-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wahań w najważniejszej w tej chwili dla nich obojga sprawie.
DÅ‚ugo wyczekiwana przez wszystkich zgromadzonych chwila ostatecznej deklaracji wreszcie na-
deszła.
Pan młody, doktor Jason Steel, wyrecytował swoje tak" zdecydowanie i donośnie. Natomiast panna
młoda, Emma Churchill, wykrztusiła deklarację zgody na małżeństwo stłumionym, drżącym ze
zdenerwowania głosem, przez zaciśnięte gardło.
Tak czy inaczej, wypowiedziała jednak swoje tak" wystarczająco wyraznie, by pastor mógł je
usłyszeć i następnie, zwracając się do obydwojga państwa młodych, uroczyście wypowiedzieć
tradycyjną formułę:
- Ogłaszam was mężem i żoną!
Tłumnie przybyli do kościoła parafialnego mieszkańcy Tindley i okolic, którzy do tego momentu
trwali w bezruchu i pełnym napięcia milczeniu, zupełnie jakby się obawiali, przynajmniej
podświadomie, że do sfinalizowania ceremonii może nie dojść, usłyszawszy te słowa, zerwali się
nagle z ławek i zaczęli głośno bić brawo.
Ten spontaniczny aplauz nie był niczym innym, jak tylko wyrazem powszechnej radości,
powszechnego zadowolenia, że ładna, dobra, skromna, lubiana przez wszystkich dziewczyna zdołała
uwolnić się od balastu nieszczęśliwej, niszczycielskiej miłości do człowieka niegodnego jej uczuć i
zdecydowała się związać z powszechnie szanowanym w mieście mężczyzną, mogą-
110
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
cym zapewnić jej spokojną, w miarę dostatnią przyszłość.
Ponieważ w prowincjonalnym miasteczku, takim jak Tindley, wszyscy zazwyczaj wiedzą o sobie
wszystko, albo przynajmniej prawie wszystko, zdawano sobie zapewne sprawę, że małżeństwo Jasona
i Emmy jest małżeństwem z rozsądku. Cieszono się jednak z niego i tak, zachowując w sercach
nadzieję, że z czasem pomiędzy młodymi małżonkami pojawi się coś więcej niż tylko wzajemna
lojalność i sympatia.
Z początku - namiętność, bb przecież krew nie woda, a od dnia ślubu do poślubnej n o c y niedaleko.
A potem, kto wie, być może nawet miłość, nie ta zła, zgubna, bolesna, niszcząca, tylko ta dobra,
dojrzała, krzepiąca. Prawdziwie twórcza!
Kiedy pan młody, za oficjalnym przyzwoleniem pastora, całował pannę młodą, oklaski zrobiły się
jeszcze głośniejsze niż przedtem. I oczywiście raz po raz wybuchały również pózniej, podczas
weselnej uroczystości na wolnym powietrzu, czyli na placyku przed kościołem, z udziałem
wszystkich zgromadzonych wcześniej w parafialnej świątyni uczestników ceremonii zaślubin.
Zrobiono mnóstwo pamiątkowych fotografii.
Wygłoszono kilka okolicznościowych mów, stosownie kwiecistych i jak to bywa, przydługich.
Wzniesiono szampanem parę toastów.
Zjedzono z apetytem ogromny weselny tort, który upiekła Muriel Baker.
Gremialnie złożono państwu młodym gratulacje i najlepsze życzenia na nową drogę życia.
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
111
I dopiero wówczas, już wczesnym wieczorem, pozwolono im w tę nową drogę wyruszyć, to znaczy
wyjechać we dwoje w podróż poślubną.
Podróż nie miała być zbyt daleka, bowiem jej cel stanowił odległy od Tindley zaledwie o godzinę
jazdy nadmorski kurort Narooma.
Emma i Jason Steelowie mieli tam w jednym z pensjonatów zarezerwowany - na tydzień, gdyż na
dłuższe miodowe" wakacje nie mogli sobie pozwolić z uwagi na dobro pacjentów doktora - specjalny
apartament dla nowożeńców. Taki z luksusową sypialnią, przytulnym salonikiem i elegancką
łazienką, z przestronnym balkonem z widokiem na morze, a także z niewielką kuchenką, by młodzi
małżonkowie mogli być w pełni samowystarczalni i nie musieli nigdzie ze swego gniazdka
wychodzić, nawet na posiłki do restauracji, gdyby nie mieli na to ochoty.
%7łegnani wykrzykiwanymi chórem życzeniami i burzliwymi oklaskami, Emma i Jason wsiedli do
samochodu. Zostawiając za sobą tłum gości, ruszyli w drogę, wyjechali z miasta.
I nagle ogarnęła ich cisza.
Kłopotliwa, męcząca cisza, która w zasadzie mogła oznaczać wszystko. Onieśmielenie. Zmęczenie.
Zakłopotanie. Niecierpliwość. Niepewność.
Milczeli przez jakieś dziesięć minut, jadąc lokalną szosą w kierunku wschodnim, ku wybrzeżu, nim w
końcu Jason rzucił:
- Spózniłaś się na nasz ślub pół godziny.
112
SZCZZCIE W MAAYM MIASTECZKU
Wpatrzona w boczne okno samochodu Emma nie zareagowała, zupełnie jakby nie usłyszała jego
słów.
- Dlaczego się spózniłaś? - zapytał ją więc wprost po dłuższej chwili.
Ani słowa odpowiedzi.
- Sukienka? A może nerwy? - zasugerował, najwyrazniej próbując jej ułatwić znalezienie jakiegoś
sensownego wyjaśnienia.
- Tak, nerwy - powtórzyła machinalnie i nie spojrzała nawet w jego stronę.
- A konkretnie?
- Nieważne.
- Jak to, nieważne? Ważne! A nawet bardzo ważne! - obruszył się Jason. - Ja czekałem, pastor czekał,
wszyscy ludzie czekali, a ciebie nie było i nie było. Więc jak możesz mówić, że to nieważne, że to po [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl