• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    broń.
    - Mama miała rację co do ciebie - powiedział.
    - Twojej mamie należy się lekcja, jak być miłą dla mężczyzny. I ja jej tę lekcję dam.
    Najpierw utnę ci jaja, pomyślał Rawley.
    - Wyłaz. - Troy wyciągnął Rawleya na chłód wczesnego poranka. Chłopak nie spał, ale
    siedział zamyślony i wciśnięty w fotel. Jedynym wyjściem jest ucieczka. Nie ma pieniędzy, ani
    centa, ale gdyby dotarł do automatu telefonicznego, mógłby zadzwonić na koszt mamy.
    Wysiadł z samochodu. Troy natychmiast znalazł się przy nim i popchnął go w stronę
    schodów. Rawley musiał ominąć jakieś rupiecie złożone przy wejściu.
    - Hej, tam, J.P.! - wołał Russell, waląc w drzwi. - Otwieraj ten chlew! - W końcu, po ko-
    lejnych uderzeniach, pojawił się szczurowaty facet.
    - Troy! - zapiał z zachwytu.
    Rawley cofnął się o krok, ale został złapany za kołnierz klubowej kurtki i wepchnięty do
    wnętrza ciemnego i śmierdzącego pokoju.
    Hunter nie miał przy sobie broni. Nie miał jej w ogóle. Oddał służbowy pistolet, odcho-
    dząc z policji. Chociaż często zdarzało mu się go wyciągać, nie strzelał prawie nigdy.
    Teraz bardzo by mu się przydał. Stawać oko w oko z Troyem i Rattym bez żadnej broni,
    to zakrawało na głupotę.
    Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Carlosa i Mamuta. Na pewno by przyjechali.
    Ale postępowaliby zgodnie z przepisami, a w tym momencie nie wchodziło to w grę.
    Nie był pewien, jak zachowa się Rawley. Wydawało się, że niechętnie wchodzi do domu.
    A może zaaplikowali mu jakieś środki odurzające? Odbył przecież z Troyem długą podróż.
    Hunter wahał się; nie miał pewności, jak to rozegrać.
    W schowku leżała paczka papierosów. Wyjął ją, wyciągnął jednego i obracał w palcach.
    Nie, nie zapali. Musi w końcu przezwyciężyć nałóg, musi wreszcie pokonać stan wewnętrzne-
    go wyczerpania. Na szczęście dziś jest w formie.
    Mijały godziny. Około dziewiątej spod szesnastki wybiegła dwójka małych dzieci i zaczę-
    ła bawić się w piasku przy ulicy. Słońce paliło, choć niebo zasnuwała szara warstwa smogu.
    Z mieszkania Ratty'ego nie dochodził żaden dzwięk. Od chwili, gdy weszli tam Troy z
    Rawleyem, nie zapaliło się światło, nie widać było ruchu. Nic.
    Hunter pomyślał, że pora jednak wkroczyć, z bronią czy bez niej.
    Wyskoczył z dżipa i wszedł po schodkach. Bawiące się dzieciaki nie zwróciły na niego
    uwagi. W śmieciach pod drzwiami Ratty'ego zauważył blisko metrowej długości metalowy
    pręt. Niewiele. Ale właściwie użyty też może spowodować trochę szkód.
    Ważył go przez chwilę w dłoniach. Spojrzał na drzwi.
    Zastukał głośno.
    Otworzył mu Ratty. W dziennym świetle mrugał jak szczur. Hunter odepchnął go i zna-
    lazł się o pół metra od Rawleya, który z okrzykiem radości wyrywał się ku niemu, wyplątując
    się ze śpiwora leżącego na podłodze.
    Hunter w ułamku sekundy ocenił sytuację. Jego wzrok padł na Troya Russella. Facet
    miał broń i celował dokładnie w serce Huntera.
    - Rusz się, a zabiję - stwierdził beznamiętnie.
    - Cześć, Russell - spokojnie odpowiedział Hunter.
    Rozdział 17
     Nie ruszaj się - rozkazał Troy. - Rzuć to. Ręce do góry.  Hunter powoli rozluznił zaci-
    śniętą pięść, ostrożnie odłożył na podłogę drąg i podniósł ręce.
    - Hej! - zawołał Ratty zza pleców Huntera.
    - J.R, grzej samochód - krzyknął do niego Troy.
    - Ale...
    - Uruchom to gówno! - rzucił przez zaciśnięte zęby. Ratty popędził po schodkach, poty-
    kając się w pośpiechu o pudła z cennymi śmieciami.
    - Zamknij drzwi - polecił Troy Rawleyowi. Rawley z trudem łapał oddech.
    - Zaczekaj... zaczekaj chwilÄ™...
    - Zamknij... kurwa... te drzwi.
    - Nie zastrzelisz Huntera.
    - Rób, co mówię! - Troy niemal ryczał.
    - Posłuchaj go - powiedział cicho Hunter. Brak opanowania Russella zaniepokoił go. Nie
    miał pojęcia, że ten człowiek tak bardzo się zmienił.
    Rawley zawahał się. Nie miał ochoty zastosować się do polecenia. Instynktownie oceniał
    dystans dzielÄ…cy go od Troya.
    Troy odgadł jego zamiary i dostał furii. Zastrzeli tego głupiego bękarta i da mu nauczkę.
    W momencie, gdy skierował lufę w stronę Rawleya, Hunter obrócił się i z całej siły
    szarpnął chłopca. Rozległ się strzał, w powietrzu uniósł się charakterystyczny zapach kordytu.
    Hunter poczuł ból. Rawley upadł.
    - Nic ci nie jest? - wydyszał Hunter, pokonując ból i szok.
    Troy patrzył ze zdumieniem na pistolet. Przyglądał się, jak Calgary słania się i potyka.
    Jak daleko słychać było strzał? Wydawało mu się, że był bardzo głośny. Troy jednym skokiem
    dopadł chłopca i szarpnął go do siebie. Rawley, w pierwszej chwili ogłuszony, zamienił się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl