• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    zabawki, która się zepsuła. Potem spojrzał na krzaki wawrzynu i mrugnął, ale Dexter zauważył, że
    jego ręce się trzęsły. Miał nadzieję, że Riley go nie widział. Drżenie w jego żołądku zamieniło się w
    niewielkie, chłodne uderzenia, zadawane z prędkością werbla.
    Tammy Lynn teraz zawodziła. Sukienkę miała zadartą do pasa, majtki skręcone na
    wysokości białych ud. Strzępy liści przyczepiły się do jej skarpetek-stópek. Jeden z butów jej spadł.
    - Działa jak magia - odezwał się zbyt głośno Riley. Jego głos stanowił chrypliwe połączenie
    triumfu i strachu. - Mówiłem ci, że cię kocham, prawda?
    Kopnął trochę liści w jej kierunku i odszedł ścieżką. Pewnie chciałby, żeby Dexter za nim
    poszedł, żeby mógł pochwalić się swoim wyczynem. Ale mięśnie Dextera przypominały galaretę.
    Nie mógł oderwać wzroku od Tammy Lynn.
    Usiadła, płacząc już słabiej. Powoli podciągnęła majtki i opuściła sukienkę do kolan,
    poruszając się jak jeden z tych zombie z filmów. Wpatrywała się w swoje palce, jakby z jej rąk
    wyrwano jakiś malutki skarb. Po twarzy ściekały jej łzy, a po jednej stronie brody ciekła strużka
    krwi. Dolna warga była napuchnięta.
    Stanęła na swoje chude nogi, chwiejąc się jak nowo narodzone zrebię. Sukienka nierówno
    się na niej układała. Rozejrzała się po polanie oczami, które były zbyt wielkie. Dexter skulił się za
    wawrzynem, obawiając się, że go zauważy, obawiając się, że powinien był jej pomóc i nie mógł.
    Po nogach ciekła jej krew. Jaskrawoczerwone smugi odcinały się wyraznie od skóry. Krople
    spadały na liście pomiędzy nogami. Tammy popatrzyła w dół, zobaczyła krew i wydała z siebie
    zduszony odgłos. Przez chwilę machała rękami w powietrzu, a potem uciekła w las, nie ścieżką, ale
    na przełaj, w kierunku drogi, która graniczyła z jednym brzegiem lasu. Zapomniała o swoim bucie.
    Dexter podniósł się z ziemi i gapił na ciemne krople krwi. Zaczął padać deszcz, nieco
    gęstszy od mgły. Chłopak rozsunął woskowate liście wawrzynu i wyszedł na polanę.
    Krew. Ofiara z krwi. W Halloween, kiedy wszystko mogło się zdarzyć. Polana znowu była
    żywa, niebo czekało, a drzewa obserwowały; ziemia była głodna.
    Dexterowi zrobiło się niedobrze, zupełnie jakby jego głowa wypchana była rozmokłą watą.
    Nagle padł na kolana i zwymiotował. Kiedy opróżnił żołądek, odchylił się i pozwolił deszczowi
    spływać po twarzy. W ten sposób Riley nie zauważy, że płakał.
    Przez moment spoglądał na but, a potem, potykając się, wrócił ścieżką do domu.
    Spodziewał się, że na ganku będzie czekał Riley, z podwiniętymi rękawami dżinsowej kurtki i
    ramionami założonymi na piersi. Ale nie było go. Dexter wszedł do domu.
    - Cześć, skarbie - powiedziała mama, nie odrywając nawet wzroku od ekranu, gdy trzasnęły
    drzwi. Oglądała powtórkę  Autostrady do nieba". - Znalazłeś swojego królika?
    -Nie.
    - Niedługo będzie obiad.
    - Nie jestem głodny. Idę do pokoju.
    - Nie idziesz na cukierek-albo-psikus?
    - Nie chcÄ™.
    - yle się czujesz? - Oderwała wzrok od telewizora i popatrzyła na niego podejrzliwie.
    Zapach starego piwa i resztek jedzenia na blacie znowu przyprawił Dextera o mdłości.
    - Nie. Po prostu mam coś do zrobienia do szkoły - udało mu się skłamać przez drżące
    wargi.
    - Do szkoły, akurat. Kiedy ostatnio robiłeś lekcje? Masz brudne ubrania. Co przeskrobałeś?
    - Przewróciłem się w szkole. Wiesz, że pada?
    - A ja z tym praniem na sznurku - odezwała się mama. Jakby to była wina nieba, jakby nie
    było niczego, co człowiek mógł zrobić, kiedy całe niebo było jemu przeciwne. Znów wbiła wzrok
    w telewizor, wzięła dwa łyki piwa i beknęła. Dexter zastanawiał się, co dałaby dzieciom, gdyby
    odważyły się przyjść na ich niebezpieczną ulicę i zapukać do drzwi.
    Na ekranie Michael Landon znowu wtykał nos w nie swoje sprawy. Dexter popatrzył na
    zbliżenie zadowolonej z siebie twarzy aktora i poszedł na paluszkach do swojego pokoju. Myśli
    dusiły go w trumnie łóżka.
    Może powinien był podnieść but Tammy Lynn. Mógłby go jej wtedy oddać, nawet jeśli nie
    mógł zwrócić innych rzeczy. Jak w  Kopciuszku", tak jakby. Ale wtedy by wiedziała. I to byłoby
    jak bajkowa miłość, a De- xter z żadną miłością nie chciał mieć w swoim życiu do czynienia.
    W każdym razie Riley miał strzelbę. Dexter wyobraził sobie, że celuje w niego tak, jak
    wtedy w lesie, kiedy czubek półbuta Rileya miał być ostatnią rzeczą, jaką oglądał. Półbut Rileya,
    but Tammy, krew. W końcu zasnął przy dzwiękach filmu, który mama tego wieczora potraktowała
    jak kolegÄ™ do picia.
    Zniła mu się Tammy Lynn. Leżała pod nim na polanie z rozpostartymi ramionami, zaciśniętą
    na szyi obrożą, której smycz owinięta była wokół lewej pięści Dextera. Tammy była naga, ale jej
    rysy stanowiły
    bezkształtną, mleczną abstrakcję. Trzymał przy jej szyi nóż. Jej oczy jak dwa żebrzące
    bliznięta, jeziora krzyku, mokrej grozy. Obudził się spocony, z drżącym żołądkiem i załzawionymi
    oczami. Znowu zmoczył łóżko.
    Deszcz uderzał o dach. Dexter pomyślał o krwi, rozwodnionej teraz i rozpływającej się po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl