• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    tego lichego fotografa do mojego domu! Sądziłaś, że plotki
    wypłoszą stamtąd Reida. A przecież powinnaś wiedzieć, że
    jego nikt do niczego nie potrafi zmusić. I nikomu nie włoży
    na palec pierścionka, jeśli sam tego. nie zechce. Widzisz?
    - Wyciągnęła rękę. - Pierścionek siedzi na moim palcu i po�
    zostanie tam tak długo, jak długo Reid będzie sobie tego
    życzył.
    Tonia wyglądała na lekko oszołomioną.
    - A więc domyśliłaś się... - powiedziała z nieznacznym
    uśmiechem. - Byłam przekonana, że to dobry plan. Szkoda,
    że się nie udało...
    Penny wcale nie czuła satysfakcji. Była po prostu bardzo
    wyczerpana i za wszelką cenę pragnęła zakończyć kłótnię.
    - Teraz więc, skoro już tyle się wyjaśniło, może złożymy
    broń? - podjęła pojednawczym tonem. - Zakończmy tę śmie�
    szną walkę.
    Nerwowym ruchem Tonia porządkowała papiery na biurku.
    - Zmieszną? Wątpię, czy Reid się ucieszy, jeśli jeszcze
    dziś po południu znajdzie na biurku moją rezygnację. Zwła�
    szcza że zamierzam mu wyjaśnić, że to ty jesteś za nią odpo�
    wiedzialna.
    - Przecież wcale nie musisz rezygnować z pracy... - ode�
    zwała się Penny lekko oszołomiona.
    - Owszem, muszę. - Tonia zacisnęła usta. - Właściwie
    jest to doskonałe rozwiązanie. Chciałabym zobaczyć, jak bę�
    dziesz tłumaczyć się przed Reidem - roześmiała się ponuro.
    -I żebyś nie miała złudzeń, on bez wątpienia skontaktuje się
    ze mną. Zbyt wiele nas łączy, przede wszystkim zaś jestem
    mu teraz bardzo potrzebna.
    Tonia wstała i nie patrząc już więcej na pobladłą twarz
    rywalki, opuściła pokój.
    Penny była bardzo zaskoczona reakcją Reida.
    - Czy to ty ją sprowokowałaś? - spytał rozwścieczony.
    W obronnym geście skrzyżowała ramiona. Ciekawe, czy
    byłby równie zdenerwowany, gdyby to ona opuściła biuro
    zamiast Toni...
    - A co miałam robić? - rzuciła ostrym tonem. - Miałam
    się głupio uśmiechać, gdy powiedziała mi, że nadal z nią
    sypiasz?
    Prześliznął się po niej rozbawionym wzrokiem.
    - I co bardziej cię zdenerwowało; zachowanie. Toni, czy
    też fakt, że ze mną sypia?
    Z trudnością przełknęła, ślinę. %7łałowała, że nie zostawiła
    otwartych drzwi, gdy weszła do jego gabinetu po zakończeniu
    konferencji. Gabinet był ogromny, z wielkich szklanych okien
    rozciągał się wspaniały widok na port, ale przebywając tu
    sama z Reidem, czuła się jak w pułapce.
    - Obydwoje wiemy, że nasze zaręczyny są fikcją - pod�
    jęła z wysiłkiem. - Tak naprawdę nic nie oznaczają i oczywi�
    ście nie musimy się przed sobą tłumaczyć ze swego życia
    prywatnego.
    Oparł się niedbale o róg biurka i skrzyżował ramiona.
    - Niemniej jednak zaspokoję twoją nieuzasadnioną cieka�
    wość - uśmiechnął się pod nosem. - Otóż nie spałem z Tonią,
    od czasu gdy ci się oświadczyłem. Być może się zdziwisz, ale
    mam swój kodeks honorowy.
    Poczuła irracjonalną ulgę, a w serce jej wstąpiła dziwna otu�
    cha. Musiała się opanować, zdusić w sobie te zdradzieckie myśli.
    Nie powinny ją przecież obchodzić jego intymne sprawy!
    - Czy mam to wyznanie potraktować jak komplement?
    - spytała gniewnie. - Jeśli chcesz wiedzieć, ja również z ni�
    kim nie jestem związana. Jesteśmy zatem kwita.
    Przez chwilę patrzył na nią spod zmrużonych powiek, po�
    tem zsunął się z biurka, pochylił ku niej i położył ręce na jej
    ramionach.
    - Dobrze, że zdobyłaś się na odrobinę szczerości - powie�
    dział. - Mam wrażenie, że jesteś zła, ponieważ trochę cię
    zaniedbuję...
    Ciepło płynące z jego rąk przenikało przez żakiet i łagod�
    nie ogrzewało jej ciało.
    - Chyba oszalałeś! - powiedziała ze zniecierpliwieniem.
    - Sugerujesz, że jestem złakniona seksu?
    Wolno przesunął palcem po jej mocno zaciśniętych ustach.
    - Nie złakniona, ale pozbawiona - wyszeptał. - Zwłasz�
    cza jeśli przywołamy wspomnienia razem spędzonych nocy...
    Broniła się przed tymi wspomnieniami, broniła z całych
    sił, ale bliskość Reida, zapach jego wody po goleniu i ta
    specyficzna zmysłowa atmosfera pewności i siły, jaką rozta�
    czał, obezwładniały ją. Bezwiednie, jakby wbrew włas�
    nej woli, przymknęła oczy i lekko przechyliła się w jego kie�
    runku.
    Poczuła pieszczotliwy dotyk jego ust na czubku głowy.
    Wstrzymała oddech. Czar jednak prysł, ponieważ nagle,
    z nieoczekiwaną gwałtownością, odsunął ją od siebie. Dozna�
    ła zawodu, jak dziecko, któremu odebrano podarunek.
    Spojrzała Reidowi w oczy i dostrzegła w nich iskierki szcze�
    rego rozbawienia. Powinna go nie lubić... Dlaczego więc serce
    biło jej tak mocno, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi?
    - Mylisz się - oświadczyła z nagłą stanowczością. - Prę�
    dzej umrę, niż pójdę z tobą do łóżka.
    - Och, cóż za determinacja - zakpił z wyrazną dezapro-
    bata. - I pomyśleć, że przed chwilą gotowa byłaś paść mi
    w ramiona. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Gotów był�
    bym się założyć, że w wyobrazni często wracałaś do tamtych
    chwil i wyobrażałaś sobie, jakby to było, gdyby znów...
    - To nieprawda! - skłamała bez zastanowienia. Bała się
    tylko, że wyraz oczu ją zdradzi. Reid potrafił czytać w niej
    jak w otwartej książce. Ileż to nocy przeleżała bezsennie,
    tęskniąc za jego mocnymi ramionami, za uczuciem, które
    bezpowrotnie utraciła. :
    - Mógłbym cię zmusić, byś cofnęła te słowa - powiedział
    z błyskiem wyzwania w oczach. - Nie zrobię tego jednak.
    Wolę, byś cofnęła je z własne woli.
    - Będziesz musiał długo Czekać - odparła, nie kryjąc złości.
    - Zobaczymy. - Uniósł kącik ust w tajemniczym uśmiechu.
    - Może lunch poprawi ci humor i będziesz bardziej uległa.
    Rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale gdy ścisnął ją za
    łokieć i poprowadził do drzwi, nie stawiała oporu.
    Lunch jedli w napiętej atmosferze, której nie poprawiały
    ukradkowe, zainteresowane spojrzenia pozostałych gości.
    Penny nie mogła się przyzwyczaić, że Reid był teraz niezwy�
    kle popularną osobą i ustawicznym ośrodkiem zainteresowa�
    nia obcych ludzi.
    - Nie zwracaj na nieh uwagi - poradził z życzliwą troską.
    - Wkrótce znudzi im się podpatrywanie nas.
    - Czy nie przeszkadza ci, że na każdym kroku śledzą cię
    oczy innych ludzi? - spytała, tracąc nagle apetyt na sałatkę.
    - Nic a nic. - Niedbale wzruszył ramionami. - Aplauz
    tych ludzi pomógł mi przecież dotrzeć do miejsca, w którym
    teraz się znajduję. .
    Ten odkrywczy punkt widzenia zadziwił ją, nie kontynuo�
    wała jednak tematu.
    - Naprawdę przykro mi bardzo z powodu dzisiejszego in-
    cydentu z Tonia - powiedziała. - Wcale nie chciałam, żeby
    zrezygnowała z pracy.
    - Obydwoje dobrze wiemy, dokąd prowadzi droga wybru-
    kowana dobrymi chęciami - westchnął lekko. - Nie ukrywam
    jednak, że odejście Toni w tej chwili jest mi wyjątkowo nie
    na rękę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl