-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się sięgnąć do szuflad i na półki szafy?
Prokurator cierpliwie rozwijał każdy z rysujących się wątków, ale widząc, iż domniemania te nie mają nawet najmniejszego pokrycia w dowodach i nie
stanowią logicznego ciągu poszlak, postanowił umorzyć śledztwo, do czego zobowiązywał go zresztą termin określony w kodeksie postępowania karnego.
Czwartego czerwca 1957 roku wydał takie postanowienie i odłożył akta do podobnych, nie dokończonych spraw.
Jeżeli pomyślał, jeden z hipotetycznych wątków jest prawdziwy, wywiadowcy MO znajdą jakąś mocniejszą nić, którą będzie można uchwycić i dojść do
prawdziwej lub najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń...
Zbrodnia przy ulicy Barskiej nie dawała spokoju funkcjonariuszom służby kryminalnej. Przeprowadzali nadal rozmowy ze znajomymi zamordowanej, których
krąg w ciągu następnych tygodni znacznie się poszerzył. W czasie jednej z takich rozmów dowiedzieli się o zadłużeniu jakiejś kobiety wobec Zeneidy Borejko.
Odszukali tę dłuż-niczkę. Była nią ekspedientka, spokojna dziewczy
71
na, pracująca w sklepie przy ulicy Floriańskiej. Czy zdolna byłaby do zbrodni dla 400 złotych i bransolety? Kryminalistyka zna jeszcze dziwniejsze przypadki,
więc przeprowadzono dokładne ustalenia i szukano bransolety.
Ta wersja nie była pozbawiona szans sprawdzenia się powiedział pózniej naczelnik służby kryminalnej. W psychice dłużnika, który w zasadzie jest
uczciwy, a nie może zwrócić długu, zachodzą przedziwne procesy, rodzą się najbardziej zaskakujące plany, nie wyłączając zbrodni...
Ekspedientki która n.e zapłaciła Zeneidzie Bo-rejko za bluzkę, nie mogła jednak mieć nic wspólnego ze zbrodnią. Jej alibi było niepodważalne, a odciski linii
papilarnych, próbki włosów i badanie krwi całkowicie wyłączyło ją z kręgu podejrzanych.
Kolejna informacja również była ciekawa.
Pani Borejko powiedziała mi, że w sobotę dziewiętnastego stycznia ma do niej przyjechać jakaś pani doktor, która ma dziecko z księdzem. Miała u niej
mieszkać do końca stycznia oświadczyła wywiadowcy dość bliska znajoma zamordowanej, Zofia Prądccka.
Przejrzano ponownie korespondencję i zabezpieczone dokumenty. Rzeczywiście znajdowała się wśród nich depesza z następującym tekstem; Przyjadę 15 I po
południu dr Krystyna Marzyń-ska Kraków Szkolna 7".
Sprawdzono pod tym adresem, lecz taka osoba tam nie mieszkała. Ponieważ depeszę nadano w Opolu, postanowiono znalezć oryginał i przepro
72
wadzić badania grafologiczne pisma nadawcy. Z Centralnego Archiwum Poczty i Telegrafu przekazano prokuratorowi ów dokument. Jednocześnie oficerom
śledczym udało się rozszyfrować tajemniczą postać dr Krystyny Marzyńskiej". Najpierw dowiedziano się, że jest dość ładną blondynką, średniego wzrostu i
ma około 30 lat. Potem otrzymano dalsze informacje z akt śledczych KW MO w Katowicach i akt sądowych.
Krystyna Marzyńska", czyli Teofila Maria M. występująca zresztą pod kilkoma innymi nazwiskami (Grania, Kicińska, Hetman, Strzeblewska, Kasprzycka),
podawała się za lekarkę. Z medycyną łączyły ją dwie rzeczy: ukończony kurs laboran-tek w Bielsku-Białej i głód morfinowy, który zaspokajała nabywając
narkotyki na podstawie sfałszowanych przez siebie recept.
Pojawiła się w Krakowie w 1944 roku jako szesnastoletnia dziewczyna szukająca pracy. Znalazła ją w Państwowym Zakładzie Higieny, który zaoferował jej
etat laborantki. Po wyzwoleniu zapisała s;ę do dwuletniej szkoły laborantek w Biel-sku-B alej. po ukończeniu której powróciła do Krakowa. Podjęła pracę w
Szpitalu im. Zw. Aazarza. Nie pozostała tam długo. W lipcu 1947 roku wyjechała do Cieplic, gdzie po raz pierwszy została zatrzymana pod zarzuiem
fałszowania recept. W Krakowie znalazła się ponownie w 1951 roku jako pacjentka kliniki położniczej (oczywiście pod przybranym nazwiskiem Krystyny
Andrzejewskiej). Urodziła dziecko i wyjechała. Jej namiętność do narkotyku równała się namiętności do
11
mistyfikacji. Starała się grać rolą lekarza, pracowała jako wolontariuszka Kicińska, zdobyła zaświadczenie, że jest zarejestrowana jako oficer, a urodzona w
Wilnie o dwa lata wcześniej.
Był to rzadko spotykany przypadek dodawania sobie lat przez kobietę.
Wiele dalszych szczegółów życiorysu młodej jeszcze, bo w 1950 roku dwudziestodwuletniej, Teofili Marii M. zawierały akta dochodzeniowe przechowywane
w archiwum Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach. Na Zląsku w roku 1957 dokumentowano zarzut o fałszowanie przez nią recept i pobieranie na ich
podstawie narkotyków.
Co mogło skłonić Teofilę M. do popełnienia morderstwa?- Jaką miałaby z niego korzyść?
Podejmując decyzję o wznowieniu śledztwa prokurator Henryk Solga zastanawiał się nad tym, w jaki sposób ujawnić ów niewiadomy motyw zbrodni na
Zeneidzie Borejko. W każdym razie obecność Teofili w mieszkaniu Zeneidy Borejko w przeddzień jej śmierci, a potem nagłe zniknięcie i nieinteresowanie się
losem staruszki, u której miała przecież mieszkać przez cały styczeń, a może dłużej, stanowiło poszlakę. Wydał więc nakaz aresztowania Teofili Marii M.
Zatrzymano ją w Olsztynie, gdzie pracowała jako lekarka, i przewieziono do Krakowa.
Zdjęto przede wszystkim odciski linii papilarnych z palców Teofili M. i przesłano je do pracowni daktyloskopijnej, prosząc o możliwie szybką
11
odpowiedz na pytanie, czy na filiżance pozostały ślady tych samych palców. Jeżeli ekspert daktyloskopii odpowiedziałby twierdząco, wówczas...
Wówczas pomyślał prokurator Sołga, jedną z osób, która ostatnia widziała żywą Zeneidę Borejko, była M.
Na filiżance zidentyfikowano ślad linii papilarnych dużego palca. Jest on taki sam, jak odcisk linii papilarnych dużego palca Teofili M. powiadomił go
oficer śledczy, który wcześniej skontaktował się z ekspertem daktyloskopii.
Ten ślad stanowił więc mocną poszlakę obciążającą podejrzaną. Mimo to oświadczyła ona, że nie ma nic wspólnego z morderstwem i przez dłuższy czas w
ogóle nie wiedziała, że Borejko nie żyje.
Nie zaprzecza pani jednak, że mieszkała u Zeneidy Borejko?
Byłam u niej od piętnastego do dziewiętnastego stycznia. W sobotę albo w niedzielę, już dokładnie nie pamiętam, wyjechałam do siostry cło Wrocławia.
Siostra i szwagier mogą lo potwierdzić. Ja naprawdę nie mam nic wspólnego ze śmierć ą pani Borejko. zapewniam pana...
Przez następne dni podejrzana przebywała w szpitalu. Wystąpmy u niej nasilające się objawy głodu morfinowego. Psychiatrzy nie mieli wątpliwości, iż
pacjentka cierpi na neuropsychopatię. co ogranicza zdolność rozpoznawania czynów i kierowania postępowaniem.
Po przełamaniu kryzysu mogła składać wyjaśnienia przed prokuratorem. Nastąpiły w nich istotne zmiany. Oświadczyła, że wyjechała 19 stycznia, i to nie do
Wrocławia, lecz do Poznania, gdzie umówiła się ze swoim znajomym, niejakim R.
Po kilku dniach wróciła jednak do pierwszej wersji. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl