• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Nadżdżar zwrócił się z powagą do Omara Jussefa.
    - Niech Allah będzie miłosierny dla zmarłego. - Uściskał Omarowi dłoń i położył
    sobie rękę na sercu. - Chciałbyś się napić herbaty dla uspokojenia, zanim zobaczysz zwłoki?
    Omar Jussef pokręcił przecząco głową. Nadżdżar wziął go pod ramię i wprowadził do
    jasno oświetlonego wnętrza za drzwiami z napisem  Prosektorium . Wzdłuż ścian ciągnęły
    się stalowe szuflady lodówek. Znak czerwonego kółka na białym tle, widniejący na pierwszej
    z nich, wskazywał, że stanowią dar od rządu japońskiego. Nadżdżar skierował Omara Jussefa
    w stronę czterech stołów na środku pomieszczenia. Pierwszy był pusty. W centralnym
    punkcie blatu widniał otwór, którym krew spływała do ścieku w podłodze wyłożonej
    płytkami. Na pozostałych trzech spoczywały ciała, każde przykryte plastikową płachtą
    kremowego koloru. To najbliższe było bardzo długie. Omar Jussef mógł powiedzieć
    Nadżdżarowi, nawet bez unoszenia płachty, że to jest właśnie Cree. Było to też dla niego
    pewną pociechą, że nawet po eksplozji można było rozpoznać zmarłego po wzroście.
    - Przepraszam, że jest tu tyle zwłok. To zwykłe przypadki. Muszę się nad nimi
    zastanowić. - Wydawało się, że Nadżdżar starannie dobiera słowa. - Na ogół ciała, które tu
    trafiają, nie nastręczają większych problemów. To z reguły ofiary wypadków domowych albo
    samochodowych czy bojownicy zabici przez Izraelczyków. Te dwa jednak będą wymagały
    więcej uwagi.
    Ujął Omara Jussefa za ramiona i obrócił go ku stołowi, na którym leżało najdłuższe
    ciało. Omar Jussef przytaknął. Nadżdżar uniósł brzeg płachty.
    Twarz Cree była czerwono-czarna, jakby obdarto ją ze skóry, włosy na karku
    szkarłatne od krwi, reszta uległa spaleniu. Wargi zniknęły, martwy szczerzył upiornie zęby.
    Przy nosie pozostały ślady wąsów. Krągłe oblicze skurczyło się pod wpływem ognia. Cree
    wyglądał jak nieco wilgotna mumia z egipskiego muzeum. Omar skinął głową i Nadżdżar z
    powrotem zakrył ciało.
    - Będzie trochę papierkowej roboty, ale najpierw przyniosę herbaty.
    Lekarz wyszedł i Omar Jussef pozostał sam z Chamisem Zejdanem. Spojrzał na ciało
    Szkota. Zastanawiał się, czy pochowają go na brytyjskim cmentarzu wojskowym obok jego
    pradziadka. Przypuszczał jednak, że ONZ przewiezie zwłoki do rodzinnego kraju. Wyobraził
    sobie chłodną ziemię w Edynburgu, gdzie miał zapewne spocząć Cree. Zauważył, że Chamis
    obejmuje zdrową dłonią protezę. Policjant podciągnął czarną skórzaną rękawiczkę.
    - Widziałeś już kiedyś takie ciało? - spytał Omar Jussef, wskazując zwłoki na stole.
    - Przykro mi to mówić, ale tak - odparł Chamis. - Prawdopodobnie gdybyś uniósł
    płachty przy dwóch pozostałych stołach, to ujrzelibyśmy zwłoki takie jak te.
    Omar Jussef zaczął się zastanawiać, jakich to strasznych rzeczy musiał doświadczyć
    jego przyjaciel, wędrując dziesiątki lat po Bliskim Wschodzie i Europie w imieniu OWP.
    Ujrzał w wyobrazni szpital polowy, gdzie Chamisowi zoperowano rękę rozerwaną granatem
    w Libanie.
    Zjawiła się pielęgniarka z dwoma plastikowymi kubkami herbaty. Omar Jussef
    odetchnął głęboko gorącym aromatem napoju. Wskaznik temperatury na japońskiej lodówce
    pokazywał trzy stopnie Celsjusza. W takiej temperaturze przechowują tu ciała, pomyślał i
    nagle zapragnął ciepła. Pociągnął łyk herbaty i poczuł, jak pali go w przełyk.
    Opierając się o pusty stół do przeprowadzania sekcji, wyobraził sobie, że być może
    będzie niedługo spoczywało na nim jego martwe ciało. Zastanawiał się, czy Nadżdżar opisze
    ten przypadek jako typowy czy też bardziej skomplikowany i wymagający głębszego namysłu
    ze strony anatomopatologa.
    Po chwili zjawił się Nadżdżar, trzymając w dłoni podkładkę z klipsem. Poprosił o
    szczegóły dotyczące osoby Szkota, jakie mógł mu przekazać Omar Jussef, i podał kartkę do
    podpisu.
    - Poprosisz kogoś z ONZ-u, Abu Ramizie, żeby skontaktował się z moją pielęgniarką?
    Udzieli wyczerpujących informacji i przekaże dane najbliższej rodziny pana Cree -
    powiedział lekarz.
    Omar Jussef przytaknÄ…Å‚.
    - Czy bardzo cierpiał?
    - Abu Ramizie, współczucie nakazuje odpowiadać na to pytanie zawsze w taki sam
    sposób:  Nie . Ale w tym wypadku mogę zapewnić, że to prawda. Zginął na miejscu. Zabiła
    go fala uderzeniowa po eksplozji, a nie płomienie.
    Omar Jussef poczuł, jak narasta w nim gniew. Nie miał pretensji do lekarza, ale musiał
    się na kimś wyładować.
    - A ten? - spytał, wskazując sąsiednie ciało. - Albo tamten ostatni? Czy cierpieli?
    Przechylił niechcący kubek i herbata oparzyła go w palec.
    - Mówiłem, że odpowiedz jest zawsze przecząca. Ale to kwestia taktu wobec
    krewnego czy znajomego, który identyfikuje ciało - oznajmił spokojnie Nadżdżar,
    przyglądając się uważnie Omarowi Jussef owi, jakby próbował ocenić jego samopoczucie. -
    W tych dwóch przypadkach mogę być z wami szczery. Ten w środku.. no cóż, nie jestem
    pewien, ale podejrzewam, że konał długo z powodu infekcji. Jeśli zaś chodzi o tego trzeciego,
    to mogę powiedzieć z całkowitą pewnością, że cierpiał okropnie.
    Omar Jussef spojrzał na ciała. Przypomniał sobie czarne segregatory na półce w
    gabinecie lekarza. Można umrzeć w tak różny sposób, pomyślał. Tyle cierpienia, tyle rzeczy,
    których trzeba się lękać. Tylu ludzi gotowych odebrać komuś życie.
    - Przepraszam, że mówię takim tonem - zwrócił się do lekarza. - Chodzi o to, że
    przyjechałem do Gazy zaledwie trzy dni temu, a już do tej pory uprowadzono jednego z
    moich współpracowników, drugi trafił do więzienia, gdzie jest torturowany, a trzeciego, jak
    się właśnie dowiedziałem, zabito. Za dużo wydarzeń jak na starego nauczyciela historii.
    Nadżdżar sięgnął po swoje notatki i sprawdzając wszystkie szczegóły, skorzystał z
    okazji, by zmienić temat.
    - Porwanie? Kogo porwali?
    - Szweda nazwiskiem Wallender. Został uprowadzony zeszłej nocy przez Brygady
    Saladyna. %7łądają uwolnienia jednego ze swoich bojowników w zamian za wolność
    Wallendera.
    - Takie rzeczy często się zdarzają w Gazie, Abu Ramizie.
    Władze jednak zawsze ustępują. Nie martw się. Uwolnią tego człowieka z Brygad
    Saladyna, a twój znajomy zostanie wypuszczony. - Lekarz podpisał kartkę na podkładce. -
    Oczywiście nie będzie to przyjemne ani dla ciebie, ani dla niego, ale możesz być spokojny o
    rezultat.
    - Nie byłbym taki pewien. Ten człowiek z Brygad Saladyna zabił oficera wywiadu
    wojskowego. Wydaje się, że generał Hussajni jest zdecydowany skazać go na śmierć.
    Doktor Nadżdżar skamieniał nagle.
    - Doktorze? - Omar Jussef zmarszczył brwi.
    - Zabił oficera wywiadu wojskowego?
    - Tak, tego, który został dwa dni temu pochowany. Porucznika Fadiego Salaha.
    Nadżdżar zerknął na stół sekcyjny. Jego wzrok wędrował przez chwilę między
    zwłokami Cree a ciałem leżącym na najdalszym stole.
    - Bassam Odwan - powiedział doktor.
    Omar Jussef i Chamis Zejdan wyprostowali się jednocześnie. Lekarz podszedł do
    drzwi i je zamknÄ…Å‚.
    - Wiecie, jak wyglÄ…da Bassam Odwan?
    - Widziałem go dzisiaj rano w więzieniu - powiedział Omar Jussef.
    - Czy to on? - Nadżdżar odsłonił częściowo zwłoki na ostatnim stole. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl