• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rej subtelnościach Freddie był zadziwiająco biegły, a wresz-
    cie na stan zdrowia miłościwie panującego monarchy.
    - Nie, nigdy nie miałam honoru grać przed księciem re-
    gentem i nigdy już przed nim nie zagram. Bardzo żałuję, lecz
    tylko już żałować mogę. Ale, panowie, spójrzcie na zegar.
    Pora pózna, powinnam już spać, bo wiadomo, że brak snu
    piękności szkodzi. Wy pewnie też zechcecie się położyć, bo
    rozumiem, że wstajecie o świcie.
    - Proszę nie mówić, że musi pani iść spać i że brak snu
    piękności szkodzi. Pani jest tak piękna, że nic jej szwanku nie
    zada.
    - Bardzo pan uprzejmy, sir Williamie - odparła Camilla,
    wstając. - Nie, proszę nie otwierać drzwi. Mój pokój jest tu-
    taj. Zostawiam panów przy brandy i rozmowach o zakładach.
    Dobranoc.
    Nicholas odprowadził ją do pokoju. Kiedy znalezli się w
    korytarzyku, objął ją i pocałował.
    - Byłaś wspaniała. Cudowna. Chyba jeszcze nigdy w ży-
    ciu nie byłem tak przerażony, jak dzisiaj... i tak rozemocjo-
    nowany.
    Camilla, wyczerpana, ale szczęśliwa, odepchnęła Nicho-
    lasa Å‚agodnie.
    - Wracaj do swoich przyjaciół, najdroższy. Kiedy znowu
    ciÄ™ zobaczÄ™?
    S
    R
    Nicholas spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się.
    - Jak tylko wrócisz do Bath. Będę czekał. Wiesz, gdzie
    mieszka moja siostra. Wystarczy, że przyślesz mi liścik i we-
    zwiesz do siebie.
    Patrzyła jeszcze, jak Nicholas odchodzi, potem oparła się
    o drzwi. Chyba dopiero teraz zrozumiała, jak go kocha. Czuła
    się potwornie zmęczona, tym zmęczeniem, które ogarniało ją
    zawsze po szczególnie trudnym przedstawieniu.
    Nie chciała jeszcze wracać do swojego pokoju, bo wie-
    działa, że nie uśnie, wrócić do salonu też nie mogła. Podeszła
    cichutko do załomu korytarza i stanęła, niewidoczna dla pa-
    nów, którzy przywitali powrót Nicholasa okrzykami podzi-
    wu.
    - Z bliska jest jeszcze piękniejsza niż zdaje się na scenie -
    westchnÄ…Å‚ sir William.
    - Ty to masz szczęście, Nick - jęknął George, dopijając
    brandy.
    - Szczęście nie ma tu nic do rzeczy - odparł Nicholas su-
    cho.
    Camilla zaczerwieniła się, słysząc nutę triumfu w jego
    głosie, ale rozumiała, że to część przedstawienia i że Nicho-
    las musi tak mówić.
    - Słusznie, to nie kwestia szczęścia, tylko skutecznych za-
    biegów - przytaknął Freddie. - Wiecie, co to znaczy, prawda?
    Nick wygrał zakład! Piorun należy teraz do niego.
    - Wcale nie wygrał - stwierdził twardo George. - Prze-
    kroczył czas.
    S
    R
    - Nieprawda, nie przekroczył - powiedział Freddie ze
    smutkiem, wiedząc, że musi rozstać się ze swoim najlepszym
    koniem. - Daliśmy mu termin do końca miesiąca, a pierwszy
    dopiero jutro. Trudno. Nikt nie może mieć już wątpliwości,
    że Nick zdobył względy niedosiężnej panny Davide i uczynił
    ją swoją kochanką. Wypełnił warunek zakładu i Piorun jest
    teraz jego. Tak się przecież umawialiśmy, panowie.
    George wstał chwiejnie i uniósł kieliszek.
    - Nick, twoje zdrowie, drogi przyjacielu. Ogier dla ogiera,
    ot co!
    Gdy rozległ się gromki śmiech podpitych dżentelmenów,
    Camilla uciekła do swojego pokoju.
    S
    R
    Rozdział dwunasty
    Pani Babbage była najbardziej płaczliwą osobą, jaką Ca-
    milla miała nieszczęście spotkać na swojej drodze. Owszem,
    biednej wdowie należało się współczucie, ale z siostrą Mar-
    chy nie dało się po prostu rozmawiać, bo na każde pytanie i
    każde stwierdzenie zalewała się łzami i wzdychała boleści-
    wie:
    - Gdyby tylko był teraz z nami najdroższy mój mąż nie-
    boszczyk. ..
    Camilla nie próbowała nawet tłumaczyć jej, że gdyby pan
    Babbage był teraz z nimi, nie byłoby powodu do trudnych
    rozmów. Nie mówiła też, iż lepiej dla niego, że po długiej i
    ciężkiej chorobie odszedł do Stwórcy, zamiast męczyć się
    dalej na tym padole Å‚ez.
    Niezależnie od tego, jakie ją tu przywiodły motywy i jak
    nieznośna okazała się pani Babbage, nie żałowała jednak, że
    przyjechała do Cheltenham, bo biedna Marchy najwyrazniej
    goniła resztkami sił, co dało się dostrzec od pierwszej chwili.
    S
    R
    -Marchy, najdroższa - zawołała Camilla, wysiadając z
    powozu i wpadając w ramiona swojej najstarszej przyjaciółki.
    Obie się popłakały. Panna March dlatego, że była wy-
    kończona, i dlatego, że znowu ujrzała swoją ukochaną Lilię.
    Camilla zaś, bo wstrząsnął nią widok raptownie postarzałej i
    przemęczonej niani.
    Całą drogę z Buckingham przebyła w odrętwieniu. Zmu-
    szała się, by odpowiadać na pytania wszystkiego ciekawej,
    wszystkiemu się dziwiącej Matyldy i dosłownie liczyła minu-
    ty, kiedy znów ujrzy nianię i świat znowu stanie się przyja-
    zny. Ale niania nie była w stanie jej pocieszyć i powiedzieć,
    że wszystko będzie dobrze, jak mówiła tyle razy w przeszło-
    ści. Teraz to ona musiała pocieszać i wspierać staruszkę, któ-
    ra niestety bardzo podupadła na zdrowiu. Zresztą Marchy w
    całej swej prostolinijności za nic nie zrozumiałaby, w jakie
    kłopoty wpadła i czym ryzykowała jej Lilia, prowadząc po-
    dwójne życie.
    Panna March, której noga nigdy nie postała w teatrze, nie
    była w stanie ogarnąć sytuacji, nie wiedziała, czym właściwie
    zajmuje się jej Lilia, dlaczego co wieczór przebiera się w jej
    domku na Walcot Street, po czym znika pośpiesznie. Wy-
    obrażała sobie, że Lilia należy do jakiegoś kółka dramatycz-
    nego i wraz z przyjaciółmi odgrywa teatralia, a że to rzecz
    dość śmiała, takie domowe zabawy w teatr, to woli wycho-
    dzić z rezydencji i wracać do niej przez domek na Walcot.
    Skoro pani Knight nie zgłasza żadnych zastrzeżeń, więc nie
    dzieje się nic złego, rozumowała niania, choć było jej
    S
    R
    przykro, że Camilla za każdym razem wraca na Walcot tak
    bardzo zmęczona.
    Teraz też była zmęczona. Zmęczona, upokorzona, przy-
    tłoczona świadomością, że jej życie legło w gruzach. Odpra-
    wiła Matyldę, schowała stanowczym ruchem chusteczkę do
    rękawa, wypiła filiżankę mocnej herbaty i poczęła się zasta-
    nawiać, jak wyrwać Marchy z Cheltenham, zanim ta całkiem
    straci siły. Bo przy pani Babbage można było stracić siły,
    szybko i ze szczętem. Camilla miała ochotę uciekać po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl