-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To mówiąc usiadł i spuścił głowę na felieton gazety. Turkot dał się słyszeć w
dziedzińcu. Hrabia porwał się
- Jadą, rzekł mimowolnie; a Misia z podziwem dosłyszała to wyrażenie dowodzące,
że ojciec i Eustachego rachował, bo nie powiedział jedzie, ale jadą.
Wkrótce jednak, jakby się opamiętał, hrabia dodał powtarzając:
- Przecie jedzie.
- Jadą - zawołała Misia rzucając książkę - masz, papa, słuszność, jadą.
- Jedzie - rzekł ojciec z przyciskiem - spodziewam się, sam Alfred.
- Z towarzyszem!
- Zawsze swoje, s ł u g a n i e j e s t t o w a r z y s z e m! Cóż znowu!
Misia ruszyła ramionami.
Kiedy siÄ™ to dzieje w salonie, a wrÄ…cy niepokojem drabia hamuje siÄ™, by nie
wyjść naprzeciw, druga scena odbywa się w ganku. Z powozu wysiedli Alfred i
Eustachy; ale w chwili, kiedy do sieni wchodzić mieli, Eustachy zadrżał, pobladł
i wstrzymując towarzysza rzekł do niego po niemiecku, aby ich ludzie zrozumieć
nie mogli:
- Hrabio, znam nadto twojego stryja, a szanuję go nadto jako dobroczyńcę mego,
żebym się ośmielił bez jego pozwolenia wnijść z tobą. Zostanę tutaj.
To mówiąc odwrócił się, otarł pot z czoła bladego kroplami występujący i siadł
na Å‚awie ganku.
- Zwariowałeś! - zawołał Alfred. - Co ci się dzieje?
- Nie mogę wnijść.
- Byłeś ze mną w salonach niejednego poselstwa w Berlinie, a obawiasz się?
- Bo tam, hrabio, każdy, co by mi mógł uchybić, był dla mnie obcym - rozumiesz?
Tu mam obowiązki, a jestem dumny dorzucił ciszej. - Wystaw sobie obelgę, gdybym
ją wymierzoną ku mnie zimno znieść musiał! Nie pójdę, na Boga, idz sam, zostaw
mnie i spytaj tylko, czy mi wolno.
Wzruszenie głos mu zatamowało.
- Pozostaniemy więc zapewne oba w ganku, bo ja bez ciebie nie pójdę. Co za
szaleństwo! Co za myśl! Każdyż nie ma prawa wnijść? a ty wchodzisz z podzięką.
- Tak, ale wchodzÄ™ z tobÄ…, za tobÄ…; wchodzÄ™ jako, jako... Ja nie wiem... ja nie
mogę. Nie pójdę.
- Opamiętaj się - szepnął Alfred - wystawisz mnie i siebie na śmiech sług, co tu
stoją, zmiłuj się.
- Idz - rzekł Eustachy - idz naprzód! Wnijdę potem. To mówiąc zerwał się z ławki
i uskoczył w dziedziniec.
Alfred postał chwilkę, ale prędko przyszedłszy do siebie, naciągając rękawiczki
i poprawiając włosów dorzucił:
- Przyłóż chustkę do nosa, powiem, żeś zachorował.
- Mów, co chcesz.
Gdy się to dzieje, a Alfred jeszcze się waha, co począć, hrabia niecierpliwie
chodzi po salonie; rad by wyjrzeć, a nie chce się kompromitować pośpiechem nawet
przeciw synowcowi, tupa, zżyma się i siada znów do gazety.
Wtem drzwi się otwarły, Alfred wszedł; z otwartymi rękami poskoczył ku niemu
stryj, udając więcej jeszcze czułości, niżeli jej było w istocie w sercu.
- Kochany Alfred!
- Stryj kochany!
Rzucił okiem na drzwi - nikogo więcej.
- Co to jest? - pomyślał. - Nikogo? Gdzie t a m t e n ? T a m t e n leżał mu
kamieniem na sercu, a spytać o niego, przynajmniej w pierwszej chwili, nie
wypadało. Przywitanie czułe, serdeczne zawarło się przypomnieniem wzajemnym Misi
Alfreda. Oboje z jedną myślą zmierzyli się wzrokiem.
- To on!
- To ona!
Oboje znalezli się takimi, jakimi widzieć spodziewali.
- Dobrześ nam, kuzynku, kazał na się czekać, od tak dawna obiecywałeś! I nie
przyjechać wprost tutaj, ale do Skały! Nie bardzo ci widać spieszno było do nas.
Alfred uśmiechem grzeczności podziękował.
- Darujcie mi: droga, znużenie. Cóż by to było, żebym tu przyjechał chorować?
Byłem prawie chory po podróży.
- Właśnie do nas należało jechać - przerwała Misia. - Kto cię tam mógł pilnować
w tej ciężkiej chorobie? - dodała żartując, ale nie bez myśli dowiedzenia się
także, co zrobił Alfred z towarzyszem podróży.
- Misia a parfaitement raison[69] - dorzucił ojciec - trzeba było wprost jechać,
mam ci to szczerze za złe.
- Vous etes bien bon[70] - szepnÄ…Å‚ Alfred - ale co siÄ™ tyczy towarzystwa i
dozoru przy chorym, tych mi nie brakło.
- A więc znalazłaś kogoś w Skale? - zapytała Misia wiedząc dobrze, że tam nikogo
nie było i że Alfred chce mówić o towarzyszu.
- Nikogo, ale ze mną przyjechał.
- A! dobrze, żeś mi przypomniał - przerwał hrabia (Misia sczerwieniła się i
odwróciła) - cóż się stało z tym chłopcem, z tym, z tym, jakże mu imię? nie
przypominam sobie, poddanym moim, który się podobno sposobił na felczera?
- Na felczera? - zdziwiony spytał Alfred - nie, na doktora.
- To prawie wszystko jedno, ale cóżeś z nim zrobił?
- Jest tutaj.
Wszyscy się mimowolnie obejrzeli ciekawie. - Czemuż nie wszedł z tobą? - spytała
Misia.
Alfred miał odpowiedzieć, ale hrabia mu przerwał:
- Czemu nie wszedł? Cóż by tu robił? jest to dowód wielkiego sensu z jego
strony, to mi siÄ™ podoba. PoszedÅ‚ na folwark c'est ça[71].
- Za pozwoleniem, kochany stryju - z kolei zapłomieniony odezwał się synowiec -
my się chyba zupełnie nie rozumiemy. Przywiozłem z sobą - rzekł dobitnie -
mojego przyjaciela, doktora Eustachego; nie wszedł ze mną, bo gwałtowne może
wzruszenie czy inny jaki powód nie dozwoliło mu.
- Chory? - spytała troskliwie Misia idąc ku drzwiom.
Tu scena się rozdwoiła, hrabia czuł potrzebę odpowiedzieć razem Alfredowi i
zgromić wychodzącą córkę; wściekał się prawie; pochwyciwszy więc Misię za rękę,
zawołał żywo:
- Zni ci siÄ™, Alfredzie, przyjaciela!
- Tak jest, przyjaciela, kochany stryju.
- Człowieka.
- Bardzo uczciwego i przyzwoitego człowieka, który był ze mną w najpierwszych
salonach.
- Un manant!
- Stryju kochany - dorzucił Alfred - dziś na urodzenie nikt nie uważa.
Nie podobna było straszniejszej rzeczy surowiej i otwarciej powiedzieć. Otwarte
usta hrabiego zamknęły się gwałtownie, zacięły, zsiniał, zbladł potem i
rzuciwszy okiem na Alfreda:
- Każdy jest panem swojego przekonania i czynności. Waćpan, panie hrabio, możesz
przyjaznić się z kim chcesz, żyć z kim się podoba, wierzyć, w co ci wierzyć każą
mędrkowie, ja trzymam się starych obyczajów i wiary. Un manant est un manant, un
vilain - s'it n'est pas pis[73].
Ostatnich słów domówił z gniewem, odwrócił się i odszedł.
Alfred zmilkł.
- Ten człowiek - szepnął do Misi - ma tyle delikatności, że sam wejść nie śmiał,
chociażem go o to prosił, ale przeze, mnie pyta stryja, czy mu się
prezentować[74] i dziękować sobie pozwoli.
- Słyszysz, papo! - zawołała Misia powtarzając słowa Alfreda z oburzeniem
prawie. -
Prawdziwie, ja nie poznajÄ™ papy... z twoim sercem...
- Proś więc go sama, kiedy chcesz - rzekł hrabia - niech wnijdzie, ukłoni się i
idzie sobie do licha.
- Jeśli tak, niech lepiej nie wchodzi - zawołał Alfred - nie przywykł do
podobnego obejścia.
- Przywyknie! - przerwał hrabia. - Chceszże mi go narzucić za towarzysza?
- Skarżyć by się na to nie można; jest to człowiek tak dalece wyższy, tak
ukształcony...
- Dajże mi pokój z pochwałami.
Misia i Alfred radzili się wejrzeniem, co począć.
- Idę go prosić - odezwała się Michalina.
- Jak chcesz - z gniewem mruknął ojciec i postąpił ku gankowi, jakby uciekał.
Drzwi się otwarły, chwilka upłynęła, Misia, wiodąc za sobą bladego jak ściana
Eustachego, weszła do salonu. W sieni już poczęła wesołą i ośmielającą go
rozmowę. Na widok hrabiego, który brwi namarszczył i nastrożył się umyślnie,
przybyły nie wiedział, co począć. Alfred mu dopomógł i sam za niego w kilku [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl