• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Potrząsnęła głową, jakby to absolutnie było niemożliwe i jakby było pewna, że to tylko czcze
    strachy. Przybierając figlarną minę, zapytała:
     Czy ja go zechcę, to nie tak ważne. O wiele ważniejsze, czy on mnie zechce?
    Stary pogładził się po włosach, chrząknął i odparł:
    99
     To prawda, to bardzo ważne. A co ty na to powiesz?
     O mnie się jeszcze nikt nie starał!
     Naprawdę?  spytał badawczo.
     Ani jeden.
     A pytałaś ich?
     Nie. Ale jeżeli by mnie któryś chciał, powiedziałby mi to przecież.
     Głupstwo! %7ładnego bliżej do siebie nie dopuściłaś. Hm! Ta przeklęta historia nie jest prze-
    cież bez  ale . Nowa troska mnie dopadła.
     Wolno mi spytać ojcze, jaka?
     Naturalnie. Musisz ją nawet poznać. Powiedz mi Resedillo, czy ci może wlazł do głowy ten
    Sępi Dziób, cóż, hę?
     Sępi Dziób?  zapytała przerażona.
     No tak, ten co cały świat uważa za swoją spluwaczkę.
     Skąd ci przychodzi taka myśl do głowy?
     Hm! Wiesz przecież, że jestem dyplomatą.
    Roześmiała się swobodnie i wesoło odpowiedziała:
     Tę troskę możesz odrzucić. Ten człowiek nie przypadł mi do gustu i to w całym znaczeniu
    tego słowa.
    Ogromny ciężar spadł mu z serca, więc żywiej zaczął mówić:
     Człowiek, który pluje na me obrazy, nie ma ani za grosz talentu na zięcia dyplomaty.
    Przeciwnie, ten, o którym myślę i którego chce także Juarez, to mężczyzna, że lepszego i ze
    świecą nie znajdziesz. Zgadnij, kto to taki?
     Powiedz raczej sam, kogo masz na myśli.
     %7łebym się tylko tak nie zblamował przed nim. Ani na chwilę nie wpadło mi do głowy, kim
    jest, więc postępowałem z nim, jak z jakimś przybłędą. Pomyśl tylko, jak mogłem wpaść na ten
    pomysł i zarzucać mu, że cudze sarny po lesie wlecze dla innych?
    Już wiedziała o kim mówi. Zarumieniła się i odwróciła nieco, chcąc ukryć zmieszanie.
     No, nie zgadujesz?  pytał.  Mam na myśli Czarnego Gerarda!
    Poczęła brząkać szklankami, nie odzywając się.
     No!  zawołał.  Może i tego nie chcesz?
    Zapanowała nad sobą, odpowiadając:
     Już ci powiedziałam, co w tym przypadku jest najważniejsze.  Czy ciebie zechce? Tak, to
    prawda! Ale mnie się zdawało, że ty go nie możesz znieść i że nie chcesz o nim nic wiedzieć. W
    ostatnim czasie nawet nie spojrzałaś na niego i dzisiaj, choć ostatkiem sił nas uratował, nie po-
    szłaś zobaczyć, jak mu się wiedzie.
    Stanęła koło drugiego stołu, odwrócona tyłem i milcząca.
     No, broń się!  zawołał.
    Dziwny, doniosły jęk rozległ się po pokoju, jęk, jakby ktoś gwałtem wszystko zdusił w sobie,
    lecz nie mogąc dłużej trzymać, wybuchnął. Głośne łkanie było dalszym ciągiem. Zakrywszy oczy
    rękami i szlochając głośno, wybiegła z pokoju.
    Pirnero patrzył za nią przerażony.
     Co to było?  mruczał. -To płacz i jęk, o jakim w Pirna ani nie śnią. Widać nie chce o nim
    słyszeć, to pewne. Biedne dziecko! Mam ją naprawdę przykuć do niego, pomimo, że jej serce
    czuje odrazę? O nie, niech raczej całe gubernatorstwo diabli porwą! Dziecko jest najważniejsze,
    bliższe i milsze, niż cała prowincja i jakieś tam ordery z Rzymu lub Konstantynopola. Niech się
    w piekło zapadnie cała polityka. Urodziłem się takim geniuszem, a cóż wymyślam  ot, nieszczę-
    100
    ście. Muszę jej powiedzieć i zapewnić, że co do mnie, nie potrzebuje nawet popatrzyć na tego
    Gerarda!
    Wstał, by odszukać córkę, ale wszedł wprost na Sępiego Dzioba. Odzież jego była poplamiona
    krwią, najlepszy znak, że nie próżnował podczas walki i dzielnie się potykał z wrogiem. Pirnero
    stanął mimo woli, obserwując go uważnie od stóp do głów.
     O Jezu, jak wy wyglądacie, senior!  zawołał.
    Amerykanin rzucił na niego niezbyt przychylne spojrzenie i odparł:
     Myślę, że muszę wyglądać inaczej, niż ten, co siedział za piecem, podczas gdy nam koło
    uszu świstały kulki. Zrozumieliście mnie, senior?
    Pirnero wyprostował się i z dumą rzekł:
     Może mnie macie na myśli? Chcecie może powiedzieć, że ja nie walczyłem?
     Nie było tego widać.
     Mylicie się gruntownie. Najkrwawsza walka odbyła się tu, w mym domu. Kule świstały w
    powietrzu, jak muchy nad piecem.
     Biliście się także?
     Ja? Wódz?  pytał Pirnero.
     Do diabła, pan dowodziłeś?
     Naturalnie, to oczywiste. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl