej siostra Patsy Portman przez pewien
    czas przebywała w szpitalu psychiatrycznym w Mon-
    PREZENT DLA REBEKI 173
    terey. Potem go opuściła i od tej chwili nie miały ze
    sobÄ… kontaktu.
    Chciała tylko, żeby odnalazł Patsy. A tu minął rok
    i nic, żadnego śladu. Co on, do cholery, robi? Siedzi
    w swoim biurze i czyta gazety, podczas gdy ona płaci
    mu krocie za odnalezienie siostry. Przecież ona gdzieś
    musi być, nie rozpłynęła się w powietrzu! Dlaczego
    jeszcze jej nie znalazł?
    Głupio zrobiła, że tak wcześnie wyjechała z domu.
    Ed Garrison zwykle przysyłał te swoje głupawe raporty
    po południu; może tym razem wreszcie znalazł coś
    konkretnego. Gdyby zaczekała...
    Zadzwoń do niego, pomyślała, przecież mu płacisz.
    Nie musisz czekać na żaden zakichany raport, możesz
    do niego dzwonić w każdej chwili.
    Podniosła się, otuliła cudownie miękkim ręcznikiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl