-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poukładał swoje rzeczy i zszedł do nas na werandę, aby zjeść
kolacjÄ™.
- Nie myślałam nigdy, że jeszcze tu z nami zamieszkasz -
uśmiechnęła się babcia, która zawsze bardzo lubiła Jana.
- To wszystko dzięki wspaniałomyślności mojej Ewuni
-odparł.
- Nawet nie wiesz, co straciłeś. To najwspanialsza kobieta na
świecie - kontynuowała.
- Jedzmy już, bo wszystko wystygnie - wtrąciłam się.
Na kolację przygotowałam piersi kurczaka z pieczarkami w
cieście francuskim. Po śmierci dziadka przejęłam większość
obowiązków babci. Co prawda, dzielnie mi pomagała, ale nie
czyniła już tego z takim zapałem, jak wtedy, kiedy on żył.
Coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, jakby stroniąc
od świata. Tylko wtedy, gdy ktoś czasami wpadał na karty,
widziałam u niej znów ten zawadiacki błysk w oku.
Kolacja zakończyła się wypiciem lampki wina i miłą rodzinną
rozmową. Jowitka jak zwykle szalała i nie reagowała na nasze
upominania. Po kolacji babcia zabrała ją do pokoju, gdzie
oglądały telewizję. Kiedy zostaliśmy sami z Janem, wydarzyło
siÄ™ coÅ› bardzo dziwnego.
- Kochana, chodzmy na spacer w nasze ulubione miejsca.
- Poczekaj, pozbieram tylko talerze i już możemy pójść.
- Nie. Zrobimy to razem, jak wrócimy.
- W porządku, więc chodzmy
Byłam zaskoczona, bo wsiedliśmy do samochodu. Jan miał
bardzo tajemniczą minę. Nie pytałam jednak o nic.
Pojechaliśmy na działkę, tam, gdzie kiedyś miał powstać nasz
dom. Był już prawie na ukończeniu.
- Ewuniu, cały czas buduję go z myślą, że razem tu
zamieszkamy
- Nigdy w nas nie zwątpiłeś?
- Nigdy. Zobaczysz, jeszcze będziemy tu bardzo szczęśliwi.
Widzisz, wybrałem taki, który ci się najbardziej podobał.
Proszę, spróbuj zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
- Dawno wszystko, co było złe, odeszło w niepamięć.
- Więc jak, dasz mi kolejną szansę? Obiecuję, że tym razem
już nigdy cię nie zawiodę.
- Spróbuję, mamy przecież córkę, która kocha cię nad życie.
- To co, wchodzimy do środka?
- Wchodzimy.
Roboty budowlane są już posunięte bardzo daleko. Były
wprawione okna, drzwi. Zostały prace w środku i na zewnątrz,
przy ocieplaniu i tynkowaniu. Wokół działki Jan
własnoręcznie posadził tuje. Nie powiem, bardzo mi się
podobało.
- Spędziłem tutaj ostatnio bardzo dużo czasu. Budowa
pochłonęła mnie całkowicie. Za dwa miesiące, jak będziesz
chciała, możemy się już wprowadzić
- Co będzie z babcią, Janie? Nie możemy zostawić jej samej.
- Zamieszka razem z nami. O wszystkim pomyślałem.
- Na pewno nie będzie chciała. W swoim domu przeżyła całe
życie.
- Jeżeli nie, to będziemy ją często odwiedzać, mieszka
przecież bardzo blisko.
- Nie wiem. Musimy to wszystko dobrze przemyśleć.
- Ewuniu? -Tak...
- Wyjdziesz za mnie za mąż po raz drugi?
- Janie, czy ty mi się oświadczasz?
- Zrobiłem to wiele lat temu i myślałem, że teraz nie będę
musiał.
- Jeżeli chcesz zostać moim mężem, to bukiet kwiatów i
pierścionek zaręczynowy musisz mi wręczyć.
- Będzie, jak chcesz, kochana.
Przytulił mnie bardzo mocno po raz pierwszy od naszego
rozstania. Widziałam, że jest zadowolony z biegu wydarzeń.
Obsesji stopień szósty
Do salonu wszedł Bartek. Bardzo starał się być miły,
uprzejmy, zabawny. Zachowywał się tak, jakby nic się nie
wydarzyło. Jego poczucie humoru szybko się nam udzieliło.
Opowiadaliśmy sobie różne śmieszne historie. Po dwóch
godzinach Danka poszła do siebie. Bartek przygotował kolacje
i poszliśmy oglądać telewizję. Czyżby wszystko ucichło?
Przez następne dni dużo pracowaliśmy. Zrobiliśmy w Wałczu
wystawę obrazów Bartka. Podobały się wielu oglądającym,
sprzedaliśmy nawet cztery za całkiem przyzwoitą cenę.
Cieszyłam się z radości Bartka. Najbardziej jednak z tego, że
zaczynał wierzyć w to, co robi, i w to, że można uczciwie
zarabiać pieniądze.
Wieczorem pojechaliśmy na piknik do lasu. Był upalny,
lipcowy wieczór. Zabraliśmy czerwone wino i różne
przysmaki. Lekarstw już prawie nie zażywałam, więc mogłam
delektować się smakiem kadarki.
Po raz pierwszy od wielu tygodni znów patrzył na mnie
oszalałym wzrokiem. Uwielbiałam to spojrzenie. Po ciele
rozchodziły się dreszcze i czułam wielkie pożądanie. Bardzo
mi tego brakowało. Przez najbliższą godzinę dawaliśmy upust
swoim dzikim żądzom. Co prawda, nie było nam zbyt
komfortowo bo komary cięły, gdzie popadło. Wreszcie było
tak, jak dawniej.
Potem urządziliśmy biegi po lesie. Parę razy przewróciliśmy
się, ale na szczęście nic się nikomu nie stało.
- Będę cię kochał do końca świata i jeden dzień dłużej!
-Bartek wrzeszczał tak, że aż odbijało się echo.
- Masz rację, wykrzycz tę miłość całemu światu, będzie ci
lżej.
Potem on grał na gitarze, a ja śpiewałam. Dawno już nie było
tak cudnie. Do domu wróciliśmy wraz ze wschodem słońca.
Dlaczego wszystko, co najlepsze, tak szybko się kończy?
Przez następne miesiące było w miarę spokojnie. Jedynym
ważnym wydarzeniem był pogrzeb Edwarda, po którym ja
znów nie czułam się najlepiej. Starałam się jednak bardzo, aby
tym razem to mnie nie przerosło. Bartuś malował i sprzedawał
swoje obrazy, miał wiele pracy, goniły go terminy. Ja wróciłam
do swoich pasji. Parę lat temu postanowiłam napisać książkę.
Miałam tak ciekawe i barwne życie, iż postanowiłam
upamiętnić to na papierze. Co prawda, leżała w kącie przykryta
warstwą kurzu i było jej napisane ciągle jeszcze niewiele, ale
właśnie teraz poczułam, że powinnam ją dokończyć. Tak więc
w wolnych chwilach pisałam. Lubiłam to zajęcie najbardziej ze
wszystkich. Takie odgrzebywanie przeszłości, wspominanie,
wyciąganie wniosków. Bartuś był pełen podziwu dla mojej
twórczości, a jednocześnie był pierwszym moim krytykiem.
Często się droczyliśmy, gdy jakieś fragmenty mojej książki nie
bardzo mu się podobały. Wtedy w odwecie krytykowałam
namalowane przez niego obrazy. Czasem dyskusje i sprzeczki
trwały do póznych godzin nocnych. Kończyły się jednak
zawsze bardzo miło i pozytywnie, dla mnie oczywiście.
Lato zleciało nam nie wiadomo kiedy, tak bardzo byliśmy
zapracowani. Jesienią znów zrobiliśmy stos przetworów, aby
zapełnić półki w piwnicy. Do świąt Bożego Narodzenia został
już tylko miesiąc. Spędzimy je w domu, bo tak lubimy
najbardziej. Finansowo powodziło nam się bardzo dobrze za
przyczyną twórczości Bartusia.
Mój mąż był z siebie dumny, że wreszcie to dzięki niemu nie
musimy martwić się o finanse. Czuł się prawdziwym
mężczyzną. Cieszyłam się, że jest szczęśliwy i spełniony.
Znów to, czego nie lubię najbardziej, czyli przedświąteczne
zakupy. W wałeckich sklepach tłumy ludzi, zgiełk, gwar. W
oddali mignęła mi postać Julka, który kiedyś pracował przy
budowie naszego tarasu. On też nas zauważył. Podszedł i
przywitał się. Porozmawialiśmy. Wyglądał na załamanego, bo
od paru miesięcy nie miał pracy. Bartuś z uwagą mi się
przyglądał. Widziałam, że jest zdenerwowany. Znał moje
dobre serce i chęć pomagania ludziom. Dobrze, że w miarę
szybko się pożegnaliśmy, bo jeszcze zaprosiłabym go do nas
na święta. Przytuliłam mocno męża. Chciałam mu powiedzieć,
że to on jest dla mnie najważniejszy i nie ma powodów do
zazdrości. Dalsze zakupy robiliśmy, bocząc się na siebie.
Kiedy załadowaliśmy towar do samochodu, zaproponowałam
Bartkowi obiad w restauracji. Było już za pózno na
przyrzÄ…dzanie
posiłku w domu. Przystał z chęcią na moją propozycję,
chociaż humor miał wciąż nie najlepszy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl