• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    golfowego, a po drodze nie minÄ…Å‚em ani jednego bungalowu.
    - Przepraszam, spózniłam się trochę. Pomyślałam, że zobaczyłeś, że mnie nie ma, i
    poszedłeś zjeść kolację z rodzicami albo że oni się nie zgodzili. - O krótszych dużych palcach
    u nóg nie wspomniała.
    - Nawet gdyby się nie zgodzili, i tak przyszedłbym, żeby ci o tym powiedzieć.
    Sara zdziwiła się, że nie pomyślała o tym wcześniej. Kiedy tylko znalazł się przy niej,
    cała niepewność zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
    Gdzieś to już słyszała. Nie pamiętała gdzie i od kogo. Może przeczytała w jakiejś
    książce, może powiedziała jej to któraś z koleżanek, wiedziała jednak, że takie wahania
    między pewnością i niepewnością odczuwają ludzie zakochani.
    Nie, to niemożliwe, przywołała się do porządku. Znam go zaledwie od ośmiu godzin;
    nie mogę być w nim zakochana.
    Musiała jednak unikać patrzenia mu w oczy, bo za każdym razem, kiedy ich
    spojrzenia się krzyżowały, przekonywanie siebie, że to nie miłość, tylko zwykła wakacyjna
    przygoda, fascynacja, która na takiej wyspie jak Martynika może się przytrafić każdej
    normalnej dziewczynie, było coraz trudniejsze.
    Tego wieczoru jednak ich spojrzenia chyba zbyt często się krzyżowały, bo kiedy
    krótko przed jedenastą rozstawali się przed bungalowem Sary, nie próbowała nawet sobie
    wmawiać, że nie jest zakochana.
    Wiedziała o tym już pół godziny wcześniej, kiedy po raz pierwszy pocałowali się w
    altanie na końcu mola. Nie był to jej pierwszy pocałunek. Spotykała się już z trzema
    50
    chłopakami i z każdym z nich się całowała. Zawsze po tym myślała, że pocałunek jest czymś
    stanowczo przereklamowanym. Dziś, po raz pierwszy w życiu, była innego zdania.
    Zanim weszła do bungalowu, stała przez chwilę na tarasie, żeby trochę ochłonąć. W
    salonie świeciły się światła, domyśliła się więc, że rodzice już wrócili. Spojrzała na
    oddalającego się asfaltową dróżką Roberta. Kiedy odwrócił się i zobaczył, że wciąż nie
    weszła do środka, pomachała mu i nacisnęła klamkę.
    Mama i tata siedzieli na kanapie w salonie i najwyrazniej byli w świetnych humorach.
    - Cześć - rzuciła.
    - O, Sara! - mama zawołała. - To miło, że jesteś tak punktualna.
    Dziewczyna zerknęła na zegarek; była za dwie jedenasta. Przez chwilę zastanawiała
    się, czy nie usłyszała w jej głosie sarkazmu, ale wydało jej się to mało prawdopodobne; mama
    była w zdecydowanie zbyt dobrym nastroju na takie małe złośliwości.
    - Jak spędziłaś dzień? - spytała córkę przyjaznie i serdecznie.
    Sara obawiała, że atmosfera między nią i rodzicami będzie napięta, nic jednak na to
    nie wskazywało, usiadła więc z ulgą na kanapie i zaczęła opowiadać o przygodzie na rowerze
    i o wyprawie na rafÄ™.
    - Musicie też koniecznie popłynąć tą łodzią - powie działa, kiedy już, rozpływając się
    w zachwycie, wymieniła wszystkie cuda, jakie tam widziała. - To trzeba zobaczyć na własne
    oczy. Naprawdę nie będziecie żałować.
    - Wybierzemy się tam, prawda? - zwrócił się ojciec do matki.
    - Chętnie - odparła i spojrzała na córkę. - O której ta łódz odpływa?
    - O siódmej rano i o czwartej po południu.
    - To może jutro? - zaproponowała mama.
    - Czemu nie - zgodził się tata.
    - Ale jutro jest Wigilia, a Francuzi obchodzą ten wieczór bardzo uroczyście, więc
    motorówka płynie tylko z rana. Ja zamierzam popłynąć. - Wahała się przez chwilę. Z jednej
    strony perspektywa towarzystwa rodziców na jutrzejszej wyprawie nie wydawała jej się aż
    tak pociągająca, z drugiej, nie miałaby nic przeciwko temu, żeby zobaczyli, jakiego
    wspaniałego chłopaka poznała. Pomyślała jednak, że byłby to egoizm, gdyby z powodu chęci
    spędzenia kilku godzin sam na sam z Robertem pozbawiła ich możliwości obejrzenia
    bajecznego podwodnego świata. I ten ostatni argument przeważył szalę. - Możecie się wybrać
    ze mnÄ….
    51
    - O siódmej? - spytała mama sceptycznym głosem. - Nie, nic na świecie nie zmusi
    mnie, żebym w czasie urlopu zrywała się z łóżka o szóstej rano - zadecydowała i zwróciła się
    do męża: - Popłyniemy kiedy indziej, prawda.
    - Jasne, mamy na to mnóstwo czasu.
    - A właśnie! - Matka nagle coś sobie przypomniała. - Wracając do jutrzejszego
    wieczoru. - Wskazała na kartkę z życzeniami świątecznymi od kierownictwa hotelu, którą
    zostawiła dzisiaj sprzątaczka.
    Sara widziała ją już wcześniej, kiedy wróciła do bungalowu przed kolacją, ale za
    bardzo się spieszyła, żeby ją przeczytać.
    Oprócz życzeń była na niej informacja, że w Wigilię kolacja będzie podawana tylko w
    największej restauracji, tej przy recepcji. Po dopisku, że mile będą widziane stroje
    wieczorowe, domyśliła się, że należy się spodziewać pełnej gali.
    Zerknęła na matkę, która patrzyła na nią wyczekująco. W Wigilię w ich domu nie
    urządzano nigdy żadnych wielkich przyjęć, ale zawsze spędzali ten wieczór razem przy
    choince, Sarze nie przeszło więc nawet przez głowę, że jutro mogłaby pójść na kolację bez
    rodziców.
    - Chyba pójdziemy, prawda? - rzuciła. Mama uśmiechnęła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl