• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    wyspie. I w końcu wymyśliłem.
    - Co?
    - Towarzystwo.
    Lukas z rozbawieniem obserwował jej zdziwienie.
    - Zobaczysz.
    Słońce zaczynało już chować się za widnokręgiem, gdy dobili do małej za-
    toczki, otoczonej przez białe budynki.
    - To Amorgos, sąsiednia wyspa - wyjaśnił. - Jak na razie nieodkryta przez tu-
    rystów.
    - Nie masz chyba zamiaru wybudować tu kurortu?
    - Nigdy - wzdrygnął się dla żartu. - Pięknie wyglądasz - powiedział, biorąc ją
    za rękę. - Kupowałem tę sukienkę z nadzieją, że cię w niej kiedyś zobaczę.
    - Widziałeś mnie w niej wczoraj.
    - Tak... ale tak to sobie wyobrażałem. %7łe jesteśmy tu, razem, a ty jesteś moja -
    powiedział, składając na jej ustach delikatny pocałunek, zapowiedz tego, co miało
    S
    R
    nadejść pózniej.
    - Lukas...
    - Porozmawiamy pózniej. A teraz jedzmy, bawmy się, tańczmy! - zawołał,
    ciągnąc ją w kierunku świateł wioski, gdy zacumowali.
    Dotarli do zatłoczonej tawerny.
    Lukas został przywitany serdecznymi okrzykami, na które odpowiadał w tym
    samym jowialnym stylu.
    Ludzie szeroko otwierali oczy ze zdziwienia, gdy przedstawiał ją jako swoją
    żonę. Rhiannon miała wrażenie, że patrzy na człowieka, którego do tej pory nie
    znała.
    Tutaj traktowany był jak jeden z nich, a nie jak władca imperium handlu nie-
    ruchomościami.
    - Znają cię tu tak dobrze? - spytała, gdy usiedli przy stole, na którym zaraz
    pojawiło się wino i oliwki.
    - Mnie wszędzie znają - uśmiechnął się.
    - Tak, tylko że tutaj wydajesz się naprawdę sobą i na swoim miejscu.
    - Tak, chyba masz rację... Moja babka stąd pochodziła. Gdy ojciec kupił naszą
    wyspę, spędziłem tu wiele szczęśliwych dni.
    - Co ci sprawiało radość?
    - Proste chłopięce rozrywki. Aowienie ryb, pływanie, nauka żeglarstwa...
    - Z osobami, które cię kochały?
    - Hm, tak...
    - Nasze dzieciństwa były w pewnym sensie podobne.
    - Tak? - Uniósł brwi.
    - Oczywiście, ty miałeś więcej pieniędzy. Ale oboje byliśmy... nieszczęśliwi -
    dokończyła, opuszczając wzrok.
    - Dobrze zatem, że nauczyliśmy się, jak być szczęśliwymi - powiedział obo-
    jętnym tonem, który dał jej do zrozumienia, że moment intymnego połączenia
    S
    R
    między nimi dobiegł końca.
    - Ci ludzie nie wiedzieli, że się ożeniłeś - powiedziała po chwili.
    - Nikt jeszcze nie wie. Na razie jest to pilnie strzeżony sekret.
    - Prasa oszaleje.
    - Właśnie dlatego się z tobą ożeniłem. Gdyby nie to, opisaliby cię jako moją
    kochankę albo coś jeszcze gorszego. A tego bym nie chciał.
    Rhiannon starała się zignorować kolejny praktyczny powód, dla którego się
    pobrali.
    - To skąd wiedziałeś, że twoi przyjaciele będą tutaj, skoro im nie mówiłeś?
    - Powiedziałem, że mam im do pokazania niespodziankę - uśmiechnął się.
    - Wygląda na to, że nikt się nie spodziewał, że kiedykolwiek się ożenisz.
    - Bo tak właśnie twierdziłem.
    - Dlaczego? Nie czułeś się w obowiązku dostarczenia rodzinie dziedziców?
    Lukas zamilkł i zastanawiała się, czy nie była zbyt dociekliwa.
    - Moje trzy siostry się tym zajęły. Zresztą moje poczucie obowiązku też ma
    swoje granice - stwierdził poważnie.
    Mężczyzna o rumianej twarzy podszedł do ich stolika i klaszcząc w ręce, za-
    chęcił do przyłączenia się do zabawy.
    - Syrtos - wyjaśnił Lukas - tradycyjny taniec weselny.
    - Ale ja nie wiem, jak... - zaprotestowała.
    - Nauczysz się - rzucił, ciągnąc ją do tańca.
    Rhiannon dała się porwać radosnemu korowodowi i po chwili stało się dla
    niej jasne, że nieznajomość kroków nie jest tu wcale ważna. Wszyscy ruszali się,
    jak tylko chcieli, tupiąc głośno i wybuchając nieskrępowanym śmiechem.
    Noc upłynęła w wirze kolorów i dzwięków, smaku jedzenia i napojów, aż w
    końcu Lukas oświadczył, że muszą się już zbierać, na co tłum wybuchnął rubasz-
    nym śmiechem.
    - Niektórzy z nich za dużo wypili... Nie mieli nic złego na myśli - chciał wy-
    S
    R
    jaśnić Rhiannon, ale ona tylko zachichotała.
    Ujął ją za ramiona i obrócił do siebie.
    - Rhiannon, nie jesteś pijana, co? - spytał poważnie.
    - Pijana? Wypiłam tylko kilka szklanek wina.
    - To mocne wino.
    - Nic mi nie jest - odparła urażonym tonem.
    - Dobrze - powiedział, przysuwając wargi do jej ust - bo chciałbym, żebyś
    była w pełni świadoma w naszą noc poślubną.
    Ich wargi spotkały się.
    - I jestem - wyszeptała.
    - To dobrze. Nasz hotel jest tam. To zwykłe miejsce, bez luksusów, ale myślę,
    że nam wystarczy.
    Rhiannon kiwnęła głową; jednak jej serce waliło jak młotem.
    Pokój był idealny - przytulny i czysty. Niczego więcej nie potrzebowali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl