• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    A jakie funkcje pełnił Górniak?
    - Górniak był kapralem rezerwy. Pochodził z Wołynia i służył w dziewiętnastym
    pułku ułanów, U nas w pułku było sporo Niemców - tutejszych: polskich obywateli. W czasie
    mobilizacji dostali skierowanie na wschód, a na ich miejsce przyszli rezerwiści z pułków
    wschodnich. Jednym z nich był właśnie Górniak.
    - Tak, rozumiem. A teraz proszę opowiedzieć o sobie. Od kiedy pan służył w pułku?
    - Od powstania pułku, od stycznia 1919 roku. Nazywał się wówczas 3 Pułk Ułanów
    Wielkopolskich. Wstąpiłem jako osiemnastoletni ochotnik. Nosiliśmy niemieckie zdobyczne
    mundury, ozdobione orzełkami. Tu, w tym rejonie, toczyliśmy walki z freiwilligami. Po
    zawarciu pokoju pułk pozostał w mieście aż do wybuchu wojny. W ciągu tych dwudziestu lal
    dosłużyłem się stopnia starszego wachmistrza, szefa szwadronu u rotmistrza Odrowąża.
    - Można powiedzieć, że jest pan żywą kroniką pułku. Na pewno zna pan wielu ludzi z
    miasta i okolicy?
    - Ba! Znałem, panie poruczniku, wszystkich. A i wielu znało starszego wachmistrza
    Olejnika. Sam pan generał, dowódca brygady, znał mnie z nazwiska.
    - Niech pan wobec tego opowie, jak to było w czasie kampanii jesiennej 1939 roku.
    - U nas się zaczęło już w lipcu. Granica przechodziła wtedy około dziesięciu
    kilometrów od miasta. Kiedy Niemcy zaczęli urządzać prowokacje na granicy, ogłoszono w
    pułku stan alarmowy i kilka plutonów wysłano dla wzmocnienia straży granicznej. Trzeci
    pluton z naszego szwadronu wysłano do wsi Dębowa. Plutonem dowodził porucznik
    Radziejowski, a ja zostałem jego zastępcą. Wie pan co, panie poruczniku, a może byśmy tak
    pojechali do Dębowej. Pokazałbym w terenie, co się tam działo 2 września. To niedaleko
    stąd. Jakieś dwadzieścia kilometrów.
    - Chętnie pojadę - zgodził się porucznik.
    W kilka minut pózniej mknęli szosą w kierunku miasta. Przejechali obok dużych
    bloków z czerwonej cegły.
    - Tu przed wojną były koszary naszego pułku. Wybudowali je Niemcy przed pierwszą
    wojnÄ…. Teraz kawaleria nikomu nic potrzebna. Budynki koszarowe i stajnie zajmuje PZGS na
    magazyny. Pierwsza ulica w prawo, panie kierowco - objaśniał Olejnik.
    Po chwili wyjechali z miasta na szosę, wijącą się w podmokłym lesie dębowym. Było
    pusto: ani śladu pojazdu. Po kilku kilometrach las się skończył. Dojeżdżali do wsi.
    - Zatrzymajmy się tu na chwilę - powiedział Olejnik.
    Warszawa stanęła na niewielkim wzgórzu, odległym około kilometra od wsi.
    - Dziś wieś Dębowa niczym specjalnie nie różni się od innych polskich wsi -
    opowiadał Olejnik. - Ale przed wojną było inaczej. Zrodkiem wsi biegła granica: zachodnia
    część wsi należała do Niemiec, a wschodnia do Polski.
    - Czyżby po zachodniej stronie mieszkali sami Niemcy, a po wschodniej Polacy?
    - Nic. W styczniu i lutym 1919 roku toczyły się tu zacięte walki. Niemcy mieli spory
    garnizon w Gorstadt, o tam, gdzie widać kościół za lasem. - Na zachodzie błyszczała w
    jesiennym słońcu barokowa kopuła. - W czasie tych walk Dębowa przechodziła z rąk do rąk
    kilka razy. W pierwszych dniach lutego freiwilligi z Gorstadt doszli do tego miejsca. Po
    kilkugodzinnej walce udało się nam wyrzucić Niemców za strumień płynący środkiem wsi.
    Na dalszą walkę zabrakło nam sił. Zanim nadeszły posiłki, zawarto rozejm. A jak wiadomo,
    linia przerwania ognia stałą się potem polsko-niemiecką granicą. Tak więc zachodnia część
    wsi nazywała się Eichendorf i należała do Reichu, a wschodnia - Dębowa - należała do
    Polski. Oficjalnie przejścia granicznego tu nie było. tylko tak zwany mały ruch graniczny.
    Było to nieuniknione: po jednej 1 drugiej stronie strumienia mieszkały przemieszane polsko-
    niemieckie rodziny. Bywało tak, że Niemiec mieszkający w Dębowej miał szwagra Polaka w
    niemieckiej części wsi. Lub na odwrót. W tych warunkach trudno się było zorientować, kto
    jest Polakiem, a kto Niemcem. Jedzmy dalej.
    Podjechali do środka wsi, zatrzymując się nad małym strumieniem z przepustem na
    szosie. Po jednej i drugiej stronie strumienia stały takie same zabudowania. Olejnik
    opowiadał dalej:
    - Gdy przybyliśmy tu w lipcu, po drugiej stronie granicy stal pluton niemieckiej
    piechoty. My też się zatrzymaliśmy. Staliśmy w milczeniu z pół godziny. Pierwsi nie
    wytrzymali Niemcy: wycofali się, ale zostawili na środku drogi cekaem z obsługą. To samo
    kazał nam zrobić porucznik Radziejowski. Ustał ruch graniczny, a po obu stronach stały dwa
    wycelowane w siebie cekaemy. Zajęliśmy kwatery w wiosce, dniem i nocą patrolując granicę.
    Pewnego dnia, było to na początku sierpnia, wezwał mnie do siebie porucznik Radziejowski.
     Wachmistrzu - powiedział. - W naszym plutonie jest szpieg! .  Niemożliwe, panie
    poruczniku! - mówię.  Niestety, możliwe. Kilku mieszkańców Dębowej meldowało, że ktoś
    sygnalizuje latarką na drugą stronę. Widziano też polskiego żołnierza przechodzącego w nocy
    granicę. Któż by to mógł być. jak nie szpieg. Musimy wykryć zdrajcę . Nie było wątpliwości,
    że to zdrajca. Musiał to być jeden z tych, co to ni Polak, ni Niemiec... Zależy skąd wiatr
    wieje. A wiadomo, że taki najgorszy. Uprzedziłem kilku pewnych ułanów, żeby mieli otwarte
    oczy. Wśród nich również kaprala Górniaka.
    W końcu sierpnia, już po ogłoszeniu mobilizacji, jeden z ułanów zameldował, że
    podejrzewa o szpiegostwo kaprala Radaca. Podobno kontaktował się z niemieckimi
    gospodarzami. Zameldowałem o tym porucznikowi Radziejowskiemu, a następnego dnia nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl