• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rodzeństwo Hall. Ku jej zdumieniu zgodzili się, choć propozycja trochę ich zaskoczyła i
    nieco rozbawiła.
    Tego wieczoru miały miejsce trzy zdarzenia, które na długo zapadły jej w pamięć.
    Zaraz po przyjściu gości, gdy Sandra weszła na moment do sypialni, usłyszała jakiś
    szelest z salonu, a kiedy wróciła, zdawało się jej, że w pomieszczeniu czegoś brakuje.
    Ale nie zorientowała się, czego. Rozmowa toczyła się gładko jakby nigdy nic.
    Drugie zdarzenie miało miejsce za sprawą Moiry. Colin drażnił się żartobliwie z Sandrą, a
    w końcu ujął ją pojednawczo za rękę. Czy to się stało przypadkowo, czy też Moira
    uczyniła to z premedytacją, Sandra nie była pewna. W każdym razie potrącona przez
    zazdrosną siostrę filiżanka przewróciła się i gorąca herbata wylała się prosto na ich
    dłonie. Moira bardzo przepraszała, ale Sandra wiedziała swoje.
    Najbardziej jednak poruszyły dziewczynę wspomnienia lady Cynthii, która, opowiadając
    różne epizody z dzieciństwa Moiry i Colina, napomknęła coś o sankach.
    - Tak, pamiętam - przerwała jej Moira. - Co się z nimi stało? Zdaje się, że dostał je
    Duncan, ale...
    Sandra, która podchodziła właśnie do stolika, na którym stał imbryk z herbatą, odwróciła
    się gwałtownie.
    62
    - Duncan?
    Wszyscy troje popatrzyli na nią zdumieni i w tym momencie dziewczyna uświadomiła
    sobie, że popełniła poważny błąd.
    - Miałam młodszego brata, który miał na imię Duncan - rzuciła gorączkowo. - Umarł w
    wieku zaledwie kilku lat, dlatego tak zareagowałam na to imię.
    - Rozumiem - pokiwał głową Colin. - Nie, zdaje mi się, że sanki nie przetrwały. Rozpadły
    się na kawałki, kiedy nasz Maluch pożyczył je od tego biednego chłopca.
    - Szkoda - rzekła Moira. - Aha, Colin, musisz porozmawiać z Mary, ona...
    Okazja przepadła, teraz już Sandra nie mogła zapytać, kim był Duncan, nie wzbudzając
    przy tym podejrzeń.
    Po wyjściu gości osunęła się na fotel, uświadamiając sobie w pełni, jak bardzo była
    zdenerwowana podczas ich wizyty. Na szczęście wszystko poszło właściwie gładko,
    atmosfera była nie najgorsza...
    Nagle Sandra utkwiła wzrok w ścianie, w miejscu gdzie umieściła rysunki od Duncana.
    Teraz wisiała tam tylko akwarelka przedstawiająca klasztor na wzgórzu.
    Wilk wyjący do księżyca zniknął.
    Nagle przypomniała sobie szelest dartego papieru, który dobiegł ją z salonu, gdy przez
    moment przebywała w sypialni. Które z trojga gości zerwało rysunek ze ściany? I
    dlaczego? Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że nie spadł sam, na ścianie pozostały
    białe rogi arkusza.
    Sandra zdenerwowała się nie na żarty. Jakim prawem to uczyniono? Przecież to był jej
    rysunek, dostała go od Duncana. Bez wielkiej nadziei zaczęła go szukać. Na czworakach
    zaglądała pod meble, nawet pod obrus.
    I znalazła! Zauważyła go za szafą, ale ponieważ nie mogła tam wsunąć dłoni, pomogła
    sobie grzebieniem. Nie powiesiła obrazka z powrotem na ścianie, lecz starannie ukryła.
    Nikt jej go już nie zabierze.
    W myślach odtworzyła sobie raz jeszcze rozmowę przy stole. A więc istniał jakiś Duncan!
     George pożyczył sanki od tego biednego chłopca i zepsuł je...
    Myśli przebiegały jej w głowie jak błyskawice
    63
    Och, ależ jestem niemądra. Przypomniało jej się, jak Duncan powiedział, że zawsze miał
    ochotę usiąść na gzymsie i pomachać nogami. Aobuziak George był na pewno
    bezgranicznie podziwiany przez osieroconego synka Wiliama Halla.
    Pożar pochłonął pięć ofiar lorda Halla, George a, guwernantkę oraz tych dwoje, wdowę
    po Wiliamie Hallu i jej dziecko, którzy spłonęli w sąsiadującym z pałacem budynku. Czy
    ten chłopiec, zapewne młodszy od swego kuzyna George a, to mógł być Duncan?
    Sandra musiała się co do tego upewnić. Ale nie mogła zapytać nikogo z domowników,
    nikomu już nie ufała.
    Nagle doznała olśnienia. Pani Fields! Tak, tylko ona mogła jej pomóc!
    Sandra postanowiła poprosić następnego dnia o wolne popołudnie i odwiedzić w tym
    czasie gadatliwÄ… paniÄ… Fields.
    64
    ROZDZIAA VIII
    Sandra kierowała się wzdłuż plaży w stronę niewielkiej osady, w której mieszkała pani
    Fields. Obłoki mgły znad morza przesuwały się ku lądowi, fale miękko uderzały o piasek.
    Tu i ówdzie ścieżka wiodła przez wydmy.
    Mniej więcej w połowie drogi dziewczyna zorientowała się, że ktoś ją śledzi. Z tyłu
    kilkakrotnie mignęła jej wynurzająca się z oparów mgły szczupła ciemna postać. Osobnik
    ów przez cały czas utrzymywał ten sam odstęp, by nie zostać rozpoznany. Sandra,
    zaniepokojona, przyspieszyła kroku, w końcu zaczęła biec i dopiero na widok pierwszych
    chat rybackich odetchnęła z ulgą.
    Dotarłszy do przytulnego domku pani Fields, była przekonana, że zgubiła swego
    prześladowcę. Sympatyczna kobieta przyjęła ją z radością. Uwielbiała pogawędki, a już
    ze szczególnym sentymentem wspominała lata, kiedy była kucharką w Elms of Goram.
    Przy herbatce i domowych ciasteczkach Sandra musiała jednak najpierw wysłuchać
    szczegółowej relacji gospodyni o nękającym ją reumatyzmie, a także wymienić uwagi na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl