• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    panowała całkowita cisza. Postawił rower, sięgnął ręką do włącznika i zapalił
    wiszÄ…cÄ… pod sufitem lampÄ™.
    Pokój dzienny został wywrócony do góry nogami. Nie miał zbyt wielu mebli, ale
    to, co miał, zostało przewrócone, opróżnione albo połamane. Zauważył, że małe
    radio stojące zazwyczaj na biurku zniknęło. Wprowadził rower do pokoju i oparł
    go o ścianę. Zdjął kurtkę i powiesił ją na kierownicy. Teraz podszedł do
    biurka. Szuflady były wyjęte i opróżnione. Pośród rozrzuconych na podłodze
    przedmiotów znajdował się album z fotografiami. Schylił się i podniósł go.
    Otworzył i westchnął z ulgą. Nie były zniszczone. Zdjęcia stanowiły jedyną dla
    niego wartościową rzecz.
    Położył album na parapecie i przeszedł do sypialni. Włączył światło i ujrzał
    podobny widok. Większość rzeczy została wyrzucona z szafy na podłogę, podobnie
    z szafki przy łóżku.
    Stan łazienki niczym nie odbiegał od reszty mieszkania. Cała zawartość
    apteczki znalazła się w wannie.
    Z łazienki poszedł do kuchni. Spodziewając się tego samego, włączył światło.
    Stłumiony okrzyk wyrwał mu się z ust.
    - Niepokoiliśmy się o pana - powiedział potężnie zbudowany ciemnoskóry
    mężczyzna. Siedział na stole. Cały, włącznie z rękawiczkami i czapką z
    daszkiem, ubrany był w czarną skórę. - Wypiliśmy całe piwo z lodówki i
    zaczęliśmy się niecierpliwić.
    W kuchni było jeszcze trzech innych mężczyzn ubranych identycznie jak
    pierwszy. Jeden z nich przysiadł na parapecie. Na stole leżał prawdziwy
    arsenał, Jack rozpoznał nawet pistolet maszynowy.
    Jack nie znał żadnego z nich. Zaskoczył go fakt, że ciągle jeszcze byli w
    mieszkaniu. Już raz go okradziono, ale wtedy nikt nie został, aby napić się
    piwa.
    - Może byś tak wszedł i usiadł - zaproponował wielki czarny facet.
    Jack zawahał się. Wiedział, że drzwi na klatkę schodową są otwarte. Czy
    zdołałby uciec, zanim złapią za broń? Wątpił i nie zamierzał sprawdzać.
    - No dalej, człowieku - ponaglił mężczyzna. - Dawaj tu tą swoją białą dupę!
    Odruchowo zrobił, co mu kazano. Ostrożnie usiadł i przyjrzał się nieproszonemu
    gościowi.
    - Możemy zachowywać się przyzwoicie, to zależy - powiedział facet siedzący na
    stole, chyba szef tej grupki. - Ja jestem Twin - przedstawił się. - A to -
    wskazał na mężczyznę przy oknie - Reginald.
    Jack spojrzał w stronę Reginalda. Murzyn dłubał w zębach wykałaczką i głośno
    cmokał. Patrzył na Jacka z pogardą. Chociaż nie był aż tak umięśniony jak
    Warren, należał do tej samej kategorii. Na zewnętrznej stronie prawego
    przedramienia miał wytatuowane dwa słowa "Black Kings".
    - Widzisz, chłopie, Reginald jest wkurzony - kontynuował Twin - bo w
    mieszkaniu gówno znalazł. Tu nie ma nawet telewizora. A tymczasem część umowy
    była taka, że możemy sobie zabrać, co chcemy z twojej chaty.
    - Jakiej umowy? - zapytał Jack.
    - Ujmijmy to w ten sposób. Ja i moi bracia zostaliśmy opłaceni niewielką
    sumką, żeby wdepnąć do twojej cholernej nory i trochę ci ją wysprzątać. Nie
    licząc artylerii na stole, nic wielkiego, niemal towarzyska wizyta. To ma być
    tylko takie małe ostrzeżenie. Szczegółów nie znam, ale najwyrazniej jesteś dla
    kogoś w pewnym szpitalu jak drzazga w dupie, wkurzyłeś tam ciężko pracujących
    ludzi. Mam ci przypomnieć, żebyś zabrał się do własnej roboty i pozwolił im
    robić swoje. Rozumiesz, o co tu biega, lepiej niż ja, jak sądzę. No bo ja nie
    bardzo. Pierwszy raz mam takie zlecenie.
    - Chyba łapię, o co chodzi - odpowiedział Jack.
    - Cieszę się - stwierdził Twin. - Inaczej musielibyśmy złamać ci kilka palców
    lub co innego. Nie zlecono nam jakiegoś poważnego uszkodzenia klienta, ale jak
    Reginald zaczyna, trudno go powstrzymać, szczególnie gdy jest wkurzony. Coś
    musi dostać. Na pewno nie chowasz tu gdzieś telewizora albo czegoś podobnego?
    - Przyjechał na rowerze - odezwał się jeden z pozostałych mężczyzn.
    - Co ty na to, Reginald? - zapytał Twin. - Chcesz nowy rower?
    Reginald pochylił się do przodu, tak że mógł zajrzeć do pokoju dziennego.
    Wzruszył tylko ramionami.
    - Myślę, że uratowałeś dupę - oświadczył Twin. Wstał.
    - Kto wam za to zapłacił? - zapytał Jack.
    Twin otworzył szeroko oczy i roześmiał się.
    - To nie byłoby dla mnie zdrowe, gdybym ci powiedział, prawda? Ale skoro
    pytasz, to przynajmniej masz jaja.
    Jack chciał zadać jeszcze jedno pytanie, gdy został gwałtownie powstrzymany
    przez Twina. Siła ciosu zwaliła go z krzesła. Upadł na plecy. Pokój zafalował
    mu przed oczyma. Będąc na pograniczu utraty świadomości, poczuł, że wyciągają
    mu portfel z kieszeni spodni. Przed ostatnim, zdawało mu się śmiertelnym
    kopnięciem w brzuch usłyszał jeszcze stłumiony śmiech. Potem nastąpiła
    kompletna ciemność.
    Rozdział 20
    PiÄ…tek, godzina 23.45, 21 marca 1996 roku
    Pierwsze, co dotarło do świadomości Jacka, to dzwonienie w głowie. Powoli
    otworzył oczy. Okazało się, że spogląda prosto na sufit w kuchni.
    Zastanawiając się, co robi na kuchennej podłodze, próbował się podnieść.
    Jednak gdy się ruszył, poczuł ostry ból w szczęce. Wrócił do poprzedniej
    pozycji. Wtedy też zrozumiał, że dzwonek dzwoni nieprzerwanie i to wcale nie w
    jego głowie. Dzwonił wiszący nad nim na ścianie telefon. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl