• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rodziców - odparła Beatrice. - Na przedmieśdach Minnea-
    polis. Szliśmy tam z ojcem, kiedy chdał w jakiś sposób mnie
    nagrodzić. No wiesz, za dobre oceny w szkole czy za jakiś
    szczególnie udany występ.
    - Kiedy zaczęłaś śpiewać? - zapytał Johann.
    - Kiedy się urodziłam - odrzekła zakonnica. Johann usły-
    szał, że się śmieje. Pomyślał, że bardzo chdałby móc
    widzieć teraz jej twarz.
    - Przed nami widać jakieś światło - odezwała się nagle
    Beatrice.
    Johann odwródł się i stwierdził, że światło przybliża się
    bardzo szybko. Kiedy wypłynęli z tunelu, przekonał się, że
    ich kanał zamienił się w rzekę, na której brzegach było
    widać piętrzące się wysokie brunatne skały. Nad skałami i
    nad rzeką ujrzeli coś, co przypominało błękitne, bezchmurne
    niebo. Dopiero wtedy zdali sobie w pełni sprawę z ogromu
    sferycznego świata, w którym się znalezli.
    Zanim otaczające ich skały zaczęły się zmieniać, pokonali
    kilka zakrętów rzeki. Po następnym zakręcie stwierdzili, że
    ich rzeka staje się jeszcze szersza. Kamienne śdany po
    prawej stronie Beatrice zamieniły się w skalisty płaskowyż,
    na którym tylko od czasu do czasu można było dostrzec
    pojedyncze ogromne głazy. Nieco dalej w dole rzeki
    płaskowyż się cofnął,
    a na samym brzegu pojawił się brązowy piasek. Za
    piaszczystą plażą było widać łagodnie wznoszące się
    skaliste wzgórza, pełne formacji skalnych przypominających
    krajobraz połu-dniowo-zachodnich regionów Ameryki
    Północnej.
    Widok był naprawdę fascynujący. Wysoko nad ich głowa-
    mi, nieco z tyłu, świeciło pojedyncze, bardzo silne zródło
    światła. Ocieniwszy dłonią oczy, Johann starał się spojrzeć
    na to fałszywe słońce świecące na błękitnym niebie, ale
    blask był tak intensywny, że nie mógł na nie patrzeć.
    Krajobraz po lewej ręce Beatrice nie uległ żadnej zmianie.
    Nadal dominowały tam brunatne, wysokie i bardzo strome
    skały. Po następnym zakręcie koryto rzeki rozdzieliło się na
    dwa węższe, a w oddali po prawej stronie pojawiła się
    samotna wysoka góra z wierzchołkiem pokrytym śniegiem.
    Kilka kilometrów za nią było widać całe pasmo
    zapierających dech, poszarpanych, dzikich górskich
    szczytów, pomalowanych na taki sam śnieżny kolor. Ich
    obecność stanowiła radość dla oczu. Na pierwszym planie,
    przed łańcuchem gór, pojawiły się różne formacje skalne,
    tak piękne, jakby ukształtowane ręką prawdziwego artysty.
    - Mam wrażenie, że do pełni szczęścia brakuje nam tylko
    muzyki z symfonii  Z nowego świata" Dvoraka - odezwała
    się Beatrice, przerywając długą dszę.
    - Słyszę ją w głowie - oznajmił Johann.
    Obserwował widoki po lewej stronie, czując, jak narasta
    ból ściskający mu serce. Niezrównane piękno krajobrazu
    kojarzyło się z Ziemią. Był świadom przeszywającej go
    tęsknoty za tym, by zobaczyć ją jeszcze chociaż raz w żydu.
    - Napracowali siÄ™ co niemiara, nie sÄ…dzisz, brade Johan-
    nie? - zapytała go Beatrice.
    - Tak - powiedział. - Bez względu na to, kim są. Ich
    odnoga rzeki rozdzieliła się na trzy kanały, a łódka
    skierowała się do środkowego, najwęższego, i kiedy dwa
    pozostałe zniknęły im z oczu, wślizgnęła się do mrocznego
    tunelu.
    - Czy nie chce d się pić? - zapytała Beatrice, kiedy płynęli
    w ciemnościach przez mniej więcej pięć minut.
    - Trochę - odrzekł Johann.
    Zaczęli nieporadnie gmerać w koszu, śmiejąc się z samych
    siebie, ale w końcu Beatrice trafiła na jedno z naczyń z
    wodÄ…
    i wręczyła je Johannowi. Mężczyzna zaczął ssać płyn z tuby
    i po chwili poczuł w ustach ożywczą wodę. Po kilku następ-
    nych sekundach wypłynęli z tunelu i stwierdzili, że znajdują
    się w zupełnie innym świecie.
    Po prawej ręce Beatrice, jak okiem sięgnąć, dągnęła się
    lazurowa, spokojna tafla wody. Zamiast horyzontu było jed-
    nak widać demną śdanę. Brzeg po lewej stronie był
    trawiastą i łagodnie opadającą ku rzece łąką. Oprócz trawy
    rosły na niej drzewa i kwiaty. W oddali było widać kilka
    niewysokich, zielonych pagórków.
    - Posłuchaj - odezwała się nagle Beatrice. - Czy słyszysz,
    jak śpiewają ptaki?
    Ich łódka płynęła teraz coraz wolniej i zbliżała się do
    lewego brzegu. Johann stwierdził, że naprawdę słyszy
    dzwięki przypominające mu śpiew ptaków. Mógł nawet
    odróżnić co najmniej trzy czy cztery szczebioty i ćwierkania.
    - Jakim cudem...? - zaczął pytać.
    - Spójrz, Johannie, tam, pod tamtymi drzewami - przerwała
    mu Beatrice. - Czy widzisz wiewiórki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl