• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    go od jego zwykłych zajęć, prosząc, by pomagał jej w White
    Cliffs.
    S
    R
    BiorÄ…c to pod uwagÄ™, jedna fantastyczna noc absolutnie
    nie jest żadnym zadośćuczynieniem.
    Byrne nie odezwał się już ani słowem. Ona też. Siedziała
    spięta, ze wzrokiem wbitym w krajobraz. Ten skrawek Au-
    stralii stał jej się już tak bliski. Poznała każdą wyrwę w dro-
    dze, każdy rozklekotany drewniany mostek przez każdą
    rzeczkę, każdą skałę.
    Pomyślała o swoim mieszkaniu w Sydney. Dwadzieścia
    pięter w górę. Kremowe wykładziny, ściany białe i brązowe,
    kuchnia lśniąca nierdzewną stalą. Aazienka - biały marmur.
    Widok na inne wieżowce, w dali migające światła portu. Wy-
    obraziła sobie siebie, jak siedzi sama i je pałeczkami maka-
    ron z kartonika. Popija kawą latte, którą kupiła w kawiarence
    na parterze. Potem do póznej nocy pracuje przy laptopie.
    Szczerze mówiąc, bardzo rzadko gotowała według wyszu-
    kanych przepisów, którymi chciała zaimponować Byrne'owi.
    Wszystkie skrzętnie wpisywała do komputera, ale jej kuchen-
    ka była nieskazitelnie czysta, bez jednej plamki. Jak w dniu,
    w którym Fiona się wprowadziła. Nigdy nie miała czasu na
    gotowanie.
    Pomyślała o biednym Reksie. Kochany staruszek. Musi
    z tego wyjść. Całe życie tak ciężko pracował, zasłużył sobie
    na długie, szczęśliwe lata na emeryturze. Próbowała też po-
    myśleć o tym, co ją teraz czeka w pracy. Posiedzenia, spotka-
    nia, terminy. Ale to wszystko wydało jej się jakieś obce, dale-
    kie. Nie, nie chciała jeszcze o tym myśleć. Jeszcze nie teraz.
    Minęli jakiś stary drewniany domek. Przed domkiem
    sznurek z powieszonym praniem. Uświadomiła sobie wtedy,
    że dojeżdżają już do Gudawarry. Lotnisko jest na obrzeżach
    S
    R
    miasta, czyli niebawem dojadą na miejsce. Byrne przekaże ją
    w ręce Hansa, pilota. Powiedzą sobie  do widzenia".
    Na tym koniec. A ona tyle chciała mu powiedzieć...
    Odwróciła głowę i spojrzała na jego skupioną, poważną
    twarz.
    - Trudno mi uwierzyć, że nigdy już tu nie przyjadę.
    - Myślałem, że wpadniesz od czasu do czasu. Chyba
    chcesz utrzymać kontakt z Riley.
    - Oczywiście. Dziękuję, że o tym pomyślałeś.
    Wyszło to lodowato. Tak bardzo, że Byrne na moment
    oderwał wzrok od drogi i spojrzał przelotnie na Fionę.
    - Dla Riley będzie to znaczyć bardzo wiele.
    - Dla mnie też. - Zamrugała szybko oczami, starając się
    powstrzymać łzy. - Kiedy... kiedy są jej urodziny?
    Wyraznie zaczął się zastanawiać. Wtedy rzuciła zjadliwie.
    - Och, zapomniałam, że mężczyzni nigdy nie znają daty
    urodzin swoich dzieci!
    - Piętnastego kwietnia.
    - Dzięki. Będę o tym pamiętać.
    Niebawem - stanowczo za szybko - zobaczyła budynek
    z płaskim dachem, w którym znajdowało się biuro lotniska.
    Obok hangary, pas startowy i rękawy lotniskowe. Na samym
    końcu pasa samolot firmy H&M. Gotowy do startu.
    Byrne minÄ…Å‚ znak, oznaczajÄ…cy granicÄ™ miasta Gunda-
    warra i wjechał w jedną z wolnych zatoczek. Zgasił silnik,
    zaciÄ…gnÄ…Å‚ hamulec.
    - Poczekaj... - Fiona, wiedziona impulsem, przykryła je-
    go dłoń swoją. - Byrne, ja nie potrafię tak wyjechać, nie mó-
    wiÄ…c ci szczerze, co czujÄ™.
    S
    R
    Twarz Byrnea stężała.
    - Fiono, wydaje mi się, że...
    - Proszę! Tylko kilka słów. Uważasz, że powinniśmy się
    rozstać. Akceptuję twoją decyzję, nie mam jednak zamiaru
    udawać, że dla mnie wszystko jest w porządku. Nie chcę
    podchodzić do tego jak ty. Z rozsądkiem. Bo ze mną jest
    zupełnie inaczej, Byrne. Zakochałam się. - Głos Fiony był
    niezwykle spokojny. Ani trochę nie drżał. Tylko oczy były
    pełne łez. - Przepraszam. Domyślam się, że wcale nie mia-
    łeś ochoty tego usłyszeć. Ale musiałam ci to powiedzieć.
    Kocham cię. Kocham ciebie i kocham Riley. Zawsze będę
    was kochać.
    Zaraz potem, ponieważ jej wybuch dla nich obojga był
    kłopotliwy, otworzyła drzwi samochodu i wysiadła. Stanęła
    w promieniach palącego słońca. Kiedy ocierała łzy, słysza-
    ła, jak Byrne wysiada z samochodu. %7łwir zachrzęścił. Byrne
    podszedł do bagażnika, żeby wyjąć jej śmiesznie małą torbę.
    Z rzeczami, których większość kupił on sam.
    Wyjął torbę, zamknął bagażnik, żwir znowu zachrzęścił.
    Szedł do Fiony. Wstrzymała oddech. Boże, co ona zro-
    biła! Jak ostatnia egoistka dała ujście swoim emocjom. Ten
    człowiek tyle przez nią wycierpiał, a ona beztrosko na pożeg-
    nanie obarcza go deklaracją dozgonnej miłości.
    - Panno McLaren!
    Po płycie lotniska szedł Hans, pilot learjeta.
    - Witaj, Hans! Powiedz przede wszystkim, jak z Reksem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl