-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nigdy nie wiedział, co potrafi jeszcze wymyślić. I jeszcze na dodatek wciąż
miał ochotę ją całować. Tym razem raczej gwałtownie.
Wstał nagle, a trącone krzesło upadło na podłogę. Hanna poderwała
głowę i przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Słyszał jej
przyspieszony oddech, widział rumieniec na twarzy. Uniósł ją, aż stanęła
na nogach, a potem pochylił się i bez słowa zamknął jej usta pocałunkiem,
przy którym nie potrafiła powstrzymać drżenia.
118
R S
Ponad jej głową zobaczył zegar kuchenny i uzmysłowił sobie, że ma
spotkać się w parku z komendantem już za dziesięć minut. Jak to się stało,
że zupełnie zatracił poczucie czasu? Puścił ją i ruszył do drzwi. W progu
odwrócił się na moment i zobaczył, że ona wciąż stoi przy stole i patrzy za
nim.
- To na razie, maleńka - rzucił i zniknął za drzwiami.
Maleńka"? Czy w ten sposób zachowuje się mężczyzna, którego
kawalerskie chwile są policzone? Nasłuchiwała, jak biegł, przeskakując po
dwa stopnie, jak pośpiesznie otworzył drzwi samochodu i ruszył z piskiem
opon.
Była zła. Nie potrafiła myśleć o niczym innym, tylko o tym, co się
stało, a właściwie nie stało. Dosyć tego. Miała jeszcze tyle rzeczy do
zrobienia.
Chwyciła torebkę i kluczyki. Pojedzie do parku pożyczyć trochę
cukru. Elvin na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Wymyśliła
sobie, że zrobi jeszcze mniejszy model ratusza, żeby dzieci mogły
korzystać z tego wzoru, kiedy będą budowały swój.
Jadąc, zapewniała się raz jeszcze o tym, że postąpiła właściwie.
Czuła, że gdyby przyszło jej jeszcze raz zmierzyć się z tą sytuacją, nie
znalazłaby tyle sił, żeby podjąć taką samą decyzję.
Chance powoli przejechał swym pozbawionym przedniej szyby
mustangiem wzdłuż parku numer sześć. Budynek, w którym mieścił się
magazyn, był teraz oświetlony jak choinka na Boże Narodzenie. Stały
przed nim dwie białe ciężarówki - takie same jak ta, w której znaleziono
martwego Henry'ego Perkinsa, mercedes i buick.
119
R S
Skręcił na parking obok szkoły, po przeciwnej stronie ulicy. Za
budynkiem szkolnym czekał na niego komendant Turley i jego ludzie, w
nie oznakowanych samochodach.
- Zdążyliście ustawić ukryte kamery? - spytał, wkładając broń za
pasek od spodni i zasłaniając ją połami wyciągniętej koszuli.
- Jedna jest w magazynie, a druga przy drzwiach wejściowych -
odparł Turley.
Kilka minut potem Chance stanÄ…Å‚ w drzwiach do magazynu.
Zobaczył Elvina, z notatnikiem w ręku, jak liczy rzędy pudełek, a za nim
posuwa siÄ™ Mac, zaznaczajÄ…c policzone kartony czerwonym flamastrem.
Chance chrząknął głośno i obaj mężczyzni poderwali głowy.
- Co za spotkanie - powiedział. - Ale spodziewałem się panów
dzisiaj.
Krew szybko pulsowała mu w żyłach. Podszedł bliżej i wziął do ręki
jedno pudełko. Musiał przyznać po cichu, że kiedy jego szósty zmysł
pracował, robił to naprawdę na pełnych obrotach.
- Otwórz to - rozkazał Elvinowi, który zbladł jak ściana.
- To chyba nie jest konieczne - wyjąkał.
- A ja uważam przeciwnie. - Oderwał wieczko i w powietrze uniósł
się biały pył, po czym zaczął opadać na podłogę. - Ale bałagan - zadrwił. -
Tyle że to nie wygląda mi na cukier. Ciekawe, co też tu może być.
Elvin skoczył ku niemu, a tymczasem Mac spróbował bokiem
przemknąć się do drzwi. Chance odepchnął Elvina i skoczył w pogoń za
drugim przestępcą, chwytając go, zanim zdążył opuścić budynek.
- Policja, ty łobuzie - powiedział, łapiąc go za kołnierzyk koszuli. -
JesteÅ› aresztowany.
120
R S
Mac usiłował się wyrwać, obrzucając go stekiem wyzwisk, ale
Chance przytrzymał go mocniej, rozpłaszczając niemal na ścianie. I nagle
poczuł, że cała moc, dzięki której poradził sobie z tą sprawą, opuszcza go.
W drzwiach wejściowych stanęła Hanna i rozglądała się z uśmiechem.
- Cześć. Nie spodziewałam się, że zastanę tu kogoś o tak póznej
porze. Co się tu dzieje? Chance, zostaw go, co ty robisz? Ja też nie
przepadam za tym człowiekiem, ale czy nie jesteś trochę zbyt brutalny?
Musi się jej stąd pozbyć i to jak najszybciej. Od tego zależy ich
życie.
- Wyjdz stÄ…d.
- To nie było zbyt grzeczne.
- Uciekaj stÄ…d.
- Nie mam zamiaru wychodzić bez co najmniej trzech kartonów z
cukrem - powiedziała uparcie. - Elvin, czy byłbyś tak dobry i zaniósłbyś
mi do samochodu cztery kartony? Będę ci wdzięczna za pomoc.
Elvin podskoczył do stołu, otworzył szufladę, wyjął z niej pistolet i
wycelował w Chance'a.
- Puść go - zażądał.
- Co ty robisz? - zawołała Hanna, z trudem łapiąc oddech. - To
naprawdę jest pistolet? O Boże, odłóż go na miejsce. Jestem pewna, że
kiedy to się skończy, będziecie wszyscy żałowali, że tak się unosiliście.
Przestańcie się wygłupiać, przecież to tylko cukier.
- Zamknij się - zasyczał Mac, nie spuszczając wzroku z Chance'a. -
Rób, co powiedział albo on zastrzeli tę małą.
Chance puścił go i odsunął się na bok. Hanna tymczasem
podskoczyła do Elvina i szarpnęła go za ramię.
- Odłóż to. Słyszysz, co do ciebie mówię? Odłóż to w tej chwili.
121
R S
- Hanno, przestań, bądz wreszcie cicho. Muszę pomyśleć.
- Ty nie masz co myśleć, do myślenia potrzebny jest mózg. Nie, to
nie do wiary. Byłam przeciwko temu, że w Teksasie można mieć broń, i to
jest właśnie dowód na to, że miałam rację.
Podbiegła do Chance'a i stanęła przed nim, opierając się o niego
plecami.
- Odsuń się od niego - powiedział Elvin.
- Nie - odparła, rozkładając ramiona i używając ciała jako tarczy. -
Uważaj, to może wystrzelić.
- Hanno... - Chance próbował usunąć ją na bok, ale ani drgnęła. -
Proszę, rób to, co on ci każe. Nie bój się, nic mi się nie stanie.
- Jeśli Elvin chce cię zastrzelić, będzie musiał najpierw zabić mnie.
Ale robiÄ™ tak tylko w twoim przypadku, Mac niech na to nie liczy. Nie
mam zamiaru dla niego narażać życia.
- Nie wiesz, na co tak naprawdę się narażasz - szepnął.
- Ja tylko chcę wziąć trochę cukru. Dlaczego mi nie pozwoliliście?
- To jest heroina, do cholery! - wrzasnął Elvin. Mac skoczył do niego
i wyrwał mu pistolet.
- Pod ścianę. Wszyscy. Ruszaj się, Elvin. Ty żałosny idioto.
- Heroina? Przestańcie się wygłupiać. Myślałam, że jesteście dorośli
- mówiła Hanna, a twarz jej poczerwieniała z gniewu.
Chance zakrył jej usta dłonią, chcąc uspokoić ją choć na chwilę, żeby
Mac nie zaczął strzelać w złości.
- Ty zginiesz na końcu - wysyczał bandyta. - Zobaczysz, jak oni
umierają, i będziesz wiedziała, że to twoja wina. Zawsze właziłaś mi w
drogę. To dzięki tobie Ada została burmistrzem - bo wszyscy przepadają
za jej córeczką. A teraz chcesz zniszczyć to, nad czym tak długo
122
R S
pracowałem, interes wart miliony dolarów. Ale wszystko ma swój kres,
także twój szczęśliwy los.
- Czy życie przeleciało ci przed oczami? - szepnęła do Chance'a, [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl