• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    zachorował na malarię, i jak się zdaje, nie pokaże się więcej do końca podróży. Tak
    czy owak, jesteśmy pozbawieni przedmiotów pierwszej potrzeby i omlet musimy
    jeść wprost z patelni. Dowiedziawszy się o tym zdarzeniu, zmarszczyłem brwi i
    powiedziałem do siebie, ale dosyć głośno i mądrze, jakby mi zależało, aby ktoś
    słyszał: Aha, no tak to bardzo mądre. Bardzo dobrze pomyślane. Jest to znana w
    medycynie choroba, polegająca na pewnym zacietrzewieniu jest to, wyrażając się
    naukowo, specyficzny  tuman , zrodzony z pewnego nieopanowania jest to pewna
    rozkosz czerpana z niedoskonałości zmysłów i z pomyłek instynktu zaślepionego
    zbytnią żarłocznością, niejakie, można by powiedzieć, urzeczenie automatyzmem,
    słowem choroba poniekąd automatyczna, wynikająca z zastosowania wielkich,
    powszechnych sił ciążenia, wyrzutu i głodu do gry w ciuciubabkę. A przy tym jak
    też te przedmioty będą dolegały w brzuchu? Po chwili jednak muskuły twarzy mi
    zelżały, ukazała się na niej okropna beznadziejna głupota i rzekłem ciszej: O, Boże!
    Dobrze, ale dlaczego tak głupio? Dlaczego tak głupio, jałowo, ciągle, bez przerwy,
    bez jednej chwili wypoczynku, dlaczego tak jakoś głupio mądrze, i mądrze głupio?
    Ktoś tu się mądrzy i ktoś wygłupia, o Boże, ześlij choć z pięć minut przerwy. I
    pozwoliłem sobie dodać nawet: Jestem jak w ciemnym lesie, gdzie cudaczne
    kształty drzew, upierzenie i jazgot ptaków wabią i śmieszą dziwną maskaradą, lecz z
    głębi dochodzi daleki ryk lwa, kłus bawołu i skradający się krok jaguara.
    2
     Banbury posuwa siÄ™ coraz wolniej. SÅ‚onko przygrzewa coraz silniej,
    roztopiona smoła kapie z boków okrętu do morza, morze jest szafirowe, a woda,
    użyta do szorowania pokładu, paruje prosto w również szafirowe niebo. Kapitan
    Clarke ukazał się na mostku kapitańskim, oblizał palec i rzekł:
    Jakbym wiedział bryza ustaje. A bardzo możliwe, że będziemy mieli wiatr
    przeciwny. Panie Smith, każ pan założyć boczny kliwer. Na tym szlaku zawsze tak
    zawsze, czy do Valparaiso, czy z Valparaiso, wiatr przeciwny. I to siÄ™ nazywa
    żegluga? To jest żegluga! To ma być żegluga wrzeszczał rozzłoszczony.
    Stadko delfinów nie odstępuje rufy. Nie chcą one mięsa jedynym ich
    marzeniem jest podrapać się trochę o ster okrętu, gdyż cierpią strasznie wskutek
    wodnych wszy. Nie zawsze trafia im siÄ™ taka gratka twardy przedmiot w bezkresie
    wód, o który można się potrzeć. Często tygodniami całymi płyną przez ocean w
    poszukiwaniu takiego przedmiotu. Nie widzą jednak tego, że okręt, chodz bardzo
    wolno, przecież posuwa się naprzód i wiecznie chybiają kant steru o parę cali.
    Nieszczęśliwe ryby nie rozumiejąc przyczyny, wciąż powtarzają manewr
    bezskutecznie.
    Na kawałku papieru zanotowałem co następuje:  Uważam, że tego trochę za
    dużo. Delfiny chybiające kant steru, szczury gryzące własne ogony, marynarze,
    którzy wpatrują się we własne nogi i odginają zgięte grzbiety, pelikany kłujące
    grzbiety wielorybów, kapitan kłujący się szpilką z porucznikiem, wieloryby nie
    mogące wzlecieć nad wodę, ryby latające, które natomiast nadymają się tak dalece, iż
    woda nie wytrzymując napięcia, wyrzuca je ze strachu w powietrze to jest
    stanowczo zbyt monotonne. Przypuszczam, że można by od czasu do czasu pokazać
    coś innego. Gdybym wiedział, że tak będzie, nigdy bym nie wybierał się w podróż.
    Nie zawadziłoby trochę więcej taktu. Powtarzać wciąż w kółko jedno i to samo, to
    jest stawianie kropki nad i, zupełnie zbędne, jeszcze się kto domyśli.
     Widoki zresztą jak widoki, ale ze strony kapitana i Smitha zachodzi już
    rażący brak taktu, te nogi i te szelki niemożliwe, a gorzej jeszcze z rozmowami. Co
    mają znaczyć przepraszam te zwierzenia?  My żeglarze co znaczy  my
    żeglarze ? Kto tu się chce  kołysać , co znaczy  pęd i  pożerczość , co znaczy
     nuda i to, że  ponosi ? Ja wcale nie jestem ciekawy. To było wyraznie pite do mnie
    to wszystko pijacy. To pijacy i ludzie o fatalnych skłonnościach, o zakład, kokainiści
    albo morfiniści, zepsuci doszczętnie gdzieś w jakimś Pernambuco. Nie będę więcej z
    nimi rozmawiał. Nie jestem żeglarzem i nie chcę mieć do czynienia z żeglarską
     fantazją kapitana i z jego marynarską  śmiałością . Postaram się oględnie (gdyż
    jednak skarpetka wciąż jest opuszczona) rozluznić nasze stosunki. Również i Smitha
    z jego pomysłami i świderkiem osadzę na miejscu. To nie racja, że powiedziałem o
    poduszce albo o latającej rybie (czasem oczywiście coś musi się wypsnąć, skoro
    nagabują), aby zaraz ogłaszać mię  starym żeglarzem i wtajemniczać we wszystko,
    czy ja chcÄ™, czy nie chcÄ™.
     Przyznam się, że wyobrażałem sobie życie na statku zupełnie inaczej. A to
    jakieś bajorko. Nie ma żadnego przewiewu.
    Liczyłem na słony zapach morza, przestrzeni etc., o ileż zdrowszy od
    lądowych zaduchów, a tu tymczasem, widzę, ciasno ciasno, natrętnie i w dodatku
    jakieś małpowanie. Przede wszystkim nie ma za grosz taktu. Przedwczoraj, nie chcąc
    kontynuować dłużej rozmowy z Clarkiem, wróciłem do kajuty, ale jakiś duży robak,
    zdaje się skorpion, wylazł ze szpary w podłodze, przyglądał mi się czas jakiś,
    poruszając wąsikami, a potem ni stąd ni zowąd zwinął się w kłębek i zastrzyknął
    sobie wszystek jad odwłoka popełniając samobójstwo. Słyszałem, że jest to na
    porządku dziennym u tych błonkoskrzydłych. Ale dlaczego wybrał się z tym do
    mnie? Czy nie mógł załatwić się w szparze? Udałem, że nie widzę. Na lądzie też
    widuje się czasem psy albo konie, ale przecież jest większa dyskrecja i nikt nie będzie
    wyłaził specjalnie do kogoś, żeby mu pokazać.
     Obyśmy jak najprędzej dopłynęli do Valparaiso. Czy tylko dopłyniemy do
    Valparaiso? Nie wiem, może to zresztą jest normalne i przewidziane rozkładem
    jazdy ja nie znam się na gwiazdozbiorach i nie umiem posługiwać się sekstansem,
    ani kompasem, lecz jeśli konstelacja (jak się zdaje) jest nieprzychylna, a nawet małpio
    złośliwa jakaś, i weszliśmy w niedobry znak Barana, albo Koziorożca, to zdaniem
    moim kapitan i Smith zanadto rzucają się i pozwalają sobie. Ja zawsze bałem się tej
    oficerskiej, marynarskiej fantazji, co to na nic nie zważać, tylko za mordę i po
    kawalersku kawalerska fantazja i kawalerska jazda. Trzeba czasem przycichnąć,
    przeczekać. Trzeba wiedzieć, kiedy i co. Tu jest ciasno, zupełnie jak w pudełku i
    może wyniknąć jaki skandal, twarze marynarzy nie podobają mi się, choć widuję
    tylko ich grzbiety.
    Napisawszy to, spaliłem czym prędzej papier nad świecą. Potem wziąłem
    kawałek papieru i dopisałem jeszcze.  Tak, twarze marynarzy nie podobają mi się,
    choć widuję tylko ich grzbiety. Grzbiety, oczywista rzecz, są potulne i zestrachane,
    jak to zwykle grzbiety, ale wieczorami dochodzi mię przez podłogę kajuty spod
    pokładu jednostajne, natrętne brzęczenie, ni to szum rojowiska owadów. Szum ten
    pochodzi od marynarzy. A zatem Smith trzyma ich za mordę w dzień, ale nie w
    nocy. Czy chrapią? Czy mówią? A jeśli mówią, to o czym mogą mówić, i czy
    przypadkiem nie zanadto plotkują, jak to się zdarza w czasie długich morskich
    podróży. Możliwe bowiem, że z nudów rozpowiadają sobie jakieś rozwlekłe,
    niestworzone historie, w których nie ma ani słowa prawdy. Smith wspomniał mi
    przecież to są obieżyświaty, stare portowe wygi i na pewno tam niemało nasłuchali
    się w życiu. Znałem jednego takiego opowiadał on zawsze z wielką uciechą, że w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl