-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mógł korespondować tylko z najbliższą rodziną. Nawet kolejne lekcje jego
korespondencyjnego kursu musiały przechodzić przez ręce więziennego kapelana. Kiedy
nastało wczesne lato, pora, gdy pola Pensylwanii znów zaczynają się zielenić, nadal myślałem
o Izraelu intensywniej niż kiedykolwiek. Przy każdej okazji chodziłem na swoją górę i
modliłem się o niego.
Jednak nie mogłem mu w żaden sposób pomóc. W chwili, gdy piszę te słowa, Izrael jest nadal
w więzieniu. Ten, który spośród wszystkich spotkanych chłopców najbardziej przypadł mi do
serca. Zwiadomość mojej bezsilności wobec jego przestępstwa i kary, którą ponosi, nadal
powoduje mojÄ… wielkÄ… frustracjÄ™, takÄ… samÄ… jak wtedy, kiedy po raz pierwszy siÄ™ o tym
dowiedziałem. Pozostaje mi tylko czekanie.
Jednak przy każdej nadarzającej się okazji opowiadałem o nim innym i pytałem, co należało
zrobić, żeby temu zapobiec. Raz po raz słyszałem tę samą odpowiedz: czuwać nad ich
duchowym rozwojem. Dawaliśmy tym chłopcom możliwość nawrócenia się, ale potem
pozostawialiśmy ich samym sobie. I to był ten słaby punkt.
Jednakże żeby móc nad nimi czuwać, trzeba było być na miejscu.
Zbliżałem się do swego rodzaju punktu zwrotnego w moim życiu. I w końcu nadszedł.
Była gorąca sierpniowa noc, od mojej pierwszej nieśmiałej podróży do Nowego Jorku minęło
półtora roku. Stałem właśnie za kazalnicą na środowym wieczornym spotkaniu modlitewnym,
kiedy nagle zaczęły mi się trząść ręce. Termometr wskazywał 30 stopni, a ja trząsłem się tak,
jakbym się przeziębił. Nie byłem jednak chory, nie nękała mnie żadna dolegliwość,
odczuwałem natomiast niesamowitą radość. Czułem się tak, jakby to pomieszczenie coraz
bardziej i bardziej wypełniał Duch Pański.
Do dziś nie wiem jak udało mi się doprowadzić to nabożeństwo do końca, ale zanim się
zorientowałem, ludzie już się zbierali do wyjścia. O dziesiątej trzydzieści zamknąłem kaplicę
i wyszedłem tylnymi drzwiami. To, co się stało potem, było całkiem proste, ale był to
zarazem jeden z tych momentów, w których prawda objawia się niezwykle wyraznie i które
się pamięta przez całe życie.
Wyszedłem na podwórze. Księżyc świecił bardzo jasno. Uśpione miasto było całe skąpane w
jego zimnym i tajemniczym świetle, ale jedno miejsce wydawało się być oświetlone w
szczególny sposób. Za kaplicą leżało czteroakrowe obsiane pole. Zboże było już wysokie na
pół metra. Pchany jakimś wewnętrznym impulsem wszedłem w sam środek tego kołysanego
nocnym powiewem wiatru zboża. Nagle przypomniał mi się biblijny obraz żniwa: Otóż
mówię wam: Podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa. Już
żniwiarz odbiera zapłatę i zbiera plon na żywot wieczny, aby siewca i żniwiarz wspólnie się
radowali. W tym właśnie sprawdza się przysłowie: Inny sieje, a inny żnie. Ja posłałem was
żąć to, nad czym nie trudziliście się; inni się trudzili, a wy zebraliście plon ich pracy *.
Oczyma wyobrazni patrzyłem na każdy kłos zboża jak na młodego chłopaka czy dziewczynę
z ulic miasta, pragnących zacząć wszystko od nowa. Obejrzałem się, by spojrzeć na kościół i
plebanię, gdzie była Gwen i dzieci: bezpieczne, szczęśliwe, spokojnie żyjące sobie w małym
mieście. Ale kiedy tak stałem i patrzyłem, cichy głos w moim wnętrzu przemówił tak
68
wyraznie, jakby mówił do mnie stojący tuż obok mnie przyjaciel. Ten kościół już nie jest
twój usłyszałem. Masz wyjechać .
Spojrzałem na plebanię i ten sam cichy głos powiedział: Ten dom już nie jest twój. Masz
wyjechać .
Wtedy tym samym, cichym głosem odpowiedziałem w swoim wnętrzu: Tak, Panie, pojadę .
Potem poszedłem na plebanię, gdzie czekała na mnie Gwen. Była już gotowa do snu, ale gdy
na nią spojrzałem, zauważyłem, że ona również przeżyła coś niezwykłego.
O co chodzi, Gwen?
Co masz na myśli?
Coś się w tobie zmieniło.
Dawidzie powiedziała nie musisz mi mówić. Już wiem. Zamierzasz stąd odejść,
prawda? Musisz wyjechać. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl