• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Cholernie chciałby wierzyć, że Maddie pamięta.
    Bo on pamiętał. Wszystko.
    Każde westchnienie. Jej aksamitną skórę, żar jej ciała, smak warg.
    A już szczególnie pamiętał chwilę, w której przyszło mu do głowy, że
    być może oboje zmarnowali część życia na zaciekłe kłótnie, zamiast
    się kochać.
    Tak myślał minionej nocy. Ale okazało się, że się mylił.
    Maddie Brannigan wciąż jest tą samą krnąbrną, pyskatą złośnicą,
    jaką była przez całe życie. I nadal nie mają ze sobą nic wspólnego.
    Nic, prócz wzajemnego pożądania, co Maddie była łaskawa przyznać.
    Maddie raz po raz zerkała na mglistą mżawkę za oknem,
    wypatrując Claya. Nie rozumiała jego złości. Spodziewała się, że
    odczuje ulgę, jeśli ona pozwoli zerwać się mu z haczyka - i przecież
    nie mogło być inaczej. Widocznie zle się do tego wzięłam, pomyślała,
    słysząc trzask rozłupywanych siekierą polan.
    Przycisnęła czoło do zimnej szyby. Uraziła dumę Claya, to prawda,
    ale nie mogła mu powiedzieć, jak dobrze pamięta tę noc.
    Najcudowniejszą noc w swoim życiu.
    Każdy dotyk, każde muśnięcie warg na skórze, każdy jęk rozkoszy
    wrył się w jej pamięć. Nawet gdy bzdurzyła o swojej amnezji,
    umierała z tęsknoty za jego pieszczotami...
    Ale było jeszcze coś więcej, dużo więcej. Nie miała przedtem
    73
    RS
    pojęcia, jak bardzo jej serce łaknęło miłości, którą - tak jej się
    zdawało - widziała tej nocy w oczach Claya, czuła w każdym ruchu
    jego ciała, kiedy dawał jej rozkosz. Nie wiedziała, jak rozpaczliwie jej
    dusza wyrywała się do swojej drugiej połowy, która - w co tak głupio
    uwierzyła - paradowała przez całe lata tuż przed jej nosem.
    GÅ‚upia! GÅ‚upia! GÅ‚upia!
    Miłość. Druga połowa. Zmiechu warte!
    Użalając się nad swoją zranioną dumą i potłuczonym kolanem,
    powlokła się do łazienki. Zerknęła w lustro, jęknęła i zaczęła
    rozważać zastosowanie eutanazji - na samej sobie, oczywiście.
    Jej skroń mieniła się purpurowymi sińcami, na twarzy nie
    potrafiła doliczyć się zadrapań. Do tego podkrążone oczy i sterczące
    włosy, jakby zostały naelektryzowane. Oparła dłonie o umywalkę,
    zwiesiła głowę i zaniosła się histerycznym śmiechem.
    - No dobrze. - Zdecydowała się już nie tracić ani drobiny
    godności własnej. - Czy można winić faceta za to, że ucieka na samą
    myśl o oglądaniu codziennie rano takiej buzki?
    - Nie - odpowiedziała swojemu odbiciu w lustrze. - Nie można o
    to winić żadnego faceta.
    Sama też nie zamierzała się o nic obwiniać.
    Mżawka siąpiła przez cały dzień, a o zachodzie słońca zmieniła się
    w zwyczajną ulewę. Clay narąbał tyle drewna, jakby szykował się do
    spędzenia w górach całej zimy. Ułożył szczapy w stos, a potem
    majstrował przy wodociągu i pompie. Nie przepuścił też
    generatorowi. Kompletnie przy tym przemókł, a nastrój udało mu
    się zmienić ze złego na fatalny, przechodzący stopniowo w czarną
    rozpacz.
    Kiedy poddał się w końcu i wrócił do chaty, zapadł już zmrok. A
    on był wkurzony. Kompletnie wykończony. I głodny.
    To co zobaczył, gdy zamknął za sobą drzwi, do reszty
    wyprowadziło go z równowagi.
    Maddie, zwinięta w kłębek jak kociak, spała na sofie przed
    rozpalonym kominkiem. Zachciało mu się wyć, bo nie miał prawa
    położyć się obok niej. Nie miał też prawa obudzić jej czułym
    74
    RS
    pocałunkiem, odgarnąć z twarzy złocistych włosów i w ten prosty
    sposób powiedzieć jej, jak bardzo go cieszy, że ona po prostu tu jest.
    Nie do wiary! Jeszcze wczoraj z przyjemnością i bez cienia żalu
    odwróciłby się plecami od tej złośliwej tygrysicy i zrobiłby wszystko,
    żeby móc się już nigdy z nią nie spotkać.
    Minął raptem jeden dzień.
    Od kiedy o mały włos nie stracił jej na zawsze.
    Od ich miłosnej nocy.
    Sam już nie wiedział, co czuje. Oprócz wzbierającego w nim
    gniewu. I choć miał cały dzień na przemyślenie wszystkiego, wciąż
    nie rozumiał, dlaczego rano była taka...
    Oczywiście, miała rację. Sprowadziła to, co między nimi zaszło, do
    tego, czym naprawdę było. Do wybuchu pożądania. Do seksu.
    Przecież zdarzało się, że trawiła go ciekawość, jaka Maddie byłaby w
    łóżku. Więc przekonał się i powinien czuć się usatysfakcjonowany.
    Tylko że nie czuł się usatysfakcjonowany. Rozdrażniony, na
    pewno, a o reszcie nawet nie chciał myśleć. Ta reszta zżerała go
    przez cały dzień.
    Zrzucił przemoczoną kurtkę i powiesił ją na krześle. Nagle zaczęła
    nękać go jakaś nieokreślona myśl. %7łe powinien był wiedzieć. Nie był
    pewien, co, czuł tylko, że powinien był... coś. I to coś nieokreślonego,
    czego nie umiał nazwać, jeszcze bardziej go rozstroiło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl