• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    wszystko, co można, żeby zdobyć w życiu dzielność i rozum. Bo nagroda piękna, a nadzieja wielka.
    Spierać się o to, że właśnie tak, a nie inaczej jest, jak ja to opowiedziałem - nie wypada człowiekowi,
    który ma rozum w głowie. Ale że bądz to tak jest, bądz też jakoś tak podobnie ma się rzecz z naszymi
    duszami i z miejscem ich pobytu, skoro dusza okazuje się czymś nieśmiertelnym, to zdaje mi się,
    wypada i warto ryzykować przypuszczenie, że tak jest. Ryzyko bardzo piękne i trzeba sobie samemu
    takie słowa wiecznie niby do snu śpiewać. Toteż i ja długo i już za długo tę przypowieść wlokę. Ale z
    tych względów powinien być spokojny o swoją duszę człowiek, który przez całe życie o inne
    przyjemności nie dbał, o te cielesne, i nie oglądał się za ozdobami życia, jako że były mu obce, i sądził,
    że one raczej zaszkodzić nizli pomóc potrafią, a szukał tych, które nauka daje, i duszę swą ozdobił nie
    obcym jej blichtrem, ale pięknem jej właściwym: panowaniem nad sobą i sprawiedliwością, i męstwem,
    i szlachetnością, i prawdą, i tak na podróż do Hadesu czeka i ruszy w drogę, kiedy go los zawoła. Więc
    wy - powiada - Simiaszu i Kebesie, i wy reszta innym razem pójdziecie, kiedy tam któremu czas
    wypadnie; a mnie już teraz, powiedziałby jakiś tragik, los wola i bodajże mi właśnie pora myśleć o
    kąpieli. Wydaje się przecież rzeczą lepszą naprzód się wykąpać, a potem wypić truciznę i nie robić
    zachodu kobietom, żeby trupa myły. Gdy on to powiedział, wtedy Kriton mówi: No niech tam,
    Sokratesie; ale może masz jakieś zlecenie dla nich tutaj albo dla mnie; może coś w sprawach twoich
    chłopców albo w innej jakiej; może moglibyśmy zrobić ci jakąś przyjemność?
    - To, co zawsze mówię - powiada - Kritonie, nic nowego. %7łe jak będziecie dbali o siebie samych, to i
    mnie, i moim bliskim, i sobie samym zawsze zrobicie przyjemność, cokolwiek byście robili.
    Chociazbyście teraz nie obiecywali. A jeżeli nie będziecie dbali o siebie samych i nie zechcecie żyć w
    ślad tego, co się tu dziś mówiło i dawniej nieraz - to nie zrobicie i tak nic dla mnie, choćbyście teraz nie
    wiadomo co przyrzekali i jak najgoręcej.
    - Więc my się będziemy starali - powiada - tak postępować. A pogrzebać cię mamy w jaki sposób?
    - Jak się wam tylko podoba - mówi - jeżeli mnie tylko dotaniecie i ja wam nie ucieknę. Równocześnie
    uśmiechnął się łagodnie, a spojrzawszy na nas: Nie mogę - powiada - przekonać Kritona, że to ja
    jestem Sokrates, ten, co teraz z wami rozmawia i na swoim miejscu kładzie każde zdanie, ale mu się
    zdaje, że ja jestem ten, którego za chwilę zobaczy: trup, i pyta się mnie, jak mnie ma pochować. A
    kiedy ja tu długo i szeroko dowodzę, że skoro wypiję truciznę, to wcale nie zostanę z wami, tylko sobie
    pójdę precz, w jakieś krainy szczęśliwych, on to widać bierze inaczej: myśli, że mówię to, aby
    pocieszyć i was, i siebie samego. Więc zaręczcie Kritonowi za mnie; wprost przeciwnie, jak on za mnie
    przed sędziami ręczył. Bo on, że ja stanowczo tu zostanę, a wy zaręczcie, że stanowczo tu nie zostanę,
    jak umrę, tylko sobie pójdę stąd, aby Kritonowi lżej było i żeby nie rozpaczał, że straszne męki cierpię,
    kiedy zobaczy, jak moje ciało palą albo zakopują, i żeby podczas pogrzebu nie mówił, że to Sokratesa
    na katafalku kładzie albo wynosić każe, albo zakopywać. Wierz mi, Kritonie kochany, że nieładny zwrot
    to nie tylko błąd sam przez się, ale jeszcze jakimś złem dusze ludzkie zatruwa. Więc trzeba być dobrej
    myśli i mówić, że się moje ciało grzebie, a grzebać je tak, jak by ci to najwięcej odpowiadało i jak byś
    tylko uważał, że się godzi. Po tych słowach wstał i poszedł do izby jakiejś, aby się ukąpać. Kriton
    poszedł za nim, a nam kazał poczekać. Czekaliśmy więc, sami ze sobą rozmawiając o tym, co było
    powiedziane, i roztrząsając to na nowo; to znowu się o tym nieszczęściu mówiło, które nas spotkać
    miało; czuliśmy się po prostu tak, jakby nam ojca braknąć miało i jakbyśmy mieli sierotami zostać całe
    życie.
    Więc kiedy się wykąpał i przyniesiono do niego dzieci - bo miał dwóch synów maleńkich, a jednego
    dużego - i jego kobiety z domu przyszły, rozmawiał z nimi w obecności Kritona i polecenia pewne im
    wydawał, a potem kobietom i dzieciom odejść kazał i sam przyszedł do nas. A było już niedaleko do
    zachodu słońca. Bo długi czas tam zabawił z nimi. Przyszedł i usiadł świeżo wykąpany i niewiele coś
    potem rozmawiał, a wszedł pachołek Kolegium Jedenastu i stanąwszy koło niego powiada: Sokratesie,
    z twojej strony z pewnością mnie to nie spotka, co zawsze mam z innymi, że się gniewają na mnie i
    przeklinają, kiedy im polecam wypić truciznę, skoro władze każą. Ja cię zresztą poznałem przez ten
    czas; wiem, żeś człowiek najszlachetniejszy i najłagodniejszy, i najlepszy ze wszystkich, jacy tu
    kiedykolwiek przyszli. Więc i teraz, wiem z pewnością, że się na mnie nie gniewasz, tylko na tamtych -
    bo ty wiesz, kto to winien - więc teraz - wiesz przecież, co ci przyszedłem powiedzieć - daj ci boże i
    staraj się, jak możesz, najłatwiej znieść to, co być musi. - I w tej chwili mu się łzy puściły, obrócił się i
    odszedł.
    A Sokrates spojrzał na niego i: Daj boże wam - powiada - ja to już zrobię. A równocześnie do nas: Jaki
    to grzeczny człowiek - powiada - on tu cały czas do mnie przychodził i rozmawiał nieraz, i był
    najpoczciwszy w świecie. I teraz - jak on mnie szlachetnymi łzami żegna!
    No więc, Kritonie, posłuchajmy go i niech kto przyniesie truciznę, jeżeli zmielona. A jeżeli nie, niech ten
    człowiek zmiele.
    A Kriton: Ależ, Sokratesie - powiada - słońce, zdaje mi się, nad górami i nie zaszło jeszcze. A ja też
    wiem, że inni bardzo pózno piją, kiedy rozkaz przyjdzie; i to naprzód jedzą dobrze i piją, a niejeden
    jeszcze obcuje z kim ma ochotę. Nie śpiesz się tak; jeszcze czas przecież. A Sokrates: Oczywiście -
    powiada - mój Kritonie, robią tak ci, o których mówisz; im się zdaje, że coś na tym zyskują; ja,
    oczywiście, tego nie zrobię. Bo nie uważam, żebym coś zyskał, jeżeli trochę pózniej wypiję; nic, tylko
    śmiech przed sobą samym, gdybym się zębami trzymał życia i szczędził resztek, kiedy już i tak
    wszystko wyszło. No więc - powiada - posłuchaj i zrób tak, jak mówię.
    Usłyszawszy to Kriton skinął na chłopaka, który stał niedaleko. I chłopak wyszedł, a zabawiwszy czas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl