• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Tulkh spoglądał na nią, trzymając w dłoni wymierzoną w dziewczynę włócznię,
    stawiając niewypowiedziane ultimatum wyrażające więcej niż jakiekolwiek słowa.
    Po chwili Zo przekroczyła bramę Akademii.
    ROZDZIAA 11
    glebozrzut,
    BEZ POPITKI
    - Witamy na Marfie, Rojo TracÄ™. Nazywam siÄ™ Niles Emmert. Poinformowano nas o
    pańskim przybyciu. Siwowłosy pracownik laboratorium rolniczego wyciągnął dłoń
    na powitanie. Tracę uścisnął ją, ale wzrokiem omiatał już otoczenie,
    rejestrujÄ…c okolice lÄ…dowiska.
    By tu przylecieć, zarekwirował pospolity, średniej wielkości statek -
    wystarczająco przestronny, by pomieścić ośmioosobową załogę i na tyle mały, by
    nie przyciągać niczyjej uwagi. Na potrzeby długodystansowych wypraw wyposażono
    go w silniki jonowe i hipernapęd pierwszej klasy. Całą podróż odbył sam.
    - Chciałbym obejrzeć poziom badawczy.
    - Ależ oczywiście. - Emmert skinął głową. - Komora inkubacyjna znajduje się na
    poziomie B-7. To właśnie tam pańska siostra opiekowała się orchideą.
    Winda już na nich czekała. Dziesięć minut pózniej Emmert prowadził go między
    rzędami różnych roślin, zmierzając do wejścia do komory. Jej panel kontrolny
    był wyrwany. Tracę spojrzał w głąb, na połamane układy, i przykucnął, kładąc
    obie dłonie na brudnej, porysowanej podłodze komory. - Z tego, co wiemy -
    zaczął Emmert - Hestizo została...
    Nie patrząc na niego, Tracę gestem nakazał mu zamilknąć.
    Zalała go lawina wspomnień: słyszał głos Zo i widział twarz napastnika - to był
    Whiphid, uświadomił sobie, i to największy, jakiego kiedykolwiek widział - jak
    ten wyciąga ją i orchideę z komory. Tracę poczuł zaskoczenie siostry
    przeistaczające się w ból, gdy w głowę uderzył ją tępy koniec włóczni Whiphida.
    Cios pozbawił ją przytomności i Zo padła nieprzytomna na podłogę, wypuszczając
    z dłoni kwiat. Whiphid pochylił się, przerzucił ją sobie przez ramię,
    jednocześnie chwytając orchideę, i stąpając ciężko, wyszedł z pomieszczenia. I
    - Przyszedł po kwiat - powiedział Tracę. Emmert pokiwał głową.
    - Orchidea Murakami jest znana ze swojej wrażliwości na Moc. Jest potężna, ale
    do życia potrzebuje opiekuna, istoty o równie
    wysokim poziomie midichlorianów. - Czy w
    momencie porwania był tu ktoś jeszcze?
    - Tylko Wall Bennis, dyrektor laboratorium.; - Nadal jest...
    - Nieprzytomny - dokończył Emmert. - W zbiorniku z bactą. Nasi lekarze twierdzą
    że za dzień, dwa powinien się obudzić. - Nie możemy czekać tak długo -
    powiedział Tracę.-A kamery w strefie załadunkowej i na lądowisku?
    - Nasze czujniki zarejestrowały rano przybycie i odlot nieuprawnionego statku.
    -
    Emmert odwrócił wzrok, speszony. - Musiał korzystać z jakiegoś urządzenia
    maskującego, dzięki czemu uniknął wykrycia... ale w końcu wpadliśmy na trop,
    cofając się do porannych nagrań.
    Sięgnął do kieszeni swojego fartucha i wyciągnął z niej datapad, włączając go w
    międzyczasie. Tracę spojrzał na ekran. Zdjęcie przedstawiało hangar,
    koncentrując się na podłużnym pojezdzie wyglądającym, jakby ktoś zbił go ze
    złomu. Pomimo niezgrabnego kształtu, a może właśnie z tego powodu, ze statku
    przebijała obłudna, prymitywna podłość, a jego prosta, zwalista bryła
    odstraszała ciekawskich wizją tego, co może czaić się w środku. Na kadłubie
    widoczny był częściowo starty ciąg liter i cyfr.
    - Może pan to powiększyć? - poprosił Tracę.
    Emmert wcisnął przycisk i datapad zaczął przybliżać nazwę statku, aż wreszcie
    Tracę mógł ją odczytać:  Mirocaw".
    - Ale nie udało nam się jeszcze odczytać sygnału wywoławczego.
    - Bo zeskrobano je, aż stały się nieczytelne. To stara przemytnicza sztuczka. -
    Tracę zmarszczył brwi. - Mówił pan, że statek korzystał z jakiegoś
    urządzenia maskującego? Emmert skinął potakująco głową.
    - Tak, ale...
    - Co to? - Tracę wskazał na ekranie linię bladych, błękitno- zielonych
    przebarwień wzdłuż lewej strony  Mirocawa". Błyszczały jak nafosforyzowane,
    jakby fragment kadłuba pociągnięto opalizującym olejem. - Związki węgla?
    - Nie. - Rycerz Jedi pokręcił przecząco głową. - To osad thuliańskiej pary
    wodnej, galaktycznej anomalii, mieszaniny postindustrialnego zanieczyszczenia
    powietrza i kryształowej mgły. Można się na nią natknąć w raptem trzech
    miejscach poza Zrodkowymi Rubieżami. Spojrzenie Emmerta było pozbawione
    wyrazu.
    - Przygotujcie mój statek - powiedział Tracę. - Odlatuję za pięć minut.
    W przeciągu godziny potwierdził swoje przypuszczenia - najbliższe thuliańskie
    zwały chmur trwale przesłoniły Kwenn, posępną postindustrialną placówkę na
    samych obrzeżach przestrzeni Huttów.
    Pod koniec dnia Tracę już tam był. Na stację kosmiczną Kwenn składały się
    rozciągające się na wielkim obszarze wnęki dokowania, magazyny i warsztaty,
    kantyny i nielegalne sale gry. Starając się nie rzucać w oczy, Tracę odwiedził
    tuzin różnego rodzaju przybytków, rozmawiając z pilotami, zbiegami, mechanikami
    i istotami z obrzeży, z których składała się ludność stacji. Zwalczając własną
    niecierpliwość, kupował kolejne kolejki drinków i wysłuchiwał przydługich, na
    pozór bezsensownych monologów knajpiarzy, którym od lat nie trafił się równie
    uważny słuchacz. Koniec końców odpowiedzi, których szukał, udzielił mu
    jednoręki bothański przemytnik imieniem Gree, wskazując wcześniejsze miejsce
    pobytu
    Tulkha, łowcy nagród z rasy Whiphidów i właściciela  Mirocawa".
    - Nie widziałem go od jakiegoś czasu - wyjawił Gree po tym, jak Tracę postawił
    mu kilka kolejek, włączając w to miejscowy przysmak w postaci drinka zwanego
    Glebozrzutem i wsunął do dłoni garść kredyt. - Wieść niesie, że znalazł jakąś
    świetną fuchę, ale nikt nie wie jaką. Tracę spojrzał przemytnikowi w oczy i
    poczuł, jak Moc przepływa do umysłu Bothana, kończąc to, co rozpoczął
    alkohol.
    - Mówił coś o kwiecie?
    - O... - twarz Gree'a wygładziła się, z jego głosu zniknęło wahanie. - A no
    tak,szukał kwiatu. Tulkh nie był szczególnie gadatliwy, ale któregoś wieczora
    popiliśmy i opowiedział mi o nim. - Kto go zatrudnił?
    - Lord Sithów o imieniu Darth Scabrous.
    Trace'a przeszył nagły chłód.
    - Gdzie go można znalezć?
    - Nie wiem... w Akademii Sithów? - Gree skrzywił się lekko, próbując sobie
    przypomnieć. - Znaczy... Na Odacer-Faustin? - Zamrugał. - Hej, postawisz
    jeszcze jednego? Ale Trace'a już tam nie było.
    ROZDZIAA 12
    składnik
    Wychodzącą z windy Zo opuściła wszelka nadzieja.
    Ucieczka nie wchodziła już w grę i chyba nigdy nie było na nią szans. Whiphid
    poprowadził ją poprzez zrujnowaną Akademię, mijając po drodze kilku
    przypatrujących im się studentów Sithów i Mistrzów. Z ich twarzy biły gniew i
    determinacja. Nawet jeśli orchidea coś zauważyła, nie odezwała się słowem.
    Dobrze po południu stanęli u stóp wieży.
    Przed wejściem czekał na nich droid HK. Potwierdził tożsamość Tulkha, wykonując
    skan jego soczewki - rozdrażniony procedurą Whiphid zamrugał i przetarł oczy -
    i wprowadził ich do środka. Turbowinda zabrała ich na górę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl