• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Więc dlaczego czuł się tak fatalnie?
    Zrozumiał, że musi natychmiast stąd wyjść.
    - Wiesz co, chyba daruję sobie ten obiad. - Czuł, że jego głos
    zdradza zamęt, który ogarnął jego myśli. - Powinienem już wracać.
    Nie próbowała go zatrzymać. Nawet nie zapytała, czy chciałby
    jeszcze o tym porozmawiać.
    Po prostu skinęła głową, a jej błękitne oczy pociemniały, gdy
    odprowadzała go wzrokiem.
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    Dwadzieścia minut pózniej znalazł się już w swoim domu.
    Poszedł prosto do sypialni i zatrzasnął drzwi. Czuł się właśnie tak,
    jakby stracił coś, od czego zależało jego życie. Coś wspaniałego.
    Coś, co mogło być najlepszą rzeczą, która kiedykolwiek mu się
    przytrafiła. Czuł bowiem, że między nimi wszystko skończone.
    Dwa tygodnie pózniej, kiedy Ali jechała na ranczo Tylera, nadal
    widziała jego twarz w momencie, gdy powiedziała mu o Davidzie.
    Wtedy tego nie rozumiała. Nie rozumiała, dlaczego sprawiał
    wrażenie wściekłego. Dlaczego tak uciekł, jakby ścigał go diabeł. Nie
    rozumiała również, dlaczego milczała i tylko patrzyła na niego.
    Teraz już wiedziała. Rozumiała również, dlaczego od tamtej pory
    się nie pojawił.
    Nie był wściekły. Nie był zdruzgotany. Po prostu był zraniony.
    Było to ostatnią rzeczą, której się po nim spodziewała. Był
    pożeraczem serc, dobrym towarzyszem zabaw, playboyem, który nie
    dopuszczał do głosu uczuć.
    Ale wyraznie udawał. Jednak zaangażował się w to. Zależało mu na
    niej. Zaangażował się tak jak i ona, ale wszystko w nim było
    ukierunkowane na to, by nie uznać tej oczywistej prawdy.
    Wiedziała, dlaczego ma problem z rozpoznaniem tego, co sama
    naprawdę czuje. Nie miała pojęcia, przed czym John ucieka.
    Być może nigdy nie będzie tego wiedzieć. Ale przynajmniej musi
    spróbować: sprawić, by on dostrzegł prawdę.
    Kiedy zajechała pod jego dom, była zdecydowana powiedzieć mu,
    że on ją naprawdę obchodzi. Była nawet gotowa powiedzieć mu dużo
    więcej. Zwłaszcza o podejmowaniu ryzyka. Kiedy go ujrzała, poczuła
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    zarówno ulgę, jak i niepokój.
    Przeganiał jednoroczną klaczkę na wybiegu. Koniec liny miał
    omotany wokół nadgarstka.
    Zaczerpnęła tchu i ruszyła w jego stronę. Zorientowała się, że ją
    zauważył, choć w żaden sposób tego nie okazał.
    - Wygląda na to, że ma już dość - odezwała się Ali na powitanie.
    - Wio, maleńka - było jedyną odpowiedzią Johna, kiedy wprowadzał
    klacz za ogrodzenie.
    Miał tak głęboko nasunięty kapelusz, że nie było widać jego oczu.
    Zamknął za sobą bramkę i poprowadził klacz w stronę pastwiska.
    Ali ruszyła tuż za nim.
    - Tęskniłam za tobą.
    - Byłem zajęty - odparł, krocząc dalej naprzód.
    - Taaak. Ja też. Musimy porozmawiać.
    Nadal cisza. Doprowadził klacz do pastwiska, zdjął linkę i klepnął ją
    na znak, że już jest wolna.
    Zarżała i ruszyła z kopyta w stronę gromady koni skubiących trawę,
    która porastała łagodne pagórki pastwiska.
    Ten sielski obrazek był w zupełnej sprzeczności z burzą uczuć, która
    ją przepełniała.
    - Nie powiedziałam ci o Davidzie, bo nie chciałam, żebyś wiedział -
    zaczęła bez zbędnych wstępów. - A także dlatego, że uważałam, że
    zdradziłabym jego pamięć, gdybym rozmawiała o tym z tobą.
    Ponieważ nic nie odpowiedział, ale także nie sprawiał wrażenia
    kogoś, kto zamierza uciec od tej rozmowy, ciągnęła dalej:
    - Dorastaliśmy razem, byliśmy sąsiadami. Chodziliśmy razem do
    pona
    ous
    l
    a
    d
    an
    sc
    szkoły średniej. Był moim najlepszym przyjacielem. A ja go pokochałam.
    Wsparł dłonie na biodrach i utkwił wzrok w ziemi, jakby go to nic
    nie obchodziło. Ale ona teraz znała go dużo lepiej niż wcześniej.
    Zdradzały go zaciśnięte szczęki. Nie był obojętny. Bez względu na to, czy
    chciał się do tego przyznać, czy nie, był bardzo przejęty tym, co Ali miała
    mu do powiedzenia.
    - To było marzenie Davida, a nie moje, żeby otworzyć lecznicę
    gdzieś u podnóża gór, na Zachodzie. To jego marzenie - powiedziała z
    naciskiem - doprowadziło mnie do ciebie.
    To zrobiło na nim wrażenie. Spojrzał na nią przymrużonymi
    oczyma, w których malowało się pytanie, gniew albo ból.
    - Nie chciałam, aby tak się stało. Nie chciałam się zaangażować.
    Uważałam, że to byłoby tak, jakbym zdradziła Davida. Jakbym wyzbyła
    się miłości, którą do niego czułam. Mięsień jego policzka zadrgał.
    Poruszył się, jakby chciał odejść. Położyła dłoń na jego ramieniu.
    - Wysłuchaj mnie. Chcę, żebyś zrozumiał, dlaczego miałam takie
    opory. Uważałam, że to nie w porządku angażować się, jeśli nadal kocha
    się kogoś innego. To nie w porządku angażować się, jeśli się tego kogoś
    nie kocha.
    - Zaczekaj - powiedziała, gdy ruchem dłoni starał się ją
    powstrzymać. - Pozwól mi dokończyć, John. Miałam rację. Nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl