• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    nawet trawa i polne kwiaty, które jeszcze nie całkiem spopielały i uschły. Wszystkie gałęzie wyciągały się ku
    niebu, a na uch czubkach migotały języczki ohydnych płomieni; taki sam monstrualny ogień przesączał się,
    lizał i pełzał po deskach kalenicy domu, stodoły i wszystkich przybudówek. Była to scena z widzenia
    Fuseliego, a wszystkim, co jeszcze tam istniało, zawładnęła orgia świetlnego amorfizmu, obca,
    bezwymiarowa tęcza tajemnej trucizny sączącej się ze studni - kipiąca, wyczuwalna, lepka, sięgająca
    wszystkiego, iskrząca się, pełznąca w górę i jadowicie bulgocąca w swym kosmicznym, zupełnie nieznanym
    chromatyzmie.
    Wtem, niespodziewanie, ta ohydna rzecz wystrzeliła w górę, prosto w niebo, niczym rakieta albo meteor,
    nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, i zniknęła w okrągłym i zadziwiająco kształtnym otworze w
    chmurach, nim ktokolwiek zdążył złapać dech albo wykrzyknąć. Kto to widział, nigdy nie zdoła tego
    zapomnieć. Ammi wpatrywał się pustym wzrokiem w gwiazdy Cygnus i Deneb skrzące się powyżej innych
    gwiazd, gdzie nieznany kolor rozpłynął się pośród Drogi Mlecznej. Jednakże jego wzrok musiał wkrótce
    powrócić znowu ku ziemi, gdyż w dolinie rozległ się trzask. Tak właśnie było. Tylko łomot i trzask drzewa,
    żadnej eksplozji, jak twierdzili członkowie tej wyprawy. W każdym razie rezultat był taki sam, bo w jednej
    przerażającej kalejdoskopowej chwili buchnął z tej skazanej na zagładę i przeklętej farmy roziskrzony
    erupcyjny kataklizm nienaturalnych iskier i jakiejś substancji; oślepił tych, którzy akurat patrzyli, a w górę, aż
    do zenitu, buchnęła taka chmara kolorowych, o niespotykanych kształtach szczątków, do jakich nasz
    wszechświat nie mógłby się przyznać. Pośród szybko zanikających oparów pomknęły za schorzałą zjawą,
    która uniosła się w przestworza, po czym i one zniknęły bez śladu. I na wzgórzu, i w dolinie rozlewała się
    tylko ciemność, do której nie mieli odwagi powrócić, wzmagał się wiatr, który zdawał się spływać czarnym,
    zimnym podmuchem z międzygwiezdnych przestworzy. Gwizdał i wył, i smagał pola i lasy z oszalałą,
    kosmiczną zaciekłością, a rozdygotani uczestnicy tej wyprawy zrozumieli, że nie ma sensu czekać na
    księżyc, by zobaczyć, co pozostało z domostwa Nahuma.
    Zbyt przerażonych, aby snuć jakiekolwiek przypuszczenia, siedmiu rozdygotanych mężczyzn powlokło się
    w stronę Arkham północną drogą. Ammi był w gorszym stanie niż jego współtowarzysze, poprosił więc, aby
    wszyscy udali się do niego do domu, żeby nie szli prosto do miasta. Nie miał ochoty przemierzać samotnie
    nieszczęsnych, miotanych wichrem lasów przy głównej drodze prowadzącej do jego domu. Doznał szoku,
    który wszystkim pozostałym został oszczędzony i z którego nigdy nie zdołał się otrząsnąć. Przez wszystkie
    następne lata opanowany lękiem nie miał odwagi nawet wspomnieć o tym wydarzeniu. Wszyscy stojący na
    owym kotłującym się wzgórzu wpatrywali się otępiałym wzrokiem w rozciągającą się przed nimi drogę,
    natomiast Ammi obejrzał się raz jeszcze na mroczną dolinę zagłady, która tak niedawno była schronieniem
    jego nieszczęsnego przyjaciela. Tam, w tym nawiedzonym, odległym miejscu, dostrzegł, że coś się lekko
    uniosło, po czym opadło znowu w to samo miejsce, z którego wielka, bezkształtna smuga blasku wystrzeliła
    wprost w niebo. Był to tylko kolor - ale kolor niespotykany ani na tej ziemi, ani na niebie. A ponieważ Ammi
    rozpoznał go i wiedział, że ta ostatnia, ledwie widoczna resztka wciąż jeszcze czai się w studni, już nigdy nie
    odzyskał pełni władz umysłowych.
    I nigdy więcej nie zbliżył się do tego miejsca. Czterdzieści cztery lata minęły od czasu, gdy nastąpiło to
    przerażające zdarzenie, ale przez cały czas ani razu tam nawet nie zajrzał, i będzie rad, jeżeli nowy zbiornik
    wody zaleje to miejsce. Ja też będę rad, bo nie podobało mi się słońce, które tak zmieniło kolor nad tą
    opuszczoną studnią, gdy ją mijałem. Mam nadzieję, że woda będzie zawsze głęboka, ale mimo to, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl