• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    motywacjach, jeśli chodzi o seks? - zapytał.
    Beth nie stała już w progu, skąd mogła jeszcze
    uciec, tylko usiadła obok niego na krześle.
    - Oczywiście, że tak - odrzekła, głaszcząc chłop-
    S
    R
    ca. Czy to była wymówka, by nie patrzeć na byłego
    męża? - Czysto fizyczny związek jest w porządku,
    jeżeli obie strony akceptują sytuację - czyli to, że będą
    dawać i dostawać tylko fizyczną rozkosz. Jeżeli jednak
    pojawiają się wątpliwości, jeżeli strony się nie dogada-
    ły, nie przedyskutowały, do czego to może prowadzić,
    robi siÄ™ niebezpiecznie.
    - Przemawia przez ciebie doświadczenie?
    - Moje jedyne doświadczenie łączy się z tobą - od-
    parła cicho - więc w pewnym sensie mówię z do-
    świadczenia. Weszłam w ten związek, myśląc, że to
    nic więcej poza pożądaniem i chociaż nie rozmawia-
    liśmy o tym, byłam pewna, że ty jesteś tego samego
    zdania. %7łe połączyła nas tak zwana chemia. Pochodzi-
    my z tak różnych światów, że naprawdę nie sądziłam,
    żeby łączyło nas coś poza seksem. Moja ciąża...
    - Wzruszyła z rezygnacją ramionami. - Kto wie, co
    mogło się zdarzyć?
    Przeniosła spojrzenie na dziecko. Tak jest lepiej, bo
    Angus nie miał pojęcia, co powiedzieć. Ona ma rację,
    pochodzą z różnych światów.
    Nie potrafił wyrazić słowami, co czuł, kiedy zaczął
    się ich romans, nie pamiętał nic poza pożądaniem
    i potrzebą bycia z Beth, i dziwną melancholią, która
    ogarniała go, gdy jej nie było...
    - Tutaj jesteś, Beth. - Marcia stanęła w drzwiach. -
    Charles kazał ci przekazać, że Lily odzyskała przy-
    tomność. Jest słaba, ale rozmawiała z nim i z Jill.
    - To bardzo dobra wiadomość - odparła Beth. -
    A Jack wrócił do domku kolonijnego. Zastanawiam
    się, czy nie za wcześnie podnieśliśmy alarm. Dwoje
    S
    R
    dorosłych pacjentów czuło się całkiem niezle, jak do
    nich zaglądałam, i tylko stan Danny'ego wciąż budzi
    obawy.
    - W takiej sytuacji nic nie dzieje się za wcześnie
    - rzekł Angus, zadowolony, że może zmienić temat
    i zająć się terazniejszością. Z takim problemem sobie
    poradzi, a emocje to zupełnie inna bajka. - Skoro
    mamy jednego czy dwójkę chorych i padłe ptaki, może
    się wydawać, że panikujemy, ale było pięcioro cho-
    rych. To dobrze, że zarządziliśmy kwarantannę i dal-
    sze badania.
    - Więc przenośne laboratorium i kabina do dekon-
    taminacji przyjadą do nas jutro? - spytała Beth, a po-
    tem zerknęła na zegar. - A raczej dzisiaj?
    - Tak - potwierdził. - Coś wywołało tę chorobę,
    a jeśli nie ptaki, to co? Poza tym musimy się dowie-
    dzieć, dlaczego ptaki padają. Spotkałem niejakiego
    Grubby'ego, miał cały worek martwych ptaków.
    - I jak tu zaufać Grubby'emu? - odezwała się Mar-
    cia. - Na pewno nie miał maski ani rękawiczek.
    - Nie, ale ma za to interesujÄ…cÄ… teoriÄ™. Dzwoni-
    Å‚em do ornitologa z pytaniem, czy da siÄ™ jÄ… jakoÅ›
    sprawdzić.
    - Ale dopiero, jak dostaniemy laboratorium - rzek-
    ła Beth, zirytowana, że na myśl o grożącym Angusowi
    niebezpieczeństwie wpada w panikę.
    I ona twierdzi, że jest dojrzała?
    - To bardzo ekscytujące, prawda? - zauważyła
    Marcia. - Zupełnie jak w telewizji, kiedy pokazują,
    jak ktoś wysyła komuś biały proszek i wszyscy myślą,
    że to wąglik.
    S
    R
    - Nie wiem, czy słowo ekscytujące jest właściwe
    - odparła Beth. - Spójrz na Robbiego, on nie jest pod-
    ekscytowany, jego mama na pewno też nie.
    - Och, rozmawiałam z nią. Powiedziałam jej, że
    drugi chłopiec ma się lepiej i że Lily ma już najgor-
    sze za sobą, a Robbie śpi spokojnie. Sądzę, że przywy-
    kła jakoś do jego choroby, więc tak bardzo się nie
    denerwuje.
    Angus chyba odgadł, co Beth miała na końcu języ-
    ka, bo położył jej rękę na ramieniu. Chciała powie-
    dzieć Marcii, że dla rodzica niepełnosprawnego dziec-
    ka najlżejsza choroba to ogromny stres.
    - Tak, chyba jest z nim lepiej - stwierdził Angus.
    Teraz, kiedy Beth całą uwagę przeniosła na dziec-
    ko, zdała sobie sprawę, że Robbie śpi spokojniej.
    - Nie musisz tutaj siedzieć całą noc - rzekła Mar-
    cia. - %7ładne z was nie musi - dodała z uśmiechem.
    - Dam ci znać, Beth, gdyby zaczął się rzucać.
    Po tych słowach wyszła, ale najpierw posłała im
    wymowny uśmiech, który powinien zirytować Beth,
    a tymczasem ją zasmucił. Ale tylko na chwilę. Piesz-
    czoty z Angusem przypomniały jej, że byli dobranymi
    kochankami, a jej ciało dało znać o swoich potrzebach.
    Tęskniło za rozkoszą, którą tylko Angus mógł jej
    ofiarować.
    Czy stałoby się coś złego, gdyby jeszcze raz tego
    doświadczyła? Jasne, że nie.
    Ale czy może kochać się z Angusem, jeżeli on nie
    zdaje sobie sprawy z jej miłości do niego?
    Oczywiście, że tak. Czyż nie kryła się z tą miłością
    przez wszystkie lata małżeństwa? Czy nie powstrzy-
    S
    R
    mywała się przed wypowiedzeniem pewnych słów,
    wiedząc, że dla niego brzmiałyby dziwacznie, że ich
    nie oczekiwał?
    I czy nie jest teraz o wiele dojrzalsza? Zdolna pora-
    dzić sobie z taką sytuacją?
    Poza tym, czy nie lepiej wspominać kiedyś romans
    z Angusem - czysto fizyczny, oczywiście - niż roz-
    pacz, którą przeżywała po rozstaniu? Przestraszona
    i zarazem podniecona swymi dywagacjami, wzięła głę-
    boki oddech.
    - Pojedziemy do mnie? - zwróciła się do mężczyz-
    ny, który chwilę wcześniej wzbudził w niej złość.
    - Zwariowałaś? - burknął cicho, żeby nie zbudzić
    dziecka, a mimo to przekazać swój szok i oburzenie.
    - Po co? %7łebyśmy znowu prawie się kochali?
    Wzruszyła ramionami, zacisnęła kciuki na szczęś-
    cie i powiedziała najspokojniej, jak potrafiła:
    - Raczej po to, żebyś mógł spędzić tutaj resztę
    nocy i być na miejscu rano. W końcu o to ci chodziło.
    A jeśli zaczniemy się znów kochać, możemy skoń-
    czyć. - Czy głos jej zadrżał? Czy jej niepokój był
    widoczny? - Ja jestem tutaj szefem. Wiem, gdzie sÄ…
    prezerwatywy.
    Angus patrzył na nią osłupiały. Powinien poczuć się
    obrażony jej słowami, a jednak zbyt go zaskoczyło, że
    powiedziała to wstydliwa i naiwna Beth.
    - Dopiero co mówiłaś, że trzeba mieć dobry po-
    wód, żeby zaczynać romans. Czy resztki pożądania,
    jakie łączyło nas w małżeństwie, to nie za mało?
    Ku jego zdziwieniu Beth się uśmiechnęła.
    - Myślałam, że to najlepszy powód do romansu.
    S
    R
    %7ładnych zobowiązań. Rozmawiamy o tym, więc nie
    działamy impulsywnie. Oboje wiemy, że to nie ma
    przyszłości, bo ty wyjedziesz po zakończeniu konfe-
    rencji albo odwołaniu kwarantanny, a ja tu zostanę.
    Nie wiedział, co robić. Ciało kazało mu zgodzić się
    z Beth, przyjąć jej zaproszenie i zaakceptować jej
    analizę sytuacji. Rozum nie był przekonany, czy to
    naprawdÄ™ Beth, czy ktoÅ› inny w jej ciele - cudownym,
    seksownym i kuszącym. Ale chyba znowu odezwało
    się jego ciało...
    Otworzył usta, a potem sobie uświadomił, że za-
    mierzał wypowiedzieć ciąg niekompletnych zdań, na
    przykład:  Ty i ja..." albo  My...". Nawet nie zdań,
    tylko zaimków, ponieważ nie miał zielonego pojęcia,
    co powiedzieć.
    - Zrobisz, co zechcesz - stwierdziła Beth.
    Wydawało mu się, że słyszy w jej głosie napięcie.
    Czy ta niezależna flirtująca Beth to tylko poza?
    - Jeśli chcesz wrócić do hotelu, odwiozę cię. Spot-
    kamy się na zewnątrz - oznajmiła.
    Potem wyszła. Po prezerwatywy?
    Ta myśl go podnieciła - podobnie ja ta nowa Beth,
    niezależnie od tego, czy faktycznie się zmieniła, czy
    tylko udawała. Co prawda podczas ich małżeństwa
    nigdy nie szukała oparcia u innych. Po prostu była
    i pragnęła się jakoś dopasować do sytuacji - dziecińst-
    wo wyrobiło w niej potrzebę uszczęśliwiania innych,
    ale nie natrętnie.
    Na myśl o tym poczuł ucisk w piersi. Wyobraził
    sobie dziecko wychowywane w rodzinie zastępczej, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl