• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Jestem pewna, że pan chce. - Fontaine wyciągnęła papierosa, i poczekała aż on poda jej ogień.
    Steve wygrzebał jakąś tanią zapalniczkę i dokonał ceremonii.
    - Hmmm... - powiedziała Fontaine, wciąż taksując go wzrokiem. - Czy ma pan dziewczynę?
    Spojrzenie Steve'a stało się śmiałe. - Jedna by mi nie wystarczyła, Mrs Khaled.
    - Pewnie nie. - Zwróciła się do Polly: - Myślę, że powinnyśmy dać panu Valentine szansę, nie wydaje
    ci siÄ™, Polly?
    Nico wyszedł z mieszkania Hala z postanowieniem jak najlepszego wykorzystania swojego ostatniego
    dnia w Londynie. Był w posiadaniu sześciu tysięcy dolarów, które Bernie wyciągnął ze swojego
    biurowego sejfu -a poza rachunkiem za hotel nie będzie miał żadnych innych wydatków w Londynie.
    Kiedy Hal już upłynni pierścień, Nico będzie miał więcej niż dosyć gotówki, żeby spłacić swoje długi w
    Vegas, zwrócić pieniądze Bernie'mu i nadal mieć kilka tysięcy dolarów na czysto.
    Oczywiście będzie musiał wtedy zacząć myśleć o swojej przyszłości. Ale będzie się o to martwił, kiedy
    nadejdzie na to pora. A także Mrs Costello trzeba wynagrodzić szkodę i to będzie jego obowiązkiem,
    jeśli do tego czasu nie zajęło się tym jej towarzystwo ubezpieczeniowe. Obstawał przy zamiarze
    zwrócenia jej pieniędzy, jeśli nie była ubezpieczona. W jaki sposób, nie miał zielonego pojęcia. Ale Nico
    cechowała niewzruszona wiara w swoje umiejętności poradzenia sobie z każdą sytuacją. Do tego
    dochodziła pewność, że w żadnym wypadku taki pierścień nie mógł być ubezpieczony.
    Pomyślał o Fontaine Khaled. Kwiaty, oczywiście. Czerwone róże, naturalnie. Sześć tuzinów, plus dy-
    skretna karteczka z przeprosinami. I prezent. Nie symboliczne świecidełko jak zazwyczaj. Ale coś
    miłego i konkretnego. Coś pięknego, co by uwielbiała.
    Mimo, że wyjeżdżał z Londynu, był zdecydowany ponownie zobaczyć się z nią. Było całkiem możliwe,
    że wróci tu po załatwieniu wszystkich spraw.
    Fontaine intrygowała go jak żadna inna kobieta od czasu śmierci Lise Marii. Znał ją, a jednak czuł, że
    zaledwie dotknął powierzchni jej istoty. Była kobietą arogancką, pewną siebie, twardą. Ale pod tą
    powłoką kryła się kobieta zupełnie inna, którą naprawdę chciał poznać. Wrażliwa, łagodna,
    sympatyczna. Szukająca odpowiedniego mężczyzny - tak jak on podświadomie szukał odpowiedniej
    kobiety.
    Przywołał taksówkę i kazał kierowcy jechać do Bou-cheron, sklepu jubilerskiego na Bond Street.
    Ricky obserwował Fontaine we wstecznym lusterku, gdy rolls prześlizgiwał się przez zatłoczone ulice.
    Oczy miała zamknięte, nogi założone jedna na drugą, a spódnica unosiła się coraz wyżej, ukazując górę
    pończoch. Nosiła podwiązki! Jezu Chryste! Pieruńskie podwiązki! Jedynym miejscem, gdzie widywał
    podwiązki, były magazyny z nagimi dziewczynami!
    Od razu poczuł się napalony, pomimo porannych piętnastu namiętnych minut z Polly.
    - Ricky.
    Szybko przesunął oczy na jej twarz. Obudziła się.
    - Tak, Mrs Khaled?
    - Czy odebrałeś moje rzeczy z pralni?
    - Tak, Mrs Khaled.
    - I czy zrealizowałeś receptę?
    - Tak, Mrs Khaled.
    - To dobrze. Kiedy dojedziemy do domu, to możesz sobie wziąć parę godzin wolnego. Nie będę cię
    potrzebowała do dziesiątej dziś wieczór.
    - Dziękuję, Mrs Khaled. - Zerknął na zegar na tablicy rozdzielczej. Dochodziła piąta. Sam był raczej
    zmęczony. Jeszcze raz spojrzał ukradkiem w lusterko. Fontaine naciągnęła spódnicę na uda. Zepsuła
    zabawÄ™.
    - Aha, Ricky.
    - Tak, Mrs Khaled?
    - BÄ…dz grzeczny i trzymaj oczy na jezdni.
    - Tak, Mrs Khaled.
    Dziwka!
    Nico bawił się dobrze. Zawsze miał talent do wydawania pieniędzy. Trzy tysiące dolarów poszły na
    nabite diamentami serce dla Fontaine. Kolejny tysiÄ…c na zegarek od Cartiera dla Bernie'go. I tysiÄ…c
    dwieście na ubrania dla siebie: swetry z kaszmiru i jedwabne koszule firmy Turnbull and Asser.
    Nico ukontentowany powrócił do hotelu.
    Hal czekał w hallu. Sprawy postępowały nawet szybciej niż się spodziewał.
    - Dobre wieści? - zagadnął.
    - Chodzmy na górę - odparł Hal.
    Pojechali w milczeniu na górę do apartamentu Nico.
    Po wejściu do pokoju Hal wyjął diamentowy pierścień i rzucił go na łóżko. - To szkło, pierdolone szkło! -
    Splunął z obrzydzeniem. - W jakie ty, u diabła, klocki pogrywasz, Nico?
    Bernie był zalany. I to niezle. Akurat tak, by móc z uśmiechem stanąć twarzą w twarz z Carlosem
    Brentem i rodzinÄ… Fonicettich.
    Była szósta. Zbierał się właśnie do wyjścia od Su-sanny i obiecywał przyjść po nią o siódmej.
    Susanna leżała w łóżku, też wstawiona, i po raz szósty proponowała, żeby się ponownie pobrali.
    - Dlaczego? - zapytał Bernie. - Tak nam dobrze ze sobą, kiedy nie jesteśmy małżeństwem.
    - Wiem - zgodziła się Susanna. - Ale byłoby to dobre ze względu na Starr.
    Nie mówiąc o Carlosie, pomyślał Bernie. Wielki tatuś byłby wściekły, gdyby wiedział co jest grane.
    - Nie zapomnij zaprosić Nico - zawołała za nim Susanna.
    - Jeśli gdzieś tu jest - odrzekł Bernie.
    - Do tego czasu musiał już wrócić. A poza tym, kim jest jego nowa dziewczyna?
    - Mówiłem ci, że nie wiem. Do zobaczenia pózniej.
    Bernie wyszedł w pośpiechu i wrócił do apartamentu Nico.
    Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby on już tam czekał?
    Nie czekał.
    Bernie zaczął zastanawiać się czy rozmowa telefoniczna byłaby wskazana w tej sytuacji. Niewątpliwie
    chciał się dowiedzieć jak lecą sprawy. Czy długo jeszcze uda mu się utrzymywać pozory, że Nico jest na
    miejscu? Nie mógł oczywiście zaryzykować telefonowania z Forum. Musiałby pójść do hotelu Caesars
    albo Circus i skorzystać z budki telefonicznej. Pokłada całą nadzieję w Bogu, że Nico zameldował się w
    Lamoncie w Londynie, tak jak powiedział.
    Bernie wziął prysznic i zmienił ubranie. Potem spryskawszy się odświeżającym dezodorantem poszedł
    wykonać telefon.
    Cherry zrobiła piruet przed lustrem obejmującym całą jej sylwetkę.
    - Podoba ci się - zapytała Dino z zapartym tchem.
    - Aadna - odparł, bardziej zaprzątnięty myślą o tym, jak się potoczy wieczór niż nową sukienką Cherry.
    - Nie podoba ci się - wydęła usta.
    - Kochanie, podoba mi się - złapał ją w ramiona i przytulił uspokajająco. - Wyglądasz jak wspaniała,
    duża, śliczna lalka.
    - Jestem twoją żoną - powiedziała dumnie.  Mrs Fonicetti!
    %7łołądek podskoczył mu do gardła ze strachu. W ciągu trzydziestu jeden lat swojego życia nigdy nie
    podjął żadnej ważnej decyzji bez konsultowania się z ojcem. Teraz naprawdę to zrobił. Wymknął się
    tamtego popołudnia i poślubił Cherry zanim Joseph zdołałby wymyś-leć jakiś sprytny sposób pozbycia
    siÄ™ jej.
    - Twój ojciec mnie polubi - powiedziała Cherry, jak
    gdyby czytając w jego myślach. - Zobaczysz, on naprawdę mnie polubi. Mogę ci to obiecać.
    - Wiem, wiem. Tylko trzymaj buzię na kłódkę o naszym ślubie. Sam mu o tym powiem.
    - DziÅ› wieczorem?
    - Tak, jasne, dziÅ› wieczorem.
    Uśmiechnęła się. - Ale to będzie niespodzianka! Ja i twój ojciec pragnący porozmawiać o naszym
    małżeństwie, i wtedy trach, powiesz mu!
    - Tak, trach. - Dino spróbował się uśmiechnąć. Nie było to łatwe.
    Joseph Fonicetti przybył do restauracji Magna Carter dokładnie o szóstej czterdzieści pięć. Zrobił
    inspekcję stołu przygotowanego do kolacji, oznajmił, że wszystko jest jak należy, a szef sali odetchnął z
    ulgÄ….
    Pracując dla Josepha Fonicettiego człowiek uczył się dokładności.
    - Przynieś mi trochę wody sodowej Perrier - poprosił Joseph. - I kilka tych białych, małych kart. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl