• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    oczom.
    - Nie! - wyrwał jej się bezwiedny protest. Tylko nie tutaj. Nie
    Durham. Jak on śmiał! Jak śmiał przywiezć ją właśnie tutaj, wiedząc,
    że wiążące się z tym miejscem wspomnienia wywołują w niej ból.
    - Nie? - powtórzył Richard zaskoczony jej reakcją.
    - Jak mogłeś mnie tu przywiezć?! Właśnie tu! Jak mogłeś?!
    - A dlaczego nie?
    Richard wydawał się zupełnie nieporuszony tym wybuchem.
    Siedział wyprostowany w fotelu, ze wzrokiem wbitym w autostradę,
    nieczuły na ból, który rozrywał jej serce.
    - Oboje doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy czasu, żeby się
    lepiej poznać, zrozumieć. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca.
    Przecież właśnie tu się poznaliśmy.
    Czy on naprawdę niczego nie rozumie? Czyżby był aż tak
    nieczuły? Czy widok znajomych uliczek, starych kamieniczek i
    skwerku ze średniowieczną katedrą nie robił na nim absolutnie
    żadnego wrażenia? Czyżby zupełnie nic nie czuł powracając do
    miejsc, gdzie byli niegdyś tak szczęśliwi?
    Nie! Nie zostanę tu! -podjęła twarde postanowienie Liz, ale
    zabrakło jej odwagi, by wypowiedzieć je na głos. Musiałaby wtedy
    zdradzić, dlaczego chce stąd odjechać. Musiałaby ujawnić ból, jaki
    czuła patrząc na drogie jej miasteczko. I to, że nadal kocha Richarda.
    Tak. Nie było sensu dłużej się oszukiwać. Kochała go. To właśnie
    dlatego zgodziła się spędzić z nim weekend. Wcale nie po to, by go
    lepiej poznać czy zrozumieć. Nie po to, by rozstać się z nim w
    zgodzie. Zgodziła się przyjechać tu z nim, ponieważ uczucie, jakie do
    niego żywiła, nie umarło. Tliło się gdzieś na samym dnie jej
    zranionego serca, a teraz rozgorzało na nowo, z jeszcze większą siłą
    niż niegdyś.
    94
    RS
    Tym razem jednak nie miało w sobie nic z młodzieńczej
    naiwności. Była starsza i, miała nadzieję, mądrzejsza. Nie wierzyła
    już w miłość do grobowej deski, którą przyrzekał jej Richard, kiedy
    się pobierali. Doświadczenie nauczyło ją, że w jego życiu Uczyła się
    przede wszystkim praca, ambicje, plany. Tolerował ją, ponieważ była
    mu potrzebna. Była jego sprzątaczką, kucharką, praczką.
    Organizowała przyjęcia dla jego kolegów i klientów. Tak, do tego
    właśnie była mu potrzebna. No i oczywiście, w łóżku, przypomniała
    sobie z goryczÄ….
    Zatopiona w ponurych rozmyślaniach, nawet nie zauważyła, kiedy
    znalezli się przed hotelem. Richard zaparkował przed wejściem i
    uważnie ją obserwował spod na wpół opuszczonych powiek.
    - A więc? - spytał cicho, kiedy jej oczy napotkały jego spojrzenie. -
    Zostajemy, czy...?
    Nie musiał kończyć. Wiedziała, co chciał powiedzieć.
    - A więc, Elizabeth? - powtórzył. - Decyzja należy do ciebie.
    Liz milczała. Zostać, czy wracać? Czego naprawdę chciała?
    Bolesne wspomnienia, jakie wiązały się z tym miejscem, z każdą
    uliczką, każdym kamieniem, nakazywały jej powrót. Z drugiej jednak
    strony wiedziała, że jeśli poprosi go, by opuścili miasteczko, Richard
    bez trudu odgadnie jej prawdziwe uczucia.
    Wyczyta je z jej twarzy. Dowie siÄ™, ze ona nadal go kocha.
    Ciekawe, jak by się wtedy zachował? Przez ostatnie miesiące ani
    razu nie okazał jej żadnego innego uczucia poza chłodną
    uprzejmością i tylko czasami, kiedy na nią patrzył, maleńkie ogniki
    zapalające się w jego oczach świadczyły, że nie jest mu tak całkiem
    obojętna.
    Nagle uświadomiła sobie, że tak naprawdę bardzo niewiele wie o
    tym milczącym, zamkniętym w sobie człowieku, który był jej mężem
    i który nadal nim jest, przynajmniej w świetle prawa. Nie miała
    pojęcia, co nim kierowało, kiedy zaproponował jej tamto pierwsze
    spotkanie. Kiedyś, jeszcze na samym początku, zapytała go o to, ale
    zbył ją, jak zwykle odwracając kota ogonem.
    - Równie dobrze mógłbym ciebie zapytać o to samo. Dlaczego
    95
    RS
    właściwie zgodziłaś się ze mną spotkać, Elizabeth?
    Liz zamyśliła się.
    - No cóż, rozeszliśmy się w gniewie, a ja nie chciałam się tak
    rozstawać. Nie musimy być ze sobą, skoro żadne z nas tego nie
    pragnie, ale nie powinniśmy też prowadzić wojny.
    Była wtedy z siebie dumna. Zadowolona, że zachowała się
    rozsądnie, jak przystało na dorosłą, niezależną kobietę. Dlaczego
    więc ze ściśniętym strachem gardłem czekała na reakcję Richarda,
    na jego słowa? Ale ten tylko pokiwał głową. Jego oczy pozostały
    zimne i obojętne.
    - No cóż, myślimy podobnie, Elizabeth - powiedział cicho i zmienił
    temat.
    - Elizabeth? - Głos Richarda wyrwał ją z zamyślenia.
    - Hm, skoro zamówiłeś już dla nas hotel, chyba za pózno na
    zmianę decyzji - powiedziała pośpiesznie, starając się nadać swemu
    głosowi obojętne brzmienie. - A poza tym, miło będzie znów
    zobaczyć stare kąty.
    Przez cały czas czuła, że o czymś zapomniała. O czymś bardzo
    ważnym. No tak! Hotel! Ciekawe, jak rozwiązał tę kwestię. Nalegał,
    że sam się wszystkim zajmie, ale nawet nie zapytał, czy zechce
    dzielić z nim pokój, czy wolałaby, żeby mieszkali w osobnych.
    Liz zamyśliła się. Sama nie wiedziała, czego właściwie chce.
    Pewnie dlatego wolała, by on podjął za nią tę decyzję. Choć nigdy by
    się do tego nie przyznała, w głębi duszy miała nadzieję, że Richard
    zamówił dla nich jeden, wspólny pokój. Byłby to znak, że nie jest mu
    obojętna, nawet jeśli byłaby to jedynie czysto fizyczna namiętność.
    Od pierwszego spotkania, wtedy w barze, Liz wiedziała, że
    Richard nadal jej pragnie. Poznała to po pożądliwym błysku w jego
    oczach, głodnych spojrzeniach, drżących dłoniach. Ona również
    nieraz przyłapała się na tym, że patrząc na jego ręce myślała o
    pieszczotach, a przenosząc wzrok na jego wargi, przypominała sobie
    namiętne pocałunki. Pragnęła go całą sobą, podczas gdy on miał dla
    niej jedynie przyjacielski uścisk dłoni i braterski pocałunek w
    policzek.
    96
    RS
    Jedno było pewne, przyjazń i braterskie przywiązanie, jakimi ją
    darzył przez te ostatnie miesiące, zupełnie jej nie wystarczały.
    Pragnęła go bardziej, niż kiedykolwiek przedtem i czuła, że nie
    potrafi już dłużej tego ukrywać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że
    zgodziła się na wspólny weekend w nadziei, że te spędzone razem
    czterdzieści osiem godzin pomogą im przełamać bariery
    nieśmiałości i pozornej obojętności. Wierzyła, że uda jej się zmusić
    Richarda, by wyznał jej swoje uczucia. Przyjechała tu oczekując, że
    znów zostaną kochankami.
    - Pan Deacon? - Recepcjonistą z uwagą studiował listę rezerwacji.
    - A... tak. Dwa pojedyncze pokoje na dwie noce dla pana i panny Neal.
    Liz oniemiała. Drżącą ręką przytrzymała się kontuaru. Dwa
    pojedyncze pokoje? Panna Neal? No tak, teraz już wiedziała.
    Wiedziała, co czuł, a raczej czego do niej nie czuł.
    Jakoś zdołała złożyć swój podpis na podsuniętym jej przez
    recepcjonistę blankiecie, używając nazwiska, które podał Richard.
    - Tędy, proszę - wskazał im drogę boy hotelowy. Nawet jeśli
    Richard zauważył jej zmieszanie, nie dał tego po sobie poznać.
    Weszli do windy. Liz odetchnęła z ulgą, kiedy Richard wdał się w
    uprzejmą rozmowę z windziarzem. Oparta o ścianę windy oddychała
    głęboko, starając się uspokoić. Serce waliło jej jak oszalałe.
    Pojedyncze pokoje! Panna Neal! Dopiero teraz uświadomiła sobie,
    jak bardzo pragnęła, by Richard zamówił dla nich jeden wspólny
    pokój, jak przystało na męża i żonę, którymi przecież byli. Pomimo
    że w świetle prawa nadal pozostawali małżeństwem, dla Richarda
    była już tylko Liz Neal. Nie mógł wybrać lepszego sposobu, by okazać
    jej, że nic już dla niego nie znaczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl