-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robić awantur, przynajmniej nie w trakcie wesela, na
oczach krewnych i znajomych. - Przepraszam - szepnęła.
- Jestem zdenerwowana, na pewno możesz to zrozumieć.
- Rozumiem więcej, niż ci się wydaje. - Muzyka
umilkła. Skończyli tańczyć. - Czy możemy spędzić trochę
czasu z moimi rodzicami? - zapytał. - Myślę, że chcieliby
cię lepiej poznać.
Pozwoliła poprowadzić się do ich stolika. J.C. podbiegł
do niej i rzucił się jej na szyję.
- Dziadek mówi...
- Dziadek? - zdziwiła się.
- Nie mogę mówić na niego dziadek? - speszył się J.C.
- On mi powiedział, że mogę.
Z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Oczywiście, że możesz. Co pan... co dziadek powie-
dział?
- Że kiedy odwiedzimy go w Fran... San...
- W San Francisco. - John przyszedł mu z pomocą.
- Tak - zgodził się J.C. - Kiedy tam pojedziemy, pój-
dziemy na plażę nazbierać muszelek. Prawda, babciu? I do
Disneylandu i Magic Mountain. Dobrze, mamusiu? Może-
my tam pojechać jak najszybciej?
Laura położyła rękę na ramieniu chłopca.
- Nie pospieszaj mamy, kochanie. Mama i tata mają
teraz coś bardzo ważnego do załatwienia.
Zanim J.C. miał czas odpowiedzieć, podeszła do nich
Lara.
- Bufet już otwarty. Może coś przynieść dla państwa?
Jared zajmuje się Grayem, więc nie będzie to dla mnie
żadnym problemem. Tylko że trudno mi coś doradzić,
wszystkie potrawy wyglądają wspaniale - uśmiechnęła się
do Cole'a.
J.C. podbiegł do niej.
- Mamusiu, czy mogę iść z ciocią? Umieram z głodu.
- Oczywiście, kochanie, daj cioci rączkę, żebyś się nie
zgubił - powiedziała Lara, po czym zwróciła się do Jenny:
- Wszystko w porządku, nie przejmuj się. Panny młode nie
powinny zajmować się karmieniem małych chłopców, na-
wet jeżeli umierają oni z głodu. Zajmę się nim, nic się nie
martw. Możesz spokojnie posiedzieć z... teściami.
Jenny spojrzała na Cole'a. Wyglądał na zadowolonego
z biegu spraw.
Kiedy Lara i J.C. odeszli, zwrócił się do rodziców:
- Mamo, tato, myślę, że jest coś, o czym powinniście
wiedzieć.
John i Laura wymienili szybkie spojrzenia.
- Chyba już wiemy - powiedział John.
Laura śmiała się.
- Czy myślisz, Cole, że nie zauważyliśmy podobień-
stwa? Przecież ten mały jakby wyskoczył z twoich foto-
grafii z dawnych lat. Tylko dlaczego ty i Jenny...
- Nie, nie - przerwał John, - Wcale nie musimy wie-
dzieć. To nie nasza sprawa. Najważniejsze, żebyście byli
szczęśliwi..
Ta serdeczność tak wzruszyła Jenny, że w milczeniu
pochyliła głowę.
- Nie mogę pozwolić, żeby państwo myśleli... - za-
częła.
- Bardzo prószę... - wtrąciła Laura. - Jeśli nie możesz
mówić do nas mamo i tato, to może będzie najlepiej, jeżeli
będziemy zwracać się do siebie po imieniu.
Jenny przygryzła wargę.
- Przepraszam, Lauro i Johnie, nie chcę, żebyście my-
śleli...
Cole objął ją w pasie.
- Nie sądzę, żeby była teraz właściwa pora na wyjaś-
nienia, Jenny.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Przecież nie mogę pozwolić, żeby myśleli, że nie
byłeś dość odpowiedzialny, żeby zająć się swoim dziec-
kiem, - Zwróciła się znowu do swoich teściów: - Prawda
jest taka, że nigdy nie powiedziałam Cole'owi o J.C. Do-
wiedział się o tym dopiero teraz, kiedy przyjechał do
Cripple Greek i to wszystko moja wina. Ja... po prostu nie
chciałabym, żebyście myśleli, że wasz syn mógł zrobić coś [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl