• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    młodszymi braćmi, o których mówił „maluchy”, mieszkają w
    Paddington. Ania, której się zdawało, że Paddington jest nazwą
    dworca kolejowego, była bardzo zdziwiona, dopóki jej nie
    wytłumaczył, że jest to również dzielnica Londynu, pełna ulic,
    38
    domów i sklepów. Wcale się nie wyśmiewał z jej głupoty, co
    naprawdę byłoby zrozumiałe, tylko bardzo wesoło i przyjaźnie
    zaczął jej opowiadać, jak dobrze im się wszystkim żyje - jemu,
    matce, „maluchom” - w mieszkaniu na najwyższym piętrze
    biurowca. Jego matka jest dozorczynią, powiedział, więc po
    godzinach pracy, kiedy biura są zamknięte, on i jego bracia
    bawią się w pustych korytarzach, jakby to były boiska szkolne -
    te korytarze ciągną się dosłownie milami, powiedział z
    żartobliwą przesadą, i wobec tego urządzają tam sobie wyścigi
    na hulajnogach.
    - Naturalnie hulajnogi należą do maluchów - dodał
    wyniośle. - Chyba nie wyobrażasz sobie, że ja w moim wieku
    chciałbym mieć hulajnogę?
    Jest im pewnie bardzo wesoło, pomyślała tęsknie Ania i
    opowiedziała chłopcu o Kici, która najchętniej bawi się sama w
    udawanie, i o swoich koleżankach szkolnych, których brak
    bardzo boleśnie odczuwa.
    Jej nowy przyjaciel (okazało się, że na imię ma Larry, a na
    nazwisko Masters) powiedział, że ją doskonale rozumie i że to
    naprawdę pech, ale głowa do góry. Dodał z wyrozumiałością,
    że maluchy dawniej też były strasznie głupiutkie i że Kicia z
    czasem zacznie się bawić w rozsądniejsze zabawy.
    Zanim pociąg stanął na Baker Street, Ania wiedziała już
    bardzo dużo o Larrym. Był starszy od niej dokładnie o sześć
    miesięcy. Do jego ulubionych przedmiotów w szkole należała
    arytmetyka i angielski, ale „nie miał też nic naprzeciw” fizyce i
    - rzecz dziwna - oboje byli okropnie słabi z francuskiego, oboje
    nienawidzili rozwiązywania krzyżówek i przepadali za cyrkiem.
    Prawdę mówiąc usta im się nie zamykały, dopóki nie wyszli ze
    stacji i nie przekonali się, że Ania musi skręcić w jedną, a Larry
    w drugą ulicę.
    - To tędy idzie się do Paddington? - spytała Ania, kiedy
    stali przed stacją.
    39
    - Co ty! Nie idę do domu. Idę na próbę... taki serial
    radiowy, w którym występuję.
    - Występujesz?!
    Zdarzało się, że kiedy Ania była bardzo podniecona, głos
    załamywał jej się i zaczynała skrzeczeć. Zawsze słuchała radia
    o piątej po południu i przepadała za serialami radiowymi.
    - Ale chyba nie w „Małych rozbitkach”?
    - Hm, właśnie tak się ta sztuka nazywa. Szósty odcinek
    nadadzą w poniedziałek o piątej piętnaście. Mam tu przy sobie
    tekst - powiedział Larry stukając palcem w tekturową teczkę,
    którą niósł pod pachą.
    Mówił to wszystko tonem tak obojętnym, że Anię aż
    zatkało. Nie opuściła dotąd ani jednego odcinka „Rozbitków”,
    ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że pozna kogoś, czyj
    głos słyszała przez radio. Była to historia niesłychanie
    podniecająca, chociaż Larry zupełnie inaczej zapatrywał się na
    sprawę. Kiedy wykrzyknęła:
    - Naturalnie! Ty jesteś Jim... to ty zrobiłeś tratwę i
    znalazłeś wiosła zatopionej łodzi! - uśmiechnął się tylko i
    powiedział, że owszem, facet, który napisał sztukę, tak to
    wykombinował i nie ma w tym żadnej jego, Larry'ego, zasługi.
    A potem w taki sposób wyszczerzył do niej zęby, jakby mu się
    Ania wydała strasznie komiczna. Na szczęście w jego uśmiechu
    było coś, co innym też kazało się uśmiechać, więc Ania wcale
    nie miała mu za złe, że się z niej nabija. W ogóle rozmowa z
    Larrym sprawiła jej tyle przyjemności, że kiedy się pożegnali,
    bo Larry oznajmił, że nie wolno mu się spóźnić na próbę, i Ania
    jeszcze raz podziękowała za kupienie biletu, i każde z nich
    poszło w swoją stronę, Ani zrobiło się nagle strasznie smutno.
    Był naprawdę miłym, przyjaznym chłopcem. Zanim się poznali,
    Ania prawie zapomniała, jaka to radość przebywać z kimś, kto
    jest jej rówieśnikiem, zamiast z Kicią. Zresztą Kicia często była
    40
    tak zajęta panią Rawlings, że nie bardzo słyszała, co się do niej
    mówi.
    Kiedy w końcu dotarła „Pod Pierożek z Wiśniami”,
    mocno spóźniona, bo straciła mnóstwo czasu zastanawiając się,
    w jaki sposób wrócić do domu, Zofia stała za kontuarem i
    pakowała ciasto zrobione na zamówienie.
    - Trochę późno wracasz, nie wydaje ci się? Kicia i Klocia
    zjadły obiad trzy kwadranse temu i Klocia tam na górze szaleje,
    że cię spotkało coś złego - powiedziała Zofia, kiedy ciasto
    zostało wyniesione do czekającego samochodu. - Biegnij teraz
    do niej, niech cię zobaczy całą i zdrową... była pewna, że
    wpadłaś pod samochód. Potem wróć, a jak zjesz obiad,
    opowiesz mi, co przeskrobałaś.
    To jest takie u Zofii miłe, pomyślała Ania. Nie wpada
    zaraz w złość, jak się ktoś spóźni, i nie zaczyna od zadawania [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl