-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyny. Ma¬teczka Malkin opÄ™taÅ‚a go i użyÅ‚a jego ciaÅ‚a. Po paru godzinach rzeznik doszedÅ‚ do
siebie i wróciÅ‚ do domu otumaniony, trzymajÄ…c siÄ™ za obolaÅ‚y brzuch. Nie pa¬miÄ™taÅ‚ niczego i
żadne z nas nie miało ochoty go uświadamiać.
Tej nocy niewiele spaliśmy. Ellie dorzuciła do ognia w kuchni i została tam do rana, nie
spuszczając z oka dziecka. Jack poszedł do łóżka z bolącą głową, ale co jakiś czas budził się i
wybiegaÅ‚ na dwór, by zwymioto¬wać na podwórzu.
Jakąś godzinę przed świtem wróciła mama. Ona także nie wyglądała na uradowaną. Zupełnie
jakby coś poszło zle.
Zabrałem jej torbę i zaniosłem do domu.
- Dobrze siÄ™ czujesz, mamo? - spytaÅ‚em. - WyglÄ…¬dasz na zmÄ™czonÄ….
- Mniejsza o mnie, synu. Co się tu stało? Wystarczy spojrzeć ci w twarz, by dostrzec, że
coś się wydarzyło.
- To długa historia - odparłem. - Lepiej najpierw wróćmy do domu.
Kiedy weszliśmy do kuchni, Ellie przyjęła powrót mamy z tak wielką ulgą, że rozpłakała się i
dziecko też zaczęło płakać. Jack zszedł na dół i wszyscy zaczę-
276
277
li mówić jednoczeÅ›nie, próbujÄ…c opowiedzieć swÄ… wer¬sjÄ™ historii. Po paru sekundach
poddałem się, bo Jack zaczął swą zwyczajową tyradę. Mama uciszyła go bardzo szybko. -
Zniż głos, Jack - poleciła. - To wciąż mój dom i nie będę w nim tolerować krzyków.
Jack nie był zachwycony, że skarciła go na oczach Ellie, ale miał dość rozsądku, by się nie
spierać.
Mama kazaÅ‚a każdemu z nas opowiedzieć dokÅ‚ad¬nie, co siÄ™ staÅ‚o, poczÄ…wszy od Jacka. Ja
byÅ‚em ostat¬ni i gdy nadeszÅ‚a moja kolej, odesÅ‚aÅ‚a Ellie i Jacka do łóżek, abyÅ›my mogli
porozmawiać w cztery oczy. W sumie nie odzywała się zbyt często, słuchała tylko cicho i
uścisnęła mi rękę.
Wreszcie poszła na górę do pokoju Alice i długi czas rozmawiała z nią bez świadków.
***
Niecałą godzinę od świtu na farmie pojawił się stracharz. Nie wiem czemu, ale spodziewałem
się, że przybędzie. Czekał przy bramie. Wyszedłem do niego i powtórzyłem swą opowieść.
On tymczasem słuchał, wsparty na kiju. Kiedy skończyłem, pokręcił głową.
278
- CzuÅ‚em, że coÅ› jest nie tak, chÅ‚opcze, ale przyby¬Å‚em za pózno. PrzyznajÄ™ jednak,
dobrze siÄ™ spisaÅ‚eÅ›. PosÅ‚użyÅ‚eÅ› siÄ™ wÅ‚asnÄ… inicjatywÄ… i zdoÅ‚aÅ‚eÅ› przypo¬mnieć sobie część z
tego, czego cię uczyłem. Gdy wszystko zawiedzie, zawsze możesz polegać na soli i żelazie.
- Czy powinienem byÅ‚ pozwolić Alice spalić Ma¬teczkÄ™ Malkin?
Westchnął i podrapał się po brodzie. -Jak już mówiłem, dla czarownicy spalenie to okrutna
śmierć i osobiście nie jestem jej zwolennikiem.
- Czyli za jakiś czas znów będę musiał stawić jej czoła?
Stracharz uśmiechnął się.
- Nie, chłopcze, możesz spać spokojnie, bo ona nie wróci już na ten świat. Nie po tym,
co stało się na końcu. Pamiętasz, co ci mówiłem o zjedzeniu serca wiedzmy? No cóż, wasze
świnie to właśnie zrobiły.
- Nie tylko serce, zjadÅ‚y wszyÅ›ciusieÅ„ko - odpar¬Å‚em. - Czyli jestem bezpieczny?
NaprawdÄ™ bezpiecz¬ny? Ona nie może wrócić?
- Owszem, jesteś bezpieczny od Mateczki Malkin. Istnieją jednak inne zagrożenia, ale
na razie jesteÅ› bezpieczny.
279
Ogarnęła mnie gwałtowna ulga, jakby ktoś zdjął mi z barków ciężkie brzemię. Przez ostatnie
dni przeży¬waÅ‚em koszmar, teraz, po znikniÄ™ciu Mateczki Mal-kin, Å›wiat wydaÅ‚ mi siÄ™
znacznie piÄ™kniejszym, szczÄ™¬Å›liwszym miejscem. Walka z czarownicÄ… dobiegÅ‚a koÅ„ca, znów
mogłem niecierpliwie wyczekiwać tego, co przyniesie przyszłość.
- Cóż, jesteÅ› bezpieczny do czasu, aż popeÅ‚nisz ko¬lejny gÅ‚upi bÅ‚Ä…d - dodaÅ‚ stracharz. - I
nie mów, że te¬go nie zrobisz. Nie bÅ‚Ä…dzi ten, kto nic nie robi. To nie¬odÅ‚Ä…czna część nauki
fachu. I co teraz poczniemy? -spytał, mrużąc oczy w promieniach wschodzącego słońca.
- Z czym? - spytałem, zastanawiając się, co ma na myśli.
- Z dziewczyną, chłopcze - rzekł. - Wygląda na to, że czekają dół. Nie widzę, jak
moglibyśmy tego uniknąć.
- Ale przecież pod koniec uratowała dziecko Ellie -zaprotestowałem. - Mnie też ocaliła
życie.
- Użyła lustra, chłopcze, to zły znak. Lizzie dużo ją nauczyła. Za dużo. A ona pokazała
nam, że jest goto¬wa wykorzystać tÄ™ wiedzÄ™. Co zrobi dalej?
- Ale miała dobre intencje. Użyła go, by odszukać Mateczkę Malkin.
- Możliwe. Ale zbyt wiele wie i jest bystra. Teraz to tylko dziewczyna, lecz pewnego
dnia stanie siÄ™ kobie¬tÄ…, a mÄ…dre kobiety sÄ… niebezpieczne.
- Moja mama jest mÄ…dra - rzuciÅ‚em z nagÅ‚Ä… iryta¬cjÄ…. - Ale jest też dobra, wszystko co
robi, robi dla in¬nych. Używa rozumu, by pomagać ludziom. Pewnego razu, gdy byÅ‚em
bardzo maÅ‚y, widma na Wzgórzu Wi¬sielców tak bardzo mnie przeraziÅ‚y, że nie mogÅ‚em
za¬snąć. Mama poszÅ‚a tam po zmroku i uciszyÅ‚a je. Mil¬czaÅ‚y potem kilka miesiÄ™cy.
MogÅ‚em dodać, że podczas naszego pierwszego spo¬tkania stracharz powiedziaÅ‚ mi, iż
niewiele da siÄ™ zro¬bić z widmami, i że mama dowiodÅ‚a, że siÄ™ myliÅ‚. Ale nie zrobiÅ‚em tego. I
tak już za dużo powiedziałem i wolałem trzymać gębę na kłódkę.
Stracharz nie odpowiedział, patrzył w stronę domu.
- Spytaj mojÄ… mamÄ™, co myÅ›li o Alice - zapropono¬waÅ‚em. - WyglÄ…da, że dobrze siÄ™
dogadujÄ….
- Spytam. I tak zamierzałem to zrobić - oznajmił stracharz. - Już czas, żebyśmy ucięli
sobie pogawÄ™d¬kÄ™. Ty zaczekaj tu, aż skoÅ„czymy.
PatrzyÅ‚em, jak maszeruje przez podwórze. Nim do¬tarÅ‚ do drzwi kuchennych, te otwarÅ‚y siÄ™,
mama po¬witaÅ‚a go za progiem.
280
281
Pózniej domyśliłem się części rzeczy, które sobie wówczas powiedzieli, ale rozmawiali
niemal pół go¬dziny i nigdy nie usÅ‚yszaÅ‚em, czy poruszyli temat widm. Kiedy stracharz
wyszedÅ‚ w koÅ„cu na sÅ‚oÅ„ce, mama zostaÅ‚a w drzwiach. Wówczas zrobiÅ‚ coÅ› nie¬zwykÅ‚ego -
coÅ›, czego nigdy wczeÅ›niej u niego nie wi¬dziaÅ‚em. Z poczÄ…tku sÄ…dziÅ‚em, że jedynie skinÄ…Å‚
ma¬mie gÅ‚owÄ… na pożegnanie. KryÅ‚o siÄ™ w tym jednak coÅ› wiÄ™cej. Jego ramiona także siÄ™
poruszyły, lekko, ale zdecydowanie, bez cienia wątpliwości. %7łegnając się z mamą, stracharz
złożył jej lekki ukłon.
Kiedy przeszedł przez podwórze i dołączył do mnie, wydawał się uśmiechać pod nosem.
- Wracam do Chipenden, chłopcze - oznajmił. - Ale myślę, że twoja matka pozwoli ci pobyć
tu jeszcze dzień czy dwa. Zostawiam tę sprawę tobie - dodał. -Albo przyprowadz dziewczynę
i uwięzimy ją w dole, albo zabierz ją do ciotki w Staumin. Wybór należy do ciebie. Zaufaj
własnemu instynktowi. On najlepiej podpowie ci, co począć. Będziesz wiedział.
A potem odszedł. Oszołomiony, odprowadziłem go wzrokiem. Wiedziałem, co chciałbym [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl