• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    okienko znajdujące się w sąsiedniej ścianie. Nacisnął spust, zatykając sobie
    prawe ucho lewą ręką, padł strzał. Z powagą zaczął nabijać pistolet w
    oczekiwaniu na nowego gościa.
    Colin czekał stojąc, dopóki dzwonek nie nakazał woznemu wprowadzić go
    do biura dyrektora.
    Poszedł za nim przez długi korytarz o wzniesionych zakrętach. Zciany na
    zakrętach pozostawały równoległe do podłogi, a co za tym idzie nachylały się
    pod dodatkowym kątem i trzeba było iść bardzo szybko, żeby zachować
    równowagę. Nim zdał sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje, znalazł się przed
    dyrektorem. Posłusznie usiadł w narowistym fotelu, który stanął dęba pod jego
    ciężarem i uspokoił się dopiero pod władczym gestem swojego pana.
     No i co?...  mruknÄ…Å‚ dyrektor.
     No i jestem!...  odparł Colin.
     Co pan umie robić?  zapytał dyrektor.
     Mam podstawy...  powiedział Colin.
     To znaczy  powiedział dyrektor  czemu poświęca pan swój czas?
     Jeśli chodzi o jaśniejszą część mojego czasu, staram się ją zaciemniać.
     Dlaczego?  ciszej zapytał dyrektor.
     Bo dużo światła mnie drażni  powiedział Colin.
     Ach!... Uhum!...  wymamrotał dyrektor.  Wie pan, na jakie
    stanowisko potrzebujemy kogoÅ›?
     Nie  odrzekł Colin.
     Ja też nie...  powiedział dyrektor.  Muszę zapytać mojego
    wicedyrektora. Ale nie wydaje mi się, aby mógł pan podołać na tym stanowisku.
     Dlaczego?  zapytał z kolei Colin.
     Nie wiem...  powiedział dyrektor.
    Wyglądał na zmartwionego i cofnął się nieco z fotelem.
     Niech pan się nie zbliża!...  zawołał gwałtownie.
     Ale... nawet nie drgnąłem...  powiedział Colin.
     Tak... tak...  wymamrotał dyrektor.  To tak się mówi... A pózniej...
    Nieufnie nachylił się nad biurkiem nie spuszczając Colina z oczu, podniósł
    słuchawkę i potrząsnął nią energicznie.
     Halo!  wrzasnÄ…Å‚.  Do mnie, natychmiast!...
    Odłożył słuchawkę na miejsce i dalej podejrzliwie obserwował Colina.
     Ile pan ma lat?  zapytał.
     Dwadzieścia jeden...  odpowiedział Colin.
     Tak właśnie myślałem...  bąknął ten z naprzeciwka.
    Zapukano do drzwi.
     Wejść!  wrzasnął dyrektor i twarz mu rozjaśniała.
    Do biura wszedł mężczyzna zniszczony przez ciągłe wdychanie
    papierowego pyłu. Jego oskrzela, jak łatwo dało się odgadnąć, były zapchane po
    czubki zreperowaną masą celulozo-wą. Pod pachą niósł segregator.
     Połamał pan krzesło  powiedział dyrektor.
     Tak  przyznał wicedyrektor.
    Położył segregator na stole.
     Można je naprawić, wie pan...
    Odwrócił się do Colina.
     Umie pan naprawiać krzesła?
     Sądzę...  powiedział zdezorientowany Colin.  Czy to trudne?
     Ja zużyłem  zapewnił wicedyrektor  ze trzy słoiki kleju biurowego i
    nic z tego.
     Zapłaci pan za nie!  zawołał dyrektor.  Obetnę panu z pensji...
     Ja już obciąłem mojej sekretarce  powiedział wicedyrektor.  Nie
    ma się czym przejmować, szefie.
     Czy  zapytał nieśmiało Colin  potrzebujecie kogoś właśnie do
    reperowania krzeseł?
     Pewnie!  powiedział dyrektor.
     Ja już dobrze nie pamiętam  rzekł wicedyrektor
     Ale pan nie może naprawić krzesła...
     Dlaczego?  zapytał Colin.
     Po prostu dlatego, że nie  powiedział wicedyrektor.
     Ciekaw jestem  zapytał dyrektor  dlaczego tak pan uważa?
     Głównie dlatego, że te krzesła nie dają się naprawić, i w ogóle dlatego,
    że on nie sprawia wrażenia, że mógłby zreperować krzesło.
     A co wspólnego ma krzesło z pracą w biurze?  zapytał Colin.
     Może będzie pan siedział na ziemi, żeby pracować?  zakpił dyrektor.
     Chyba niezbyt często pan pracuje  dołożył od siebie wicedyrektor.
     Ja panu powiem  zawołał dyrektor  pan jesteś próżniak!...
     O właśnie... próżniak...  przytaknął wicedyrektor.
     My  powiedział dyrektor  w żadnym wypadku nie możemy
    zatrudnić próżnia-ka!...
     Zwłaszcza że nie mamy dla niego żadnej pracy  powiedział
    wicedyrektor.
     Przecież to całkiem nielogiczne  powiedział Colin, ogłuszony ich
    biurowymi głosami.
     Dlaczego nielogiczne, co?  zapytał dyrektor.
     Dlatego  wyjaśnił Colin  że jeśli już coś dawać próżniakowi, to na
    pewno nie pracÄ™.
     Ach tak  powiedział wicedyrektor  czyli chce pan zastąpić
    dyrektora?
    Ten ostatni na samą myśl wybuchnął śmiechem.
     A to świetne!...  zawołał.
    Twarz mu spochmurniała i jeszcze kawałek cofnął fotel.
     Wyprowadzić go...  powiedział do wicedyrektora.  Teraz już wiem,
    po co przyszedł... Dalej, żwawo!... Wynocha, guzdrało!  ryknął.
    Wicedyrektor rzucił się w stronę Colina, lecz ten złapał pozostawiony na
    stole segregator.
     Jeśli mnie tkniesz...  powiedział.
    Powoli cofał się do drzwi.
     Wynoś się. Wysłanniku Satyna!
     Ale z pana kutas złamany  powiedział Colin i nacisnął klamkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl