• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    spodni podtrzymywany jest zwyczajnymi spinaczami.
    W jego umyśle pojawiło się pytanie, czy za dwadzieścia pięć lub
    trzydzieści lat on, Jake, będzie taki jak ten staruszek - samotnie spacerujący
    dla zdrowia po korytarzach swej kliniki, z nogawkami spodni podpiętymi
    spinaczami? Olsenowi przynajmniej zostały drogie wspomnienia ukochanej
    RS
    55
    żony, a jemu? Czy będzie tylko wspominał pracę i niezliczonych,
    zlewających się w jednolity tłum, pacjentów?
    Smutna to była perspektywa. . - Wszystko wskazuje na to, że jest pan w
    znakomitej formie - oznajmił po zakończeniu badania.
    - Da mi pan moje proszki?
    - Zrodki moczopędne dostanie pan, jak zwykle, od Amy. I proszę przyjść
    za miesiąc, to sprawdzi panu ciśnienie.
    Jake wymacał stopą pedał, obniżający stół do poziomu leżanki. Chciał
    ułatwić Olsenowi zejście. Mechanizm zaskrzypiał i zazgrzytał, jakby w
    proteście. Potem w ogóle przestał działać.
    - Jezus Maria - przeraził się staruszek. - Czy to ja zepsułem?
    - Nie, nie, już dawno się na to zanosiło.
    - Czy takie stoły są drogie?
    Jake przypomniał sobie ostatnie zamówienie dla swej własnej kliniki. Te,
    których chciał się pozbyć, były w dużo lepszym stanie niż należące do
    Kirsten.
    - Raczej tak.
    Chester Olsen milczał przez chwilę.
    - Pani doktor z trudem wiąże koniec z końcem, prawda? - Widząc
    zdziwioną minę Jake'a, dodał: - Znam ludzi, którzy tu przychodzą. %7łyją od
    pierwszego do pierwszego i na niewiele ich stać. Gdyby nie ona, te jej
    darmowe lekarstwa i w ogóle, kiepsko by z nami było. Na przykład ja. Mam
    niewielką rentę, więc płacę, ile mogę. Boję się jednak, że któregoś dnia
    zamkną ten ośrodek.
    Jake wiedział, że ten dzień może nastąpić bardzo szybko.
    - Doktor Holloway jest bardzo oddana ośrodkowi, jestem więc pewien,
    że coś wymyśli - rzekł.
    - Mam nadziejÄ™.
    Jake zlecił Amy wydanie pacjentowi odpowiednich leków, a potem
    zajrzał do Kirsten. Zastał ją pochyloną nad jakimiś papierami.
    - Puk, puk! - zawołał wesoło i podszedł do biurka. - Dobrze ci zrobi
    chwila przerwy.
    Kirsten rozprostowała plecy i potarła kark.
    - Masz racjÄ™.
    Jake spojrzał na kartki, pokryte równymi rzędami liczb.
    - Problemy? - spytał, choć znał odpowiedz.
    - Jeśli uznać zerowy bilans za problem, to tak. W ogóle cały dzień mam
    same złe wiadomości.
    RS
    56
    - Przykro mi, że przynoszę ci jeszcze jedną. Stół do badania w gabinecie
    pierwszym odmówił posłuszeństwa.
    - Mogłam się tego spodziewać - westchnęła Kirsten.
    - Wiesz, myślałem, że takie zabytki można znalezć już tylko w muzeum.
    - Bardzo jesteś uprzejmy. Poinformuję cię wobec tego, że dostaliśmy go
    po...
    - Jakimś staruszku lekarzu, który korzystał z niego tylko raz w tygodniu,
    zgadza siÄ™?
    Kirsten stuknęła go żartobliwie w łokieć.
    - Czy raz w tygodniu, tego nie wiem, ale rzeczywiście kupiłam go na
    wyprzedaży rzeczy używanych, więc się nie śmiej. Były już z nim
    problemy, ale zazwyczaj odrobina smaru wystarczała.
    - Obawiam się, że tym razem nic nie pomoże. Mechanizm wysiadł na
    dobre.
    - Oj, wy ludzie małej wiary - zacytowała Kirsten i wyjęła z szuflady
    oliwiarkÄ™.
    W pustym teraz gabinecie nacisnęła pedał. Rozległo się nieprzyjemne
    skrzypienie, ale stół się obniżył.
    - Widzisz? - uśmiechnęła się triumfalnie. - Nigdy nie należy zbyt
    pochopnie wypisywać świadectwa zgonu.
    Nagle Jake zwrócił uwagę na jakiś dziwny zapach. Tak pachną topiące
    siÄ™ przewody.
    - Co to? - zaniepokoiła się Kirsten.
    Jake przykucnÄ…Å‚ i wyjÄ…Å‚ gorÄ…cÄ… wtyczkÄ™ z kontaktu.
    - To było stąd. Teraz mi wierzysz?
    - Muszę - zgodziła się z rezygnacją.
    - Nie mam już więcej pacjentów, więc porywam cię na Juliusa.
    - SÅ‚ucham?
    - To taki napój. Sam nie próbowałem, ale słyszałem, że podobno pyszny.
    - Muszę jeszcze zajrzeć do szpitala.
    - Ja też. Obiecuję, że nie będę cię trzymał dłużej niż godzinę.
    - Skoro nigdy nie piłeś Jułiusa, to skąd ten pomysł? Kirsten z
    przyjemnością ciągnęła przez słomkę spieniony, pomarańczowy płyn.
    Równą przyjemność sprawiał jej widok odprężonego Jake'a.
    - Polecił mi go jeden z naszych pacjentów, Chester Olsen. Spodobało jej
    się, że powiedział  naszych".
    - Chester to sympatyczny człowiek.
    - Nie ma nikogo, kto by się nim mógł opiekować? Syna albo córki?
    - Chyba nie. Czemu pytasz?
    RS
    57
    - Nogawki spodni ma podpięte spinaczami.
    - To lepsze niż taśma samoprzylepna.
    - Może, ale jakoś mnie to przygnębiło - powiedział w zamyśleniu.
    - Ty nie musisz się tego bać.
    - Nie rozumiem.
    - Szycie to twoja specjalność.
    Kiedy w końcu zrozumiał, o co jej chodzi, wybuchnął śmiechem.
    - Widzisz? Potrzebny ci był odpoczynek. Zapomnij o kłopotach i ciesz
    siÄ™ chwilÄ….
    - I to mówi kobieta, która wcale nie miała ochoty tu przyjść! A właśnie,
    obiecałem, że to nie potrwa dłużej niż godzinę.
    Kirsten nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio godzina minęła jej
    tak szybko.
    - Brr, ależ mróz - jęknęła, kiedy wyszli na dwór. - Trzeba było wziąć
    raczej gorÄ…cÄ… czekoladÄ™.
    - Następnym razem.
    A więc ma na co czekać...
    Jake ujął ją pod ramię i poprowadził ostrożnie przez oblodzony parking.
    Mimo że dzieliło ich tyle warstw grubej, zimowej odzieży, czuła bliskość
    jego ciała.
    - Marzę już o lecie - powiedziała.
    - Pewnie, trzydzieści parę stopni, plaga komarów i udar słoneczny.
    - Zapach świeżo skoszonej trawy, wesołe okrzyki dzieci grających w
    piłkę, bezchmurne niebo, na którym widać wszystkie gwiazdy - sprostowała
    Kirsten.
    - Ja potrafiłem znalezć tylko Wielką Niedzwiedzicę, a i to dawno temu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl