• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Wyndham nie zwracał większej uwagi na rozmowę, jaka toczyła się nieopodal. W
    klubie u White'a zebrało się o tak wczesnej porze - nie było jeszcze jedenastej - paru
    d\entelmenów, ale nie było wśród nich tego, którego spodziewał się zobaczyć.
    Wicehrabia był głęboko zasmucony. Postanowił, \e będzie ochraniał Serenę przed
    zakusami Hailcom-be'a, ale gdy doszło co do czego, nie bardzo wiedział, co zrobić.
    Miał za mało informacji. Wiedział, \e Serena wyje\d\a dziś do Suffolk, i mógł
    przypuszczać, \e Hail-combe coś knuje. Reszta jednak była jedną wielką
    niewiadomą. Szkoda, \e Streatleyowi nie udało się dowiedzieć czegoś więcej.
    Wyndham wyobra\ał sobie, \e przyciska Haiłcom-be'a do muru, \ądając, by wyjawił
    swoje zamiary. Ale zapewne był on jeszcze bardziej zdecydowany i nieugięty ni\ Reeth. A na
    dodatek miał nad nim tę przewagę, \e przyjmowano go w domu przy Hanover Square. On
    sam zaś nie miał mo\liwości dowiedzenia się, o której godzinie Serena i jej opiekunka
    wyruszyły, choć przypuszczał, \e musiało to być wczesnym rankiem. W przeciwnym razie
    bowiem byłyby zmuszone nocować po drodze, a na to chyba nie miały ochoty. Czekała je
    dość długa podró\, ale dobrym powozem zaprzę\onym w szybkie konie zdołają dotrzeć do
    celu w jeden dzień.
    Powóz Reethów jednak na pewno jest wolniejszy ni\ jego kariolka. Niewątpliwie w
    parę godzin by je dogonił. Uznał, \e musi to zrobić. Do tego czasu Serena będzie pod opieką
    panny Geary, a zatem nic jej nie grozi. Wydał ju\ słu\ącemu polecenie, \eby przygotował
    wszystko do wyjazdu, a do klubu wstąpił tylko na chwilę w nadziei, \e spotka Buckwortha,
    który zapewne ju\ wrócił z Brighton. Słyszał, \e następca tronu wyjechał stamtąd trzy dni
    temu.
    Niestety przyjaciel się nie zjawiał. Wyndham zrezygnował więc z myśli, by prosić go
    o radę i pomoc. Wziął do ręki gazetę, która le\ała obok, i udawał, \e czyta. W ten sposób
    mógł dyskretnie śledzić rozmowę toczącą się przy sąsiednim stoliku. Nagle usłyszał nazwisko
    swego rywala wymienione przez jednego z. mÄ™\czyzn, niejakiego Ingleborough.
    - Muszę powiedzieć, \e nie przypuszczałem, i\ Hailcombe' owi się uda. Wiem od
    Boulby'ego, który spotkał go wczoraj w klubie u Daffy'ego, \e chwali! się swoją zdobyczą.
    Jeden z kompanów zaśmiał się z niedowierzaniem.
    - Jej zaślepiony ojciec nigdy by się nic zgodził.
    Wyndham zmartwiał. Nie miał ju\ \adnych wątpliwości, o kim mówią. Jeśli tylko
    któryś wymieni jej imię, będzie wiedział, co zrobić.
    - Sądzę, \e nie miał wyjścia - odparł Ingleborough. - Mimo wszystko, Millhouse,
    uwa\am, \e to bardzo zastanawiajÄ…ce.
    - Co takiego?
    - Có\, Boulbv mówił, \e Hailcombe orzechwalał się, \e jutro będzie miał za \onę
    pewną młodą pannę, której nazwiska oczywiście nie wymienił.
    - Jutro! Czy\by zamierzał z nią uciec? Pytaniu temu towarzyszył ogólny śmiech.
    Wynd-
    ham wpadł w furię. Jak ta banda śmie mówić w ten sposób, i to w miejscu
    publicznym!
    - Boulby uwa\a, \e to zwykłe przechwałki. Wszyscy znamy Hailcombe'a i wiemy, co
    z niego za bufon.
    - Tak, ale jego zwierzyna dziś opuszcza miasto - dodał Millhouse. -- W ka\dym razie
    tak słyszałem.
    - Jeśli chcecie znać moje zdanie - włączył się inny głos, którego Wyndham nie mógł
    zidentyfikować,bo mówiący siedział do niego tyłem - ta złotowłosa dzierlatka nawet nie
    patrzy w jego kierunku.
    - Co to ma dorzeczy - rzucił Millhouse. - Ka\dy widzi, \e Reeth i Hailcombe to
    dobrana parka. Rozumieją się jak mało kto. Idę o zakład, \e dziewczyna przyjmie
    Hailcombe'a.
    Dwaj pozostali przebili zakład, potęgując tym samym niepokój Wyndhama. Z trudem
    się powstrzymał, \eby nie za\ądać od nich wyjaśnień, ałe wiedział, \e w ten sposób niczego
    nie uzyska. Wstał jednak, chcąc przynajmniej, by zauwa\yli jego obecność. Miał
    świadomość, \e jego zainteresowanie Se-reną jest powszechnie znane.
    Właśnie wtedy mę\czyzna siedzący do niego plecami gwizdnął.
    - Ciekaw jestem, co na to powie Wyndham - rzucił.
    Dwaj pozostali chrząknęli znacząco, zobaczywszy wstającego wicehrabiego. Trzeci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl