• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    informacji o tej planecie. Dzięki temu, gdy ostatecznie odejdzie, będzie przygotowany
    możliwie najlepiej.
    W pózniejszej porze zobaczono inną kolumnę niewolników maszerujących równolegle do
    nich i Jason spodziewał się, że powtórzone zostanie przedstawienie z poprzedniego
    dnia. Z przyjemnością zauważył, że był w błędzie, gdyż widok ten wprawił Ch'akę w
    natychmiastową wściekłość, która sprawiła, że niewolnicy w poszukiwaniu schronienia
    rozbiegli się we wszystkie strony. Wódz skakał w górę, wył gniewnie, tłukł maczugą w
    swój gruby, skórzany pancerz, czym doprowadził się do stanu godnego podziwu.
    Dopiero potem rozpoczął mozolny bieg. Jason trzymał się tuż za nim, niezmiernie
    zaciekawiony nowym obrotem rzeczy.
    Znajdująca się przed nimi grupa niewolników również się rozpierzchła, pojawiła się zaś
    inna uzbrojona i opancerzona postać. Dwaj wodzowie sunęli naprzeciwko siebie z
    maksymalną prędkością i Jason miał nadzieję, że za chwilę usłyszy straszliwy łoskot
    zderzenia. Nim jednak do tego doszło, obydwaj zwolnili i zaczęli krążyć wokół siebie,
    obrzucając się wyzwiskami.
    - Nienawidzę cię, M'shika! , - Nienawidzę cię, Ch'aka!
    Słowa były te same co poprzednio, ale wykrzykiwano je zajadle, bez poprzedniego
    odcienia ceremonialności.
    - Zabiję cię, M'shika! Znowu wchodzisz na moją część terenu ze swoim pokarmem dla
    ścierwojadów!
    - Kłamiesz, Ch'aka! Ta ziemia jest moja!
    - Zabiję cię!
    Ch'aka krzycząc te słowa skoczył i wymierzył cios, który, gdyby trafił, przełamałby
    przeciwnika na pół. Ale M'shika spodziewał się tego i odskoczył, zadając w odpowiedzi
    uderzenie swą maczugą. Ch'aka bez trudu wykonał unik, po czym nastąpiła szybka szer-
    mierka na maczugi, w której większość ciosów pruła tylko powietrze, aż wreszcie obaj
    mężczyzni weszli w zwarcie i walka rozpoczęła się na całego.
    Tarzali się po ziemi, rycząc dziko i szarpiąc za co popadło. Ciężkie maczugi były w tej
    walce bezużyteczne i zostały odrzucone na rzecz noży i kolan. Teraz Jason zrozumiał,
    dlaczego Ch'aka miał przywiązane do rzepek kolanowych długie kły. Była to walka, w
    której wszystkie chwyty były dozwolone i każdy z obu mężczyzn równie zażarcie starał
    się zabić swego przeciwnika. Skórzany pancerz poważnie zamiar ten utrudniał i walka
    trwała nadal, zasypując piasek wyłamanymi zębami zwierząt, porzuconą bronią i innymi
    śmieciami. W pewnym momencie zapaśnicy się rozdzielili, by złapać oddech i wyglądało
    na to, że nastąpi remis. Potem jednak znów rzucili się na siebie.
    Impas zdołał przełamać właśnie Ch'aka. Wbił sztylet w ziemię i podczas kolejnego
    przetoczenia się po
    ziemi schwycił rękojeść ustami. Przytrzymując ramiona przeciwnika obiema rękami,
    opuścił głowę w dół i zdołał znalezć słabe miejsce w pancerzu przeciwnika. M shika
    zawył i oderwał się od nieprzyjaciela, a gdy powstał, po jego ramieniu spływała krew,
    kapiąc z czubków palców. Ch'aka skoczył za nim, ale rannemu udało się złapać
    maczugę i odeprzeć szarżę wroga.
    M'shika kuśtykając do tyłu, zdołał zranioną ręką pozbierać większość swej rozrzuconej
    broni i wycofał się pospiesznie. Ch'aka podbiegł za nim kawałek, wykrzykując chwałę
    swej potęgi i umiejętności oraz wytykając tchórzostwo przeciwnikowi. Jason dostrzegł
    krótki róg jakiegoś morskiego zwierzęcia, leżący na skotłowanym piasku i podniósł go
    szybko, zanim Ch'aka się odwrócił.
    Gdy tylko wróg został przepędzony, zwycięzca uważnie przeszukał pobojowisko i zebrał
    wszystko, co miało jakąkolwiek wartość bojową. A ponieważ pozostało jeszcze kilka
    godzin dnia, dał znak, którym przyzwolił na postój i rozdzielenie wieczornego przydziału
    krenoj.
    Jason siedział i w zamyśleniu żuł swoją porcję. Ijale oparła się o jego bok. Ramię
    dziewczyny poruszało się rytmicznie, gdy drapała zawzięcie pogryzione miejsca. Wszy
    były stałym elementem życia - chowały się w szczelinach zle wyprawionej skóry i
    wyłaziły przywabione ciepłem ludzkiego ciała. Jason miał już własny kontyngent tych
    żyjątek i zorientował się nagle, że
    drapię się nie gorzej od Ijali. Zwiadomość tego faktu wyzwoliła gromadzącą się w nim
    powoli i niedostrzegalnie wściekłość.
    - Składam wymówienie - rzekł, zrywając się na równe nogi. - Mam dość bycia
    niewolnikiem. Jak trafię do najbliższego miejsca na pustyni, w którym będę mógł znalezć
    d'zertanoj.
    - Tam, dwa dni drogi. Jak masz zamiar zabić Ch'akę?
    - Nie mam zamiaru zabijać Ch'aki. Po prostu odchodzę. Wystarczająco długo
    korzystałem z jego gościnności i kopniaków.
    - Nie możesz tego zrobić - jęknęła przerażona. - Zostaniesz zabity.
    - Ch'aka będzie miał pewne kłopoty z zabiciem mnie, gdy się stąd zmyję.
    - Każdy cię zabije. Takie jest prawo. Zbiegli niewolnicy zawsze są zabijani.
    Jason usiadł, odłamał kolejny kawałek krenoj i przemyślał wszystko jeszcze raz. -
    Namówiłaś mnie, żebym jeszcze trochę wam towarzyszył. Nie mam jednak szczególnej
    ochoty zabić Ch'aki, choć ukradł mi buty. I nie widzę, jaką mógłbym mieć korzyść z tego,
    że go ukatrupię.
    - Jesteś głupi. Po tym jak zabijesz Ch'akę, zostaniesz nowym Ch'aką. Będziesz wtedy
    mógł robić wszystko, co zechcesz.
    Oczywiście. Teraz, gdy to usłyszał, cały układ społeczny stał się dla niego czymś
    oczywistym. Jason widząc niewolników i ich panów, wyciągnął mylny wniosek, że
    reprezentują oni różne warstwy społeczne, podczas gdy w rzeczy samej była to jedna
    klasa, którą
    można by określić  kto silniejszy, ten lepszy". Mógł się tego domyśleć widząc, jak Ch'aka
    stara się nie dopuścić nikogo na niebezpieczną odległość lub jak każdej nocy znika, by
    schować się w jakimś ukrytym miejscu. Była to wolna konkurencja doprowadzona do
    ostatecznych granic, w której każdy musiał dbać o siebie, każdy inny był wrogiem, a
    pozycja w życiu zależała od siły ramienia i błyskawicznego refleksu. Każdy, kto wybierał
    samotność, automatycznie stawał poza społecznością, w związku z tym uznawano go za
    wroga i oczywiście zabijano przy pierwszej sposobności. Wszystko sprowadzało się do
    konieczności zabicia Ch'aki, jeżeli chciał zmienić swoją sytuację. Wciąż nie miał na to
    ochoty, ale musiał tak postąpić.
    Tej nocy Jason obserwował jak Ch'aka odszedł cichaczem z obozu i dokładnie
    zapamiętał kierunek, w którym się udał. Oczywiście właściciel niewolników będzie kluczył
    zanim zapadnie, w swej kryjówce, ale jeżeli Jasonowi się uda, znajdzie go. I zabije. Myśl
    o nocnym morderstwie wcale go nie podniecała i do chwili wylądowania na tej planecie
    uważał, że zabicie człowieka śpiącego jest wyjątkowo tchórzliwym sposobem
    zakończenia czyjejś egzystencji. Ale szczególne warunki wymagają szczególnych
    środków i w otwartej walce nie miał najmniejszych szans z opancerzonym od stóp do
    głów przeciwnikiem. Pozostawał więc nóż mordercy - czy też raczej zaostrzony róg. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl