• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    To twoje ostatnie słowo?
    Ostatnia szansa. Czy wykorzystasz ją, Freddie? spytała
    siebie w myślach.
    - Tak - wydusiła.
    - Jak chcesz, Fred - powiedział Gabe. Odwrócił się i
    wyszedł.
    Rankiem zadzwonił do hrabiego.
    - Wyje\d\am - oświadczył.
    Starszy pan zaczął kaszleć, jakby się dławił.
    - Gabe? To ty? Na litość boską, co tam się dzieje?
    Zawsze, gdy dzwonię do redakcji, jakaś damulka mówi, \e
    jesteś zbyt zajęty, by podejść do telefonu. Co mówiłeś? Skąd
    wyje\d\asz?
    - Stąd - odparł Gabe apatycznie. - Siedziałem tu całe
    sześć tygodni. Wystarczająco długo.
    Hrabia cmoknÄ…Å‚ z dezaprobatÄ….
    - No có\, chyba nie powinienem być rozczarowany.
    Nawet jeśli robota jeszcze nie wykonana, i tak wytrzymałeś
    dłu\ej, ni\ przypuszczałem.
    - Robota jest wykonana! - rzucił Gabe. Opowiedział
    dziadkowi, jak zapobiegł brakowi lokalnych
    wiadomości. Powiedział o nowych korespondentkach -
    pani Peek i kohorcie z Instytutu Kobiet. Poinformował, \e
    zaczęli się zgłaszać nowi reklamodawcy. Beatrice, mając
    kredyt zaufania, wiele potrafiła w tej mierze zdziałać.
    - Mamy sporo reklam - zapewnił. - Dochody wzrosły ju\
    sześciokrotnie.
    - Sześciokrotnie? - Hrabia a\ się zachłysnął.
    - Na razie. Chocia\ to jeszcze nic pewnego. Gdy uznajÄ…,
    \e ich dochody nie zwiększyły się dzięki reklamie, mogą się
    wycofać. Ale z większością podpisałem umowy na sześć
    miesięcy. To powinno pomóc mojemu następcy rozwijać
    sprawy dalej.
    - Chyba mianujemy tego Percy'go?
    - Ka\dy, byle nie on. Jeśli chcesz, by gazeta
    prosperowała,
    - Naprawdę? - Hrabia był zaintrygowany. - A więc kto?
    - Beatrice. Ta, która nie dopuściła cię do mnie.
    - Sekretarka? - prychnÄ…Å‚ hrabia.
    - Kieruje całą redakcją i świetnie jej idzie. Szybko się
    uczy. Wie, po której stronie chleb jest posmarowany. Czuje,
    na czym mo\na zarobić. I robi cholernie dobrą kawę.
    - Hm. Kawę? Beatrice? Pomyślę o tym. Chcę mieć te
    rekomendacje na piśmie. I wyliczenia finansowe z całego
    twojego pobytu. Zyski uzyskane od czasu twego przyjazdu i
    tak dalej.
    - Prześlę ci faksem.
    - Przywiez. Zamierzasz chyba się ze mną po\egnać przed
    odlotem?
    Czy\by? Chyba tak. Wolałby wprawdzie wybyć z tego
    kraju, nie poddawszy siÄ™ badaniu hrabiego. Lecz kto wie,
    kiedy znów zobaczy starego zrzędę? Poza tym chciał mieć
    satysfakcję z pokazania dziadkowi, \e poradził sobie o wiele
    lepiej, ni\ ten się po nim spodziewał.
    Lecz najbardziej chciał ju\ wyjechać. Byle nie siedzieć ju\
    przy stole z kobietą, która pragnęła go swym ciałem, lecz nie
    pragnęła sercem i duszą. Nie chciał jej widzieć, słuchać jej,
    rozmawiać z nią. To wszystko nie miało ju\ sensu, do cholery!
    - Kiedy wracasz? - spytał hrabia.
    - Niedługo, na pewno przed końcem tygodnia - zapewnił
    Gabe.
    Freddie nie powinna być zdziwiona, kiedy Gabe
    oświadczył, \e wyje\d\a. Przyjechał, uratował  Gazette" i
    właśnie miał odjechać w stronę zachodzącego słońca. Przecie\
    tak właśnie robią kowboje.
    A jednak, gdy oświadczył, \e w piątek wyje\d\a, poczuła
    się, jakby dostała cios w brzuch.
    Emma i Charlie wyglÄ…dali jak ra\eni gromem.
    - Tylko do Londynu? - zapytał Charlie z nadzieją w
    głosie. - Odwiedzić dziadka?
    - Zatrzymam się tam - przyznał Gabe. - A potem wracam
    do domu. Do Montany - mówił pewnym głosem,
    zdecydowanie, lecz nie patrzył na \adne z nich.
    Freddie zobaczyła, jak Charlie z trudem przełyka ślinę, a
    Emma zagryza wargi. Sama z trudem się powstrzymała, by nie
    zrobić tego samego. Jednocześnie wmawiała sobie, \e tak
    będzie najlepiej. Lepiej, ni\ gdyby kręcił się tutaj. Uśmiechał
    się, dra\nił ją. Kusił.
    Nie wiedziała, jak długo jeszcze zdołałaby mu się opierać.
    Wspomnienia miłosnej nocy z Gabe'em mogłyby być
    wspaniałe, lecz on nic nie obiecywał - nie było wspólnej
    przyszłości.
    Nie zale\ało jej na tym. Freddie nie mogła ryzykować. Nie
    po raz drugi. Nie mogła więc nawet pozwolić sobie na
    kochanie go i pielęgnowanie wspomnień. One by jej nie
    wystarczyły.
    - Ale ja nie chcę, \eby on wyjechał... - poskar\yła się
    \ałośnie Emma, gdy tego wieczoru Freddie okrywała ją na
    noc. Patrzyła błagalnie na matkę, wysunąwszy smętnie dolną
    wargÄ™.
    - Wiedziałaś przecie\, \e wyjedzie. Przyjechał tu tylko po
    to, by zrobić porządek z gazetą - powiedziała stanowczo
    Freddie.
    - Wcale nie musi wyje\d\ać - powiedział Charlie, stając
    w drzwiach w pi\amie, z rękami zło\onymi na piersi. -
    Mógłby zostać. Poproś go o to.
    - Nie mogę tego zrobić, Charlie!
    - Ale powinnaś - upierał się. - Byłby dobrym tatą. Freddie
    nie mogła temu zaprzeczyć. Zacisnęła usta, nic nie mówiąc.
    - On nas lubi - nie dawała za wygraną Emma. - Lubi
    dzieci. Sam nam to powiedział.
    - Na pewno lubi. I pewnego dnia pewnie będzie miał
    własne - powiedziała Freddie, zdziwiona, \e ta myśl ją
    zabolała.
    - Ale nie będzie miał nas. - Charlie spojrzał
    oskar\ycielsko na matkę i powlókł się do swojego pokoju.
    Freddie patrzyła za nim z \alem, czując rozpacz i
    bezradność.
    Przez resztę tygodnia Gabe i dzieciaki codziennie łapali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl