• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    została zgładzona?
    Gdy skończył spisywać nazwiska, nie był ani o krok bliżej tego, by odkryć, kim
    naprawdÄ™ Celaena jest.
    - Więc, zamierzasz w końcu zapytać mnie o to, o co chciałeś zapytać przyciągając nie
    tu, czy po prostu mam się cieszyć odmrażaniem tyłka przez resztę wieczora? - zapytał Dorian
    Chaol uniósł brew, a Dorian posłał mu lekki uśmiech.
    - Co z nią? - zapytał Chaol. Słyszał, że jedli razem kolację - że nie opuściła komnat
    księcia do póznej nocy.
    Czy to było celowe posunięcie? Coś, co rzucała mu w twarz, by sprawić mu jeszcze
    więcej bólu?
    - Radzi sobie - powiedział Dorian. - Radzi sobie najlepiej, jak tylko może. I odkąd cię
    znam, wiem, że jesteś zbyt dumny, by o to zapytać, więc powiem ci: nie, nie wspominała o tobie. A
    przynajmniej nie przy mnie.
    Chaol wziął głęboki oddech. Jak mógł przekonać Doriana, by trzymał się od niej z
    daleka? Nie dlatego, że był zazdrosne, ale dlatego, że Celaena mogła być tak ogromnym
    zagrożeniem, iż Dorian nie potrafiłby sobie tego wyobrazić. Tylko prawda mogłaby zadziałać, ale...
    - Twój ojciec interesuje się tobą - powiedział Dorian, - Po spotkaniach zawsze mnie o
    ciebie pyta. Myślę, że chce, żebyś wrócił do Anielle.
    - Wiem.
    - Zamierzasz z nim wyjechać?
    - A ty chcesz, żebym wyjechał?
    - To nie jest decyzja, którą ja podejmuję.
    Chaol zacisnął zęby. Z pewnością nigdzie nie wyjedzie, zwłaszcza, gdy Celaena tu jest.
    I nie tylko dlatego kim naprawdÄ™ jest.
    - Nie mam po co jechać do Anielle.
    - Mężczyzni byliby gotowi zabić za władzę, jaką ma Anielle.
    - Nigdy jej nie chciałem.
    - Nie. - Dorian oparł dłonie o balustradę. - Nie, nigdy nie chciałeś niczego dla siebie, z
    wyjÄ…tkiem pozycji, jakÄ… teraz masz i Celaeny.
    Chaol otworzył usta, już przygotowując wymówkę.
    - Myślisz, że jestem ślepy? - zapytał Dorian, jego oczy miały kolor lodowo niebieski. -
    Czy wiesz, dlaczego na balu Yulemas podszedłem do was? Nie dlatego, że chciałem poprosić ją do
    tańce, ale dlatego, iż widziałem, w jaki sposób na siebie patrzycie. Już wtedy wiedziałem, co do niej
    czujesz.
    - Wiedziałeś, a i tak poprosiłeś ją do tańca. - Zacisnął ręce w pięści.
    - Umie samodzielnie podejmować decyzje. I to właśnie wtedy zrobiła. - Dorian posłał
    mu gorzki uśmiech. - Wybrała między nami.
    Chaol wziÄ…Å‚ uspokajajÄ…cy oddech, duszÄ…c w sobie wzrastajÄ…cy gniew.
    - Jeśli czujesz to, co czujesz, to dlaczego pozwoliłeś, by nadal była przykuta do twojego
    ojca? Dlaczego nie znajdziesz sposobu, by wymigać ją od kontraktu? Czy może tak bardzo się
    boisz, że jeśli puścisz ją na wolność to nigdy do ciebie nie wróci?
    - Na twoim miejscu uważałbym na słowa - powiedział cicho Dorian.
    Ale taka była prawda. Mimo, ze nie był sobie wyobrazić bez niej świata, wiedział, że
    musi ją z tego zamku wydostać. Choć nie mógł powiedzieć, czy to dla dobra Adarlanu czy dla niej.
    - Mój ojciec ma taki charakter, że bez problemu by mnie ukarał - ją także... Gdybym
    próbował tylko poruszyć ten temat. Zgadzam się z tobą, naprawdę: trzymanie jej tutaj nie jest w
    porządku. Lecz wciąż powinieneś myśleć, co mówisz. - Następca tronu spojrzał na niego z góry. - I
    zastanowić się, wobec kogo jesteś lojalny.
    Raz mógłby się pokłócić. Raz mógłby zarzucić, że jego lojalność wobec korony jest
    jego największym atutem. Lecz ta ślepa lojalność i posłuszeństwo zaczęło ten bieg wydarzeń.
    I właśnie to wszystko zniszczyło.
    Celaena wiedziała, że straciła przytomność tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by
    %7łółtonoga związała jej łańcuchem ręce za plecami.
    Głowa jej pulsowała, krew spływała po szyi, plamiąc tunikę.
    Nie było tak zle - obrywała gorzej.
    Jej broń zniknęła, pewnie rozrzucona gdzieś po przyczepie. Nawet ta we włosach i pod
    ubraniami. MÄ…dra kobieta.
    Nie dała więc możliwości wiedzmie, by zorientowała się, że odzyskała przytomność.
    Bez ostrzeżenia uniosła ramiona i szarpnęła głową do tyłu najmocniej jak tylko mogła.
    Kość pękła, a %7łółtonoga zawyła, lecz Celaena już się przekręcała, unosząc na kolanach.
    Wiedzma szarpnęła za łańcuch, szybko jak żmija, ale Celaena nadepnęła na część leżącą
    między nimi, drugą nogą celując w twarz czarownicy.
    Kobieta wyleciała, jakby była niczym więcej niż drobinką kurzu niesioną przez wiatr,
    upadając w cień między lustrami.
    Przeklinając pod nosem, Celaena szarpnęła obolałymi nadgarstkami. Uwalniała się z
    gorszych rzeczy. Arobynn wiązał ją od stóp do głów i uczył ją, jak poluzować więzy, nawet jeśli
    miało się to skończyć leżeniem dwa dni plackiem na ziemi w jej własnych brudach lub wypchnięcie
    kończyny ze stawu. Tak więc, co nie było zaskoczeniem, ściągnęła łańcuchy w ciągu kilku sekund.
    Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i przez nią chwyciła długi kawałek szkła. Stąpając
    między odłamkami szkła, Celaena zajrzała w cień, gdzie chwilę temu poszybowała %7łółtonoga. Nic.
    Jedynie ciemna plama krwi.
    - Czy wiesz, jak wiele młodych kobiet więziłam tu przez ostatnie pięćset lat? - Głos
    wiedzmy powchodził zewsząd i znikąd. - Jak wiele czarownic Crochan zniszczyłam? Także były
    wojowniczkami - tak utalentowanymi, pięknymi wojowniczkami. Smakowały niczym letnie słońce
    i zimna woda.
    Potwierdzenie tego, że %7łółtonoga była błękitnej krwi wiedzmą %7łelaznych Zębów nie
    zmieniało nic, powiedziała sobie. Nic, poza tym, że musiała znalezć większą broń.
    Celaena rozejrzała się dookoła - szukając wiedzmy, jej sztyletów, czegokolwiek, co
    przydałoby się przeciwko czarownicy.
    Powiodła wzrokiem po półkach na pobliskiej ścianie. Książki, kryształowe kule, zwoje
    papieru, martwe rzeczy w słoikach... Celaena by jej nie zauważyła, gdyby zamrugała.
    Cała była pokryta kurzem, ale lśniła lekko w świetle padającym od pieca.
    Ujrzała zamontowaną na hakach siekierę. Uśmiechnęła się lekko, gdy wyrwała ją ze
    ściany.
    Dookoła, w każdym lustrze widziała %7łółtonogą, a to dawało jej tysiące możliwości na
    to gdzie stała, patrząc i czekając.
    Celaena machnęła siekierą i wycelowała w jedno z nich. A potem w następne. I
    następne.
    Jedynym sposobem na zabicie wiedzmy jest odcięcie jej głowy. Stara przyjaciółka
    powiedziała jej to kiedyś.
    Celaena ruszyła między lustrami, rozbijając jedno po drugim, niszcząc odbicia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl