• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    a miał niebawem poznać, rozróżnił operową sylwetkę Claudio Menottiego. Pod gęstą
    kępą korsykańskich sosen dwaj pracownicy Domu rozpalili już hibachi i zastawili słu-
    żącą za stół kłodę drewna szklankami i schłodzonymi butelkami wina. Dalej, wzdłuż
    piaszczysto-kamienistych brzegów jeziora, rosły gęsto jałowce.
    Niedługo potem Jim pił już toast na swoją cześć, okraszony kwiecistą przemową Re-
    snicka.
    Zaraz po toaście Mistrz pociągnął Jima na bok i obaj, przedarłszy się przez jałowce,
    dotarli nad jezioro.
     Powiedz teraz, jak leci.
    Co leci? Aklimatyzacja w Egremont czy sprawa Weinbergera? Nie szukając wykrę-
    tu na podorędziu, jak Mary-Ann, która potrafiła zawsze uciec w swój słodki entuzjazm,
    Jim wybrał drugą ewentualność.
     Mam już dobry kontakt z Nathanem. Tutaj nie napotkałem szczególnych kłopo-
    tów. Ale człowiek ten posiada kilka nieopanowanych obsesji i dopóki sam ich sobie nie
    uświadomi, nie pożegna nas wdzięcznym ukłonem. Trzeba przede wszystkim doprowa-
    dzić do tego, by w pełni oczyścił się z wszelkich motywów, którymi kierował się mor-
    dując Normana Harpera.
    Brzmiało to, zdaniem Jima, względnie optymistycznie.
     Mógłbyś to nieco bardziej sprecyzować?
     W obecnym stadium, nie. Jeśli nie masz, oczywiście, nic przeciw temu. Ubieranie
    45
    już teraz tego w słowa wykrzywiłoby jego własny pogląd na sprawę, nie mówiąc już o
    tym, że mnie też dałoby fałszywy w gruncie rzeczy obraz niego samego.
     Masz rację, Jim. Lecz pozostało naprawdę niewiele czasu. Jemu nie wolno umrzeć...
    tak po prostu!
     Nie odkupiwszy winy? Nie przejmuj się, pozostało jeszcze kilka tygodni. Z kimś,
    kto naprawdę słucha i przejmuje się jego punktem widzenia...
     ...biorąc to wszystko serio? Czy da się to osiągnąć?
     Zapewniam cię, że tak.
     Ale czy to rozsądne  traktować poważnie urojenia?
     Zdarza się, że w naszej pracy traktujemy poważnie czyjeś przekonanie o istnieniu
    życia pozagrobowego  odrzekł Jim.
     Ale to nie dotyczy Weinbergera... prawda?  w głosie Resnicka pojawiły się nut-
    ki podejrzliwości.
     Tego jeszcze nie jestem pewien. Możliwe, że i to wchodzi tutaj w grę.
     Osoba umierająca musi śmiało spojrzeć w oczy prawdzie o śmierci.
     Lecz zwalczanie jego urojeń w obecnym stanie doprowadzi tego człowieka do
    kompletnej alienacji. Utwardzi jego skorupę. Weinberger zupełnie zamknie się w so-
    bie.
    I w tej właśnie chwili Jim upewnił się w kwestii klatki Weinbergera. Klatka nigdy nie
    miała służyć do celów erotycznych i było dokładnie tak, jak twierdził jej twórca. Jim
    podjął też decyzję, co dalej robić.
     Będę traktował Weinbergera w dalszym ciągu poważnie. W ten sposób zrozumie,
    że droga, którą obrał, wiedzie donikąd. Wtedy zawróci i pójdzie drogą prawdy.
     Mam nadzieję, ufam, że pokażemy go społeczeństwu tuż przed samym jego odej-
    ściem jako... jako osobę w pełni odmienioną  Resnick poruszał nerwowo palcami.
     Załatwimy to delikatnie; nie wystąpi u niego żaden uraz ani regres. To wszystko
    przez to, co on zrobił i reperkusje tego czynu, rozumiesz? Wiem, że to sprawa nieco-
    dzienna.
     Jeśli więc jakiś klient zapragnie podzielić się swym doświadczeniem śmierci w
    czasie seminarium, zorganizujemy małą, publiczną ceremonię pojednania, co? W rezul-
    tacie przekształcimy Weinbergera w Normana Harpera. Zajmie po prostu jego miejsce.
    I to stanie się anulowaniem tragedii.
     Do tego szczęśliwego dnia jeszcze daleko.
     Dobrze, Jim. Prowadz sprawę tak jak uważasz, że jest najlepiej. Z mojej strony
    masz carte blanche. Ale jeden warunek: musisz zrobić z Weinbergera to, o czym ci przed
    chwilą mówiłem. To ważne. Norman był ważną figurą i pozbawienie go dobrej śmierci
    przez kogoś będącego pod naszą pieczą...
    Resnick wywijał rękami uwypuklając całe jezioro ważności przedsięwzięcia, a Jim
    46
     wyłączywszy się  spoglądał w przestrzeń. Słońce prawie już zaszło za wzgórza i
    rzeka utraciła swój rtęciowy blask. Rozległa toń jeziora kojarzyła mu się z owym uczu-
    ciem utożsamienia się, stopienia w jedno z bezkresnym oceanem, którego to uczucia
    doznał, gdy tonął. Kiedyś w Gracchus, symulując śmierć, odzyskał na chwilę owo uczu-
    cie szczęścia.
    Czy rzeczywiście pomogę Nathanowi w budowie jego klatki? zastanawiał się. Zamiar
    ten był ze wszech miar dziwaczny i jednocześnie nieco uwłaczający. Było to śmieszne,
    zupełnie jakby współczesny chemik postanowił zbudować aparaturę alchemiczną, by
    przetworzyć ołów w złoto. Było to zaprzeczenie wszystkiego, na czym opierała się idea
    Domów Zmierci.
    Jeśli Nathan niczego nie złowi na swą wędkę, wszystko będzie w porządku. Chyba
    że...
    Igram z ogniem, myślał. Robił to świadomie i z czystej przekory, być może dlatego,
    żeby przeciwstawić się zarozumiałemu Resnickowi, który tak bardzo chciał, by wszyst-
    ko skończyło się po jego myśli.
    Igram z ogniem, bo sam tego chcę.
    Mnie również obrabowano. Obrabowano mnie z szansy swobodnego żeglowania po
    Oceanie Jedności, gdy Mike Mullen, zbyt dobrze symulując śmierć, naprawdę zmarł...
    Czy powinien przekazać Resnickowi pozdrowienia od Bekkera?
     Mam dla ciebie jeszcze paru innych klientów. Chciałbym abyś ich poprowadził
     odezwał się Resnick, zanim Jim zdążył coś powiedzieć.  Mamy tutaj dziecko  je-
    denastoletnią dziewczynkę  przeniesioną ze Szpitala. Rozpoznano u niej leukemię.
    Raka krwi. Wymaga wiele uczucia i zrozumienia, ale jest już niezle przystosowana.
    Jim skinął potakująco głową.
     I kobietę w średnim wieku z poważnym schorzeniem serca. Będzie wdzięczna, gdy
    ją wezmiemy. Poza tym farmer ze stwardnieniem rozsianym... z nim nie powinno być
    najmniejszych kłopotów. Jest jeszcze trzech czy czterech innych, w tym dwóch ochot-
    ników. Też nie sądzę, by mogli nastręczyć ci jakichkolwiek problemów. Toteż będziesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl