-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
względu na muzykę Heidi.
- Dlaczego dzisiaj wydajÄ… siÄ™
jakieś inne? - zastanawiał się.
- Takie obce i dalekie.
Góra płonęła niezwykłym,
fioletowym światłem. W miarę
zbli\ania się zmierzchu ciemniał
przezroczysty błękit lodowca. I
nagle jodły zaszumiały
niespokojnie. Zadygotały od
korzeni do najwy\szych gałęzi, a
jednocześnie w powietrzu nie
wyczuwało się najl\ejszego
powiewu. Na zachodzie, hen
daleko za doliną, niebo było
czarne. Nawet światło słoneczne
zamgliło się, jakby przechodziło
przez grube szkło.
Dziadek nie martwił się o
siebie, lecz o przebywajÄ…cÄ… we
wsi Heidi. - Burza na pewno
rozpęta się przed nocą -
pomyślał. - Oby doktor zatrzymał
dziewczynki u siebie!
Piotrek zszedł z pastwiska
wcześniej ni\ zwykle i zawołał:
- Stryjku! Chodz tu i popatrz!
Spójrz, jak dziwnie zachodzi
słońce.
- Dobry dzień, kozi generale!
- powitał go dziadek. - Ju\ z
powrotem?
- Kozy sÄ… niespokojne.
śnie\ulka pierwsza puściła się
na dół, a reszta poszła za nią.
Nie mogłem ich powstrzymać.
WyglÄ…dajÄ… na przestraszone.
- CzujÄ… burzÄ™ w powietrzu -
powiedział Halny Stryjek. -
Spiesz na dół i powiedz swojej
matce, \e Heidi i Jamy majÄ… u
was zanocować.
- Ale\ Stryjku, nie mo\esz
zostać tylko z kozami! -
zaprotestował chłopiec.
- Jestem do tego
przyzwyczajony - odparł dziadek
niecierpliwie. - Idz szybko i
rób, co ci powiedziałem.
Piotrek, który dotąd nie
wyzbył się dziecięcego respektu
przed starym człowiekiem z gór,
odwrócił się i pobiegł, a za nim
podą\yło stado.
We wsi dziewczynki skończyły
załatwiać dziadkowe polecenia i
wstąpiły do pastora, który
zawsze okazywał Heidi wiele
\yczliwości. O wpół do piątej
znalazły się przy domu doktora,
czekajÄ…cego ju\ w drzwiach.
- Wejdzcie szybko dziewuszki -
zawołał. - Herbata ju\ czeka.
Brygida upiekła górę ciasteczek
tak wysoką, \e będziecie musiały
zaprosić kogoś do pomocy przy
jedzeniu!
- Nie ma obawy! Nadchodzi
Piotrek! Teraz mo\emy usiąść
wszyscy razem i zabrać się do
sprzątnięcia tych pyszności.
Doktor, patrzÄ…c na
uszczęśliwioną twarzyczkę Heidi,
zauwa\ył: - Górskie powietrze
przywróciło ci dawny, zdrowy
wyglÄ…d i znakomity apetyt. Nie
\ałujesz, \e cię oderwałem od
lekcji muzyki?
- Czy \ałuję? Drogi doktorze,
oczywiście \e nie. Tu jestem
szczęśliwsza ni\ gdziekolwiek
indziej - i na chwilę oparła mu
głową na ramieniu spoglądając w
oczy, aby mógł się przekonać,
jak zupełne jest jej szczęście.
Po herbacie Brygida zapakowała
resztę ciasteczek do małego
koszyczka i wręczyła go Heidi
mówiąc: - To dla twego dziadka.
- Musimy zbierać się do domu -
zaczęła Heidi, ale Piotrek jej
przerwał.
- Dziś nie wrócicie na halę -
oświadczył. - To polecenie
dziadka. Przewidział burzę i
macie pozostać z nami.
- Burza! - wykrzyknęła Jamy -
ale przecie\ niebo jest
niebieskie! Chyba coÅ› ci siÄ™
przyśniło.
- Niebo było niebieskie, gdy
przyszłyście - zauwa\ył Piotrek,
stajÄ…c przy drzwiach i wskazujÄ…c
ręką. - Popatrz tylko! Gdy
rozmawialiśmy przy ciastkach,
zmieniło kolor.
- Ja i tak pójdę na górę -
oświadczyła Heidi. - Nie boję
siÄ™ burzy i nie zostawiÄ™ dziadka
samego.
- Ale on tak kazał - nastawał
Piotrek. - Powiedział, \e mam
przekazać doktorowi...
- Dziękuję ci chłopcze.
Będziemy posłuszni dziadkowi,
prawda Heidi? I bez dyskusji,
poniewa\ doskonale wiemy, \e on
ma racjÄ™ - rozstrzygnÄ…Å‚ doktor.
- Ale - zaczęła znowu Heidi.
Pod zdziwionym spojrzeniem
ojca chrzestnego, zawstydzona
dziewczynka spuściła oczy.
Wieczorem wszystko wokół
poczerniało i Dorfli wyglądała
jak wioska cieni. Zdawało się,
\e domy przygniotła olbrzymia
pokrywa, a w ciÄ™\kim powietrzu
trudno było oddychać. Na
zachodzie od czasu do czasu
pojawiały się błyskawice, ale
nie było słychać grzmotów.
Mieszkańcy wsi z niepokojem
obchodzili swoje domy i inne
zabudowania, sprawdzajÄ…c czy
wszystko jest dobrze pozamykane.
Bardzo często zdarzało się, \e
pioruny powodowały po\ary i
biedne zwierzęta ginęły w
płomieniach, nie mogąc się
wydostać. Tym niemniej stary
zwyczaj pozostawał i mieszkańcy
Dorfli zamykali przed burzÄ…
obory i stajnie.
W domu doktora Heidi i Jamy
przygotowały się do snu
wcześniej ni\ zwykle, bo chciały
wyruszyć w góry o świcie razem z
Piotrkiem. Najpierw jednak
wysłuchały wiejskich nowinek i
plotek opowiedzianych przez
Brygidę. Okazało się, \e wiele
rodzin odnosiło się niechętnie
do dyrektora szkoły.
- CieszÄ™ siÄ™, \e PiotruÅ› ju\
nie chodzi do szkoły -
oświadczyła Brygida z
westchnieniem. - Kozy nie zrobiÄ…
mu krzywdy.
- Czy ta szkoła jest a\ tak
zła? - spytała Jamy. - Czy nie
mo\na zmienić nauczyciela?
- To nie takie proste -
wtrącił doktor. - Dzieci są
rozpuszczone. ¯ aden nauczyciel
nie poradzi sobie z nimi.
- Ja bym sobie poradziła -
powiedziała spokojnie Heidi.
Wszyscy roześmieli się, tak
ich rozbawiła myśl o małej Heidi
kierującej taką szkołą. Ona sama
ju\ nic więcej nie powiedziała,
choć rozmowa interesowała ją
ogromnie.
Doktor kiedyś prosił Heidi,
aby przyniosła skrzypce, gdy\
nie słyszał jej gry, odkąd
wróciła z pensji. Dziś wzięła je
więc ze sobą.
- Na pewno zagram bardzo zle,
bo dawno nie ćwiczyłam -
powiedziała wstydliwie.
- Będziemy wyrozumiałą i
\yczliwą publicznością - obiecał
jej doktor.
Dziewczynka uniosła w górę
smyczek i zaczęła grać. Nie był
to jednak \aden z wyuczonych w
szkole utworów. Tę pieść słodką
i dzikÄ… poznawali oboje z
Piotrkiem. Brzmiała w niej
muzyka jodeł; wysokie tony
jęczały i gwizdały.
- Burza weszła mi do skrzypiec
- oświadczyła odkładając
instrument. - Posłuchajcie! Ju\
się zaczęła.
Na górze wiatr przedzierał się
przez jodły i modrzewie, a potem
zatrzęsły się i zatrzeszczały
wiejskie domy. Pierwsze
uderzenie gromu przetoczyło się
po dolinie jak głos bębnów. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl