• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    cego wyraznie najświeższym dodatkiem do domu. Wysiadł z niej pan Josaiah Bland, za-
    trzasnął drzwi i skierował się ku gościom. Był to łysy mężczyzna średniej tuszy, z mały-
    mi, niebieskimi oczami. Powitał ich serdecznie.
     Inspektor Hardcastle? Proszę tędy  poprowadził do salonu.
    Pokój był świadectwem prosperity pewnego stopnia. Stały tam ozdobne, lampy, em-
    pirowe biurko, kominkowe przybory z brązu, lśniący złoceniami, zdobiony intarsją se-
    kretarzyk, a przy oknie żardiniera pełna kwiatów. Krzesła były współczesne, miękko
    wyściełane.
    52
     Proszę siadać  powiedział gościnnie pan Bland.  Papierosa? A może na służ-
    bie wam nie wolno?
     Dziękuję, nie  odparł Hardcastle.
     Przypuszczam, że drinka też nie? Ach, powinienem powiedzieć, że dla nas tak jest
    lepiej. A teraz, o co chodzi? Pewnie ta sprawa z numeru 19? Nasze ogrody stykajÄ… siÄ™ ro-
    gami, ale widzimy tamten tylko z okien górnego piętra. To zupełnie niesłychana histo-
    ria, tak przynajmniej wynika z porannych gazet. Byłem zachwycony, kiedy otrzymałem
    wiadomość od pana. Szansa na informacje z pierwszej ręki. Nie ma pan pojęcia, jakie
    plotki krążą! To wyprowadza z równowagi moją żonę; ma uczucie, że gdzieś tu hula
    sobie morderca. Kłopot polega na tym, że teraz wypuszczają tych wszystkich zbzikowa-
    nych facetów z zakładów. Posyłają ich do domu warunkowo, czy jak tam się to nazywa.
    Potem oni załatwiają jeszcze kogoś i znowu wsadza się ich do pudła. I, jak mówiłem, te
    pogłoski! Byłby pan zdziwiony słysząc, co mówią nasza sprzątaczka i mleczarz, i chło-
    piec na posyłki. Powiadają, że został uduszony drutem albo zasztyletowany. Ktoś inny
    twierdził, że rozbito mu głowę. W każdym razie to był mężczyzna? To znaczy, że to nie
    tę staruszkę załatwili? W gazetach piszą, że nieznany mężczyzna.
    Pan Bland wreszcie wyhamował.
    Hardcastle uśmiechnął się i zaprzeczył.
     Nie tak nieznany, skoro miał w kieszeni wizytówkę z adresem.
     Za wiele gadają  rzekł Bland.  Ale wie pan, jacy są ludzie. Nie mam pojęcia,
    kto to wszystko wymyśla.
     Skoro już jesteśmy przy temacie, może zechciałby pan rzucić okiem na to.
    Inspektor raz jeszcze wyjął policyjne zdjęcie.
     Więc to on, prawda?  spytał Bland.  Wygląda na zwyczajnego człowieka.
    Takiego jak pan czy ja. Pewnie nie można zapytać, czy był jakiś szczególny powód, dla
    którego został zamordowany?
     Za wcześnie, by o tym mówić. Chciałbym się dowiedzieć, czy kiedykolwiek wi-
    dział pan tego człowieka?
    Bland potrząsnął głową.
     Jestem pewien, że nie. Dość dobrze zapamiętuję twarze.
     Nie odwiedził pana w jakimś celu, na przykład proponując ubezpieczenie, albo
    kupno odkurzacza lub maszyny do zmywania naczyń?
     Nie. Na pewno nie.
     Może powinniśmy spytać pańską żonę? Jeżeli przyszedł do domu, właśnie ona by
    go zobaczyła.
     Tak, to prawda. Nie wiem jednak& Valerie nie jest zdrowa. Nie chciałbym jej
    przestraszyć. Chodzi o to, że zdjęcie przedstawia go zapewne martwego?
     Tak, to prawda. Ale fotografia nie jest drastyczna.
    53
     Nie, nie. Bardzo dobrze zrobiona. Wydaje się, jakby facet spał.
     Mówiłeś o mnie, Josaiah?
    Drzwi od sąsiedniego pokoju otworzyły się i weszła kobieta w średnim wieku.
    Hardcastle był przekonany, że pilnie słuchała, stojąc po drugiej stronie.
     Ach, jesteś, moja droga  rzekł Bland.  Myślałem, że wypoczywasz. To jest moja
    żona  inspektor Hardcastle.
     To okropne morderstwo  mruknęła pani Bland.  Dreszcz mnie przechodzi na
    samą myśl.
    Usiadła na sofie z westchnieniem.
     Połóż także nogi, kochanie  powiedział Bland.
    Pani Bland posłuchała męża. Była jasnowłosą kobietą, o słabym, jękliwym głosie.
    Wydawała się anemiczna i otaczała ją aura inwalidki, przyjmującej swoje niedomaganie
    z pewną satysfakcją. Przez chwilę kogoś inspektorowi przypominała. Próbował sobie
    uświadomić kogo, ale nie udało mu się. Słaby, płaczliwy głos kontynuował:
     Nie jestem zbyt zdrowa, inspektorze, więc mój mąż, naturalnie, stara się oszczę-
    dzić mi wstrząsów i niepokojów. Jestem bardzo wrażliwa. Mówiliście o fotografii. Sądzę,
    że chodzi o& o zamordowanego mężczyznę. O Boże, jak strasznie to brzmi. Nie wiem,
    jak będę w stanie znieść taki widok!
     Umierasz z chęci zobaczenia zdjęcia , pomyślał Hardcastle, a głośno powiedział
    z lekką złośliwością:
     Może zatem nie będę pani trudził. Sądziłem tylko, że będzie pani umiała nam
    pomóc, jeśli ten człowiek kiedykolwiek odwiedził dom państwa.
     Muszę spełnić swój obowiązek  rzekła pani Bland ze słodkim, mężnym uśmie-
    chem. Wyciągnęła rękę.
     Uważasz, że powinnaś tak się denerwować, Val?
     Nie bądz niemądry, Josaiah. Jasne, że muszę popatrzeć.
    Spojrzała na zdjęcie z dużym zainteresowaniem i, jak pomyślał inspektor, z pewną
    dozÄ… rozczarowania.
     Wygląda& naprawdę wcale nie wydaje się martwy. Zupełnie nie widać, że jest za-
    mordowany. Czy& chyba nie mógł być zaduszony?
     Został zasztyletowany.
    Pani Bland przymknęła oczy i wstrząsnęła się.
     O Boże  szepnęła.  Jakie to okropne.
     Nie sądzi pani, że go kiedyś spotkała?
     Nie  stwierdziła pani Bland z wyraznym wstrętem.  Obawiam się, że nie. Czy
    to był ktoś, kto chodzi po domach sprzedając różne rzeczy?
     Był chyba agentem ubezpieczeniowym.
     Jestem pewna, że nie było tu nikogo takiego. Nie wspominałam nigdy o czymś po-
    54
    dobnym, prawda, Josaiah?
     Nie  oświadczył pan Bland.
     Czy to jakiÅ› znajomy panny Pebmarsh?
     Nie. Nie zna go zupełnie.
     To dziwne  zauważył pan Bland.
     Znają państwo pannę Pebmarsh?
     O tak, to znaczy, znamy ją jako sąsiadkę. Parę razy radziła się mego męża w spra-
    wie ogrodu.
     Zgaduję, że jest pan zapalonym ogrodnikiem?
     Nic szczególnego  odżegnywał się Bland.  Brak czasu, rozumie pan. Oczywiście
    znam się na tym. Dostałem jednak znakomitego fachowca, przychodzi dwa razy w ty-
    godniu. Pilnuje, by ogród był dobrze utrzymany i czysty. Powiedziałbym, że nasz ogród
    jest nie do pobicia, ale nie jestem jedynym prawdziwym ogrodnikiem w sÄ…siedztwie.
     Ma pan na myśli panią Ramsay?  spytał inspektor z pewnym zaskoczeniem.
     Nie, nie. Jeden dom dalej. 63. Pan McNaughton. Po prostu żyje dla swego ogrodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl