• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Krzaki i krótka trawa, wtedy zielone, teraz zbrązowiały i wyschły; wiatr szeleścił
    ostatnimi liśćmi na gałęziach. Po lewej stronie w wierzbowym zagajniku płynął
    mały strumyczek. Zbocze wzgórza pokrywały plamy słonecznego światła i długie
    pasma cieni.
    Wydra wiedział, że zbliża się chwila, w której może uwolnić się od Gelluka.
    Był tego pewien od zeszłej nocy. Wiedział też, że w owej chwili może pokonać
    Gelluka, pozbawić go mocy. Jeśli czarnoksiężnik odsłoni się, opętany swą wizją
     i jeśli Wydra pozna jego imię.
    Zaklęcia maga wciąż ich łączyły. Wydra wciskał się w głąb umysłu Gelluka,
    poszukując prawdziwego imienia. Nie wiedział, gdzie i jak szukać. Był szuka-
    czem, który nie zna swej sztuki. Widział jedynie zapisane w pamięci maga karty
    ksiąg wiedzy pokryte pozbawionymi znaczenia słowami oraz wizję, którą opisał
     ogromny pałac o czerwonych ścianach, a w nim srebrzyste runy tańczące na
    szkarłatnych kolumnach. Nie potrafił jednak odczytać ksiąg ani run. Nigdy nie
    nauczono go czytać.
    27
    Cały czas wraz z Gellukiem oddalali się od wieży, od Anieb, której obecność
    czasami słabła i przygasała. Wydra nie odważył się jej przywołać.
    Zaledwie kilka kroków dzieliło go od miejsca, w którym pod ziemią, na głę-
    bokości zaledwie dwóch, trzech stóp ciemna woda przesiąkała przez żwir ponad
    warstwą miki. Niżej leżała rozległa grota i złoże cynobru.
    Gelluk, choć niemal całkowicie pochłonęły go własne myśli, dzięki połącze-
    niu umysłów dostrzegł obrazy widziane przez Wydrę. Przystanął, dygocząc z nie-
    cierpliwości.
    Wydra wskazał wznoszące się przed nimi zbocze.
     Tam kryje się dom Króla  rzekł.
    W tym momencie czarnoksiężnik całą uwagę przeniósł na wzgórze i wizję,
    którą w nim dostrzegał. Wówczas Wydra mógł wezwać Anieb, która natychmiast
    zjawiła się w jego umyśle i jestestwie.
    Gelluk stał bez ruchu, zaciskając dłonie. Drżał lekko, niczym myśliwski pies
    łaknący pogoni, lecz nie potrafiący odnalezć tropu. Czuł się kompletnie zagubio-
    ny. W ostatnich promieniach słońca widział wzgórze porośnięte trawą i krzewami.
    Nie dostrzegał jednak wejścia, jedynie porośnięte trawą gładkie zbocze.
    Choć Wydra nie usłyszał słów, Anieb przemówiła jego głosem, tym samym
    słabym, bezdzwięcznym głosem:
     Tylko mistrz może otworzyć drzwi. Tylko Król ma klucz.
     Klucz  powtórzył Gelluk.
    Wydra stał bez ruchu. Mag nie dostrzegał go, tak jak nie widział Anieb owego
    dnia w wieży.
     Klucz  rzekł z napięciem Gelluk.
     Klucz kryje się w imieniu Króla.
    To był skok wprost w ciemność. Które z nich to powiedziało?
    Gelluk czekał, dygocząc. Wciąż nie wiedział, co robić.
     Turres  powiedział po dłuższej chwili, zniżając głos do szeptu.
    Wiatr zaszeleścił suchą trawą.
    Nagle czarownik ruszył naprzód. Jego oczy rozbłysły.
     Otwórz się. W imię Króla!  wykrzyknął.  Jestem Tinaral!
    Poruszył rękami w szybkim, pełnym mocy geście, jakby rozsuwał ciężkie za-
    słony. Zbocze tuż przed nim zadrżało, zakołysało się i otwarło. Szczelina z każdą
    chwilą stawała się szersza, głębsza. Wytrysnęła z niej woda, obmywając stopy
    maga.
    Gelluk cofnął się zaskoczony i gwałtownie poruszył ręką. Tym gestem ode-
    pchnął strumień, tak jak wiatr odpycha strugę wody z fontanny. Rana w ziemi
    sięgała coraz głębiej, ukazując lśniącą warstwę miki, która po chwili pękła z do-
    nośnym trzaskiem. Pod nią kryła się ciemność.
    Czarownik postąpił krok naprzód.
    28
     Przybywam  rzekł z radością i wzruszeniem. Bez lęku wkroczył w szcze-
    linę w ziemi. Wokół jego dłoni i głowy tańczyło białe światło. Jednak zawahał się
    przy krawędzi pękniętego dachu groty. Nie dostrzegł żadnej drogi w dół.
    W tym momencie Anieb wykrzyknęła głosem Wydry:
     Tinaralu, wchodz!
    Chwiejąc się gwałtownie, czarnoksiężnik próbował się odwrócić. Stracił rów-
    nowagę na niepewnej krawędzi i runął w ciemność. Szkarłatny płaszcz wydął się
    wokół niego. Magiczne światło rozbłysło niczym spadająca gwiazda.
     Zasklep siÄ™, matko!  krzyknÄ…Å‚ Wydra, opadajÄ…c na kolana. DÅ‚onie przy-
    tknął do ziemi, do krawędzi szczeliny.  Ulecz się, bądz zdrowa  błagał, prosił,
    wymawiając w Mowie Tworzenia słowa, których nie znał, póki ich nie wypowie-
    dział.  Bądz cała, matko.
    Pęknięta ziemia poruszyła się, brzegi szczeliny zbliżyły się do siebie, zarosły.
    Pozostał tylko czerwony ślad, blizna pośród ziemi, żwiru i trawy.
    Wiatr szeleścił suchymi liśćmi na gałęziach karłowatych dębów. Słońce skryło
    się za wzgórzem. Na niebo wypłynął niski wał szarych chmur.
    Wydra przycupnął u stóp wzgórza. Był sam.
    Chmury pociemniały. Na dolinę spadł deszcz, spłukując kurz z trawy. Ponad
    chmurami słońce schodziło wolno po zachodnich schodach jasnego domu niebios.
    W końcu Wydra uniósł głowę. Był przemoknięty, zmarznięty, oszołomiony.
    Skąd się tu wziął? Coś zgubił. Musiał to odszukać. Nie wiedział co, ale znajdo-
    wało się to w ognistej wieży, gdzie kamienne stopnie wiodą w górę pośród dymu
    i oparów. Musiał tam iść. Dzwignął się z ziemi i powłócząc nogami, niepewnym
    krokiem ruszył w głąb doliny.
    Nie pomyślał nawet, by się ukryć, osłonić. Na szczęście w pobliżu nie było
    strażników. W kopalni nie zatrudniano ich wielu. Nie musieli uważać, bo zaklę-
    cia maga stanowiły najlepsze zamknięcie. Teraz zniknęły, lecz uwięzieni w wieży
    ludzie o tym nie wiedzieli. Pracowali dalej, zmuszani najpotężniejszym ze wszyst-
    kich zaklęć: brakiem nadziei.
    Wydra przeszedł przez sklepioną komorę paleniska, mijając krzątających się
    wokół niewolników. Powoli wdrapał się po krętych, ciemnych, cuchnących scho-
    dach. W końcu dotarł do najwyższego pomieszczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl